Rozdział 2

352 32 6
                                    



Byłem w dziwnym, ciemny pomieszczeniu. Nie lubię ciemności – pomyślałem.

Nie chcąc zostać w tym pomieszczeniu po omacku zacząłem szukać z tond wyjścia. Błądziłem godzinami w mroku co chwila potykając się o nicość. Gdy straciłem już jakąkolwiek nadzieję i chciałem zwinąć się w kłębek i poczekać na swój koniec. Zauważyłem nikłe światełko majaczące w oddali. Nie wiele myśląc pognałem do niego. Z każdym krokiem byłem bliżej, a blask się zwiększał. Było to ognisko. Będąc w odległości metra potknąłem się o własne nogi wpadając w ogień.

Krzyczałem na całe gardło spalany przez żar płomieni. Nie miałem jak wstać czy chociaż sturlać się z paleniska. Ogniki oplatały mnie z czułością i potworną siłą nie pozwalając na ucieczkę. Nie chciałem tej czułości. Zapragnąłem wrócić do mroku, zimnej, bezpiecznej ciemności. Ona mnie nie krzywdziła. Była straszna, ale opiekuńcza. Chroniła mnie przed tym czego nie widziałem. Zapewniała ochronne, blask za to przynosił wiedzę i ból. Jeśli miałem się spalić za wiedzę wolałem być najgłupszym człowiekiem byle by moje cierpienie się skończyło.

Żar wypełnił mnie całego. Po nie zmierzonych torturach i nie uchwytnych wrzaskach spalony na popiół odpłynąłem w nicość.

~ ~ ~ _  ~ ~ ~ _  ~ ~ ~ _ ~ ~ ~

Powoli zacząłem odzyskiwać świadomość. Z wielkim trudem docierały do mnie wszystkie bodźce zewnętrzne. Spojrzałem się na moje dłonie i z ulgą stwierdziłem, że był to tylko koszmar. Przerażający koszmar. Kolejną rzeczą jaka do mnie dotarła to to że leże na czymś twardym i potwornie nie wygodnym. Nagle uderzyła we mnie fala gorąca, nie rozumiałem co się dzieje. Ten żar wypalał mnie od środka, utrudniając logiczne myślenie. Przypomniał mi mój koszmar. Powoli panika zaczęła ogarniać mój umysł.

Zostałem porwany, to była moja następna myśl. Nie, nie porwany poprawiłem się ja pewnie już nie żyje, a ten żar jest moją karą. Powoli by nie nasilić potwornego bólu odwróciłem wzrok od moich zdrowych rąk. Jaskinia. Znajdowałem się w jaskini. Spojrzałem w bok i zauważyłem moich porywaczy.

Dopiero teraz mogłem zobaczyć jacy są ogromni. To na bank nie były normalne wilki. Miały około dwóch metrów. Ten masywniejszy miał czarne jak noc futro i niesamowicie niebieskie oczy. Mniejszy, ale porównywalnie wielki posiadał rdzawe umaszczenie i figlarne brązowe oczy. Oba basiory nie spuszczały ze mnie swojego czujnego wzroku. Nie poruszyły się nawet o milimetr. Były jak dwa surrealistyczne posągi.

Obserwował bym ich dużej, gdyby nie przeszkodziła mi kolejna fala bólu. Potwornego, odurzającego moje zmysły i racjonalne myślenie. Byłem zagubiony z jednej strony były krwiożercze wilki, które mnie porwały i najprawdopodobniej zabiły mojego jedynego przyjaciela. Z drugiej natomiast z moim ciałem i umysłem działy się coraz dziwniejsze rzeczy.

Do moich nozdrzy dotarły dwa przyjemnie mieszające się ze sobą zapachy piżma i lasu zaraz po deszczu. Od razu po tym cudownym doznaniu, poczułem coś czego w życiu bym się nie spodziewał. Między moimi pośladkami poczułem coś śliskiego. Z mojej małej, ale jakiejkolwiek wiedzy na temat kobiecej anatomii. Byłem pewny, znaczy pewny do teraz, że tylko one robią się mokre w tym miejscu, a nie mężczyźni. Dlaczego w takim wypadku robiłem się z chwili na chwile coraz bardziej podniecony i czułem coraz większy dyskomfort w moich skórzanych spodniach.

To na pewno nie wróżyło nic dobrego, postarałem się wstać. Lecz przy podnoszeniu się czarny wilk zawarczał ostrzegawcze. Zmarłem, potwornie się bałem. Byłem w przysłowiowej kropce i z nieznanego mi powodu czułem się coraz bardziej napalony, a moja chcica powiększała się coraz bardziej.

Mimo ostrzeżenia usiadłem. Teraz dwa wilki zabrzmiały basowo i zbliżyły się do mnie. Nie byłem w stanie jakkolwiek zareagować, gdy rudy wilk wsunął swój pysk pod moją koszulkę. Podwijając ją i liżąc mój brzuch. Ból minimalnie zmalał, niestety pożądanie wzrosło. Z moich ust uleciał zdradziecki jęk. Ta reakcja wyraźnie spodobało się zwierzęciu, ponieważ zawarczał i przeniósł się na moje sutki. To uczucie było nie do opisania, wprawiało mnie w niesamowity stan przyjemności i zamroczenia umysłu. Co chwile z moich ust uchodziły jęki lub sapnięcia gdy pies zahaczał o mój sutek swoim kłem.

W tym czasie drugi osobnik okrążył mnie ocierając się o moje plecy i wydając głuchy warkot. Zbliżając się do moich spodni zaczął węszyć. Jego pysk był na wysokości mojego krocza. Nie byłem w stanie się przeciw stawić przez skuteczne zabiegi brązowookiego. Przez sam swój język doprowadził mnie na skraj. Czarny otworzy paszczę i zaczął lekko ugniatać mojego już i tak nabrzmiałego członka.

-N ni niee. – Starałem się go powstrzymać. Dojście zaspokajany przez zwierzęta nie brzmiało zbyt zachęcająco. Niestety i tym razem na nic się zdały moje próby. Zwierzę tylko mocniej zacisnęło zęby na moim penisie doprowadzając mnie do spełnienia.

Opadłem na kamień. Doszedłeś właśnie zaspokojony przez dwa wilki. Teraz w moich spodniach było jeszcze bardziej mokro, co niezbyt dobrze współgrało z skóra z której zostały wykonane. Przez wilgoć i klejącą substancje w nich przykleiły się do mojego ciała jeszcze bardziej uwydatniając moje krągłości.

Spojrzałem swoimi szarymi oczyma na niebieskookiego wilka. Wydawał się wyjątkowo dumny z swojego dzieła. Przybliżył swój pysk do mojej twarzy i liznął mnie zaczepnie w policzek. Obrócił pysk do brązowookiego warknął coś. Rudy basior przeniósł się na moje dolne partie ciała, wyznaczając mokrą ścieżkę swoim zwinnym językiem. Gdy dotarł do pępka zagłębił swój organ w nim.

Znów zacząłem posapywać. Czarny wilk zajmował się w tym czasie moją szyją. Jeśli to dłużej potrwa oszaleje. – To była moja jedyna myśl jaką udało mi się skleić. Mój umysł był konsystencji budyniu. Nie posiadając wcale więcej zdolności do myślenia niż to danie.

Równocześnie zaczęli podgryzać moją skórę. Nie byłem w stanie bardziej się pohamować. Wplotłem swoje palce w ich miękkie sierści. Całym walorem jęków, sapnięć i błagań o więcej pokazywałem im jak bardzo ich potrzebuje.

Widocznie spodobały się im moje zabiegi bo z zdwojonym zapałem zajęli się moja delikatną powłoką. Znów będąc na skaju zacisnąłem pięści na ich sierści ciągnąc na siebie.

Wilki poddały się mojej woli, padając po moich bokach nakrywając mnie ogonami. Włożyły swoje pyski w zgięcia mojej szyi powoli wdychając mój zapach. Ich woń otuliły mnie (to ich zapachy czułem wcześniej). Poczułem wyczerpanie i senność. Dałem wpaść sobie w odmęty snu. Przytulany przez wielkie basiory.

Trzy dusze /OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz