Rozdział 4

294 27 1
                                    


Długo zajęło mi oderwanie mojego zamglonego spojrzenia od jakże ciekawej skały i spojrzenia na rudego wilczura, który od kilku dni próbuje zmusić mnie do ruchu. Nie miałem na nic siły, a tym bardziej ochoty. Chciałem tak leżeć i po prostu odejść w zapomnienie. Niestety, rdzawy zwierz wziął sobie za punkt honoru przywrócić mnie do względnego funkcjonowania.

W ogóle po co im byłem. Dlaczego nie zabili mnie w miasteczku? Zamiast tego porywając mnie i opiekując się na swój pokręcony sposób. Zapewniali mi ochronne przed dzikimi zwierzętami ( sama ich obecność odstraszała inne stworzenia). Nawet każdej spędzonej tu nocy ogrzewały mnie swoimi ciałami. Jednak gdyby mnie nie zabrali nigdy nie musieli by tego robić. Więc DLACZEGO ze wszystkich ludzi żyjących w osadzie u stóp Czarnych Gór wybrali mnie. Największego dziwaka, sierotę i wybryk natury z różowymi włosami. Jedyne co umiałem to leczyć, a w przypadku tak przerażających stworzeń nie było mowy, że cokolwiek może im zagrozić.

Wilk napotkawszy moje spojrzenie rozpromienił się i polizał mnie po twarzy. Szczeknął wesoło i zamerdał ogonem jak rasowy kanapowiec na widok pana wracającego z roboty na polu. Nie mogłem jednak zapominać, że ten z pozoru uroczy piesek jest morderczą maszyną z paszczą wypełnioną wielkimi ostrymi zębiskami.

Kiedy ni jak nie zareagowałem na zaczepki mój towarzysz zniecierpliwił się na tyle że pacnął mnie łapą w bok.

- Ej! - Sapnąłem zaskoczony -  Czy aby nie na za dużo sobie pozwalasz?

Możliwe że przebywając z nimi oszalałem na tyle że zacząłem rozmawiać z zwierzętami. Jednak to na bank nie były normalne zwierzęta. Rozumiały to co do nich mówię. Był jeszcze jeden powód dlaczego zacząłem z nimi rozmawiać. Nie jestem w stanie wytrzymać potwornie długiego czasu bez używania moich strun głosowych. Więc uznałem że lepiej gadać z wilkami niż z samym sobą. Wtedy i tylko wtedy uznałbym że jestem odklejony do końca.

Brązowooki spuścił uszy po sobie i pisnął kilka razy. Uniosłem rękę i  położyłem na jego głowie. Powoli za czołem przeczesywać jego długą sierść. Lubiłem ją, była taka miękka i puszysta. Wilk widocznie ucieszył się na moje zabiegi znów liżąc mnie po twarzy. Jednak to nie trwało długo. Ręka bezsilnie opadła wzdłuż tułowia. Rdzawy zwierz widocznie zmartwił się brakiem pieszczot.

- Przepraszam - Wyszeptałem cicho. - Nie mam zbyt dużo sił.

Tak szczerze nie pamiętam kiedy jadłem ostatni posiłek. Po akcji z królikiem straciłem apetyt. Z wodą było podobnie, zastanawiałem się tylko jakim sposobem jeszcze żyje. Przecieczesz jako człowiek powinienem być martwy na czwarty dzień mojej niewoli.

Basior wtulił swój nos w mój brzuch. Delikatnie zataczał małe kółka, pod tym delikatnym dotykiem uspokoiłem się. Poczułem ulgę zalewającą moje ciało, wszystkie dotychczas spięte mięśnie rozluźniły się. Westchnąłem z ulgą. Niespodziewanie znalazłem się na grzbiecie zwierzęcia. Przestraszony uczepiłem się jego sierści. Boże jak wysoko.

Wilk nie przejął się moim zapewne dla niego marnym uściskiem i zaczął kierować się do wyjścia z jaskini. Mimowolnie poczułem radość. Sam zapewne nie był bym w stanie zrobić kilku kroków co dopiero dojść do wyjścia. Miałem nadzieje, że mój przewoźnik pamięta że długo nie utrzymam się na jego grzbiecie.

Bestia szła nie zachwianym krokiem przed siebie. Pewnie jest tak silny że moja skromna osoba nie robi mu żadnej różnicy. Gdy opuściliśmy bezpieczne ściany jaskini poczułem, że nie jest tak strasznie zimno jak zakładałem że będzie. Dziwne myślałem że wiatr będzie smagać mnie po twarzy, a śnieg już dawno okrył wszech obecną florę. Wkroczyliśmy do  lasu, pojedyncze gałęzie ocierały się o ciało mojej podwózki jednocześnie zahaczając o mnie. Nie przeszkadzało mi to. Była to swego rodzaju miła odmiana od zimnej skały.

Szliśmy nie długo aż dotarliśmy do strumienia. Poczułem jak dotychczas palące mnie pragnienie przejmuje na de mną kontrole. Zsunąłem się z cielska wilka. I ostatkami sił podszedłem do wody. U brzegu upadłem na kolana zanurzając dłonie ułożone w łódkę i zacząłem łapczywie pochłaniać życiodajny płyn. Powtórzyłem operacje nie bacząc na chłód napoju. W tej chwili liczyło się tylko picie. By móc przeżyć.

Mój towarzysz przycupnął i sam zaczął pić. Jednak on nie robił tego tak jakby od tej czynności zależało jego życie. Zaspokoiwszy pragnienie spojrzałem na tego który mnie tu zaniósł. On również mi się przyglądał jakby na coś czekając.

- Czego - Burknąłem, nie miałem sił na zgadywanie  co znów chce ode mnie.

W odpowiedzi chwycił nogawkę moich spodni i pociągnął do siebie.

- Ej ej - zacząłem panikować. - O co ci chodzi?

Przysunął swój pysk do mnie zaciągając się głośno. Szybko odsunął się ode mnie śmiesznie wykrzywiając swój pysk.

- Czy ty sugerujesz, że śmierdzę? - Ob użyłem się. Nie przejmując się moim tonem i zmrużonym wzrokiem kiwnął łbem. - Dobra. Niech ci będzie umyje się.

Widocznie zadowolony wilk usiadł na tyłku, zaczynając wesoło merdać ogonem.

- Pod warunkiem, że się obrócisz i nie będziesz podglądać.

Momentalnie ogon przestał machać. Zamarł w połowie trasy na drugą stronę. Pies potupał łapami patrząc na mnie maślanymi oczami.

- Nie. - Nie było mowy, że ugnę się przed zwierzęciem. W ogóle kto widział kiedykolwiek tak bardzo zboczone seksualnie zwierze z fiołem na punkcie człowieka. Chore,  po prostu chore. Pomińmy, proszę fakt, że to mi schlebia. - Albo myje się bez widowni albo wytrzymujesz mój smród.

Widocznie nie pocieszony wilk odwrócił się tyłem. Zadowolony zacząłem rozbierać się. Będąc już nagim miałem odłożyć swoje rzeczy ujrzałem brązowe gały wpatrzone we mnie. Niebezpiecznie zmrużyłem oczy.

-Chyba coś mówiłem na temat widowni. - On od razu odwrócił swój wzrok. - No i oby tak pozostało.

Odłożyłem swoje ciuchy na brzeg. Powoli zanurzałem się w lodowatej wodzie.

Uczucie było nie samowite w końcu byłem czysty. Nie kleiłem się i nie śmierdziałem. Już chciałem się ubierać. Moje ciuchy (oprócz kożucha) zostały wrzucone do wody.

- Ty tak na serio?

Nie miałem już sił zrezygnowany założyłem płaszcz. Podwinąłem rękawy zaczynając prać moje ubrania. Zwierzę słusznie postąpiło chcąc je wyprać, ale nie wpadło na to jak ja mam je wysuszyć. Była zima i nie wiedziałem czy nie przerażą się gdy będę chciał rozpalić ogień. Założyć ich też nie mogłem, zapalenie płuc gwarantowane.

Oczywiście na głos nie przyznam mu racji. Gdybym tak zrobił jego ogon odpad by od korpusu. Ja za to straciłbym swoją dumę. Nie wiedziałem czy przez te kilka dni już jej nie straciłem. Nie chciałem się upewniać. Uznałem że posiadam jeszcze szczątki jakiejkolwiek. Już względnie czyste ciuchy wyżymałem.

Pies siedział merdając ogonem widocznie zadowolony że wykonałem jego polecenie bez żadnej dyskusji. Jego nie doczekanie, nie jestem potulnym barankiem. Chwyciłem mokre ciuchy i cisnąłem nimi w jego pysk. Niczego nie spodziewający się wilk, oberwał nasiąkniętymi woda materiałami. Przy uderzeniu wydały głośne plaśnięcie. Zadowolony z siebie podszedłem do niego z wielkim uśmiechem. Wziąłem z jego zaskoczonej twarzy moje ciuchy. Przybliżyłem się do niego dotknąłem jego twarzy i spojrzałem głęboko w jego oczy.

- Nie jestem od wykonywania poleceń to ja je tu wydaje ,rozumiemy się?

Wspiąłem się na wciąż zaskoczonego basiora.

- No na co czekasz?- Spytałem się słodko- Do domu. - Wydałem polecenie. Całe życie żyje bez zasad i nie słuchając nikogo. Niech te wilki wiedzą w co się wpakowały porywając moją skromną osobą. Bez zbędnego sprzeciwu ruszył w drogę do jaskini.

I tak ma być.



Trzy dusze /OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz