Rozdział 6

276 26 11
                                    



Zejście było niemożliwie strome. Przed zejściem musieli przejść przemianę. Ich wilcze ciała nie nadawały się do poruszania po tak sypkim i pochyłym terenie. Bez słowa zatrzymali się i synchronicznie przybrali swoją ludzką formę. Gruchnęły łamane kości dźwięk odbił się od nienaturalnie cichego lasu, a ich nagie ciała zostały muśnięte ostatnimi promieniami krótkiego zimowego dnia.

Zaczęli wędrówkę.

Z każdym krokiem mieli coraz większą ochotę by puścić się biegiem, niestety musieli wykazać się wielkim opanowaniem i skupieniem. Zbocze było usypane z luźnych kamieni, które przy każdym dotyku osuwały się. Duża część z nich docierała na dno odbijając się głuchym dźwiękiem w nadciągającej ciemności. Kamienie rzęziły pod szybkimi, precyzyjnymi krokami droga ciągnęła się w nieskończoność. Frustracja i strach coraz bardziej ogarniał towarzyszy małej omegi. Pragnęli znów znaleźć się blisko niej, najlepiej w ich jaskini, znajdującej się na ich terenie.

Po chwili wydającej się być wiecznością ich stopy dotknęły dna kotliny. wraz z uczuciem stałego pewnego gruntu puścili się biegiem do bezwładnie leżącego ciała.

Gdy dobiegli od razu rzucili się na kolana, Adnan już wyciągał ręce by pochwycić leżącego.

-Stój! – wykrzyknął Terry, odpychając ręce większej Alfy. – Nie ruszaj go. Nie wiemy jakich doznał obrażeń. Ruszając go możesz sprawić że jego stan się pogorszy.

Czarnowłosy zgarbił lekko ramiona, pochylając głowę i kładąc swoje ręce na kolanach. Zrobienie krzywdy ich omedze było ostatnią rzeczą jaką chciał uczynić. Nie mogąc nic zrobić oprócz wyrzucania sobie jaki jest nie kompetentny i bezradny w obliczu krzywdy jego małego skarbu. Jak mógł być tak okropnym Alfą, jedyne co zrobił to odstraszanie i tworzenie traumatycznych wspomnień.

Uniósł spojrzenie gdy usłyszał pieśń wylatującą z ust rudowłosego. Była to pieśń którą uczyło się każde szczenię w watahach żyjących w Czarnych Górach. Była to podstawowa modlitwa do Matki Księżyca, dzięki niej uzyskałeś informacje o stanie zdrowia osoby dla której kierowana jest intencja. Kiedy zdobywało się informacje na temat obrażeń można było przejść do leczenia zewnętrznego lub zacząć kolejna (tym razem trudniejszą) modlitwę by uleczyć obrażenia wewnętrzne.

Osobiście Adnan nigdy nie nauczył się nawet podstawowej pieśni (co było kolejnym powodem do samobiczowania się wilkołaka). Czuł się coraz mniej użyteczny, nie umiał nic co mogło by pomóc w leczeniu. Z każdą frazą ulatującą z ust drugiego mężczyzny żałował wszystkich dodatkowych treningów walki i tropienia na które uciekał by uniknąć nauki składania pieśni.

Tak bardzo zatracił się w obwinianiu siebie, że nie usłyszał gdy modlitwa dobiegła końca. Z letargu wyciągnął go delikatny dotyk na ramieniu i spokojny głos Terry'ego.

- Spokojnie. Przestań obwiniać siebie. – Zaczął spokojnie. – W tym momencie nic na to nie da.

Powoli skinął głową. – Co z nim?

- Zaskakująco dobrze. Żadne narządy nie zostały uszkodzone. Doznał dość mocnego wstrząśnienia mózgu, ale nie zagraża to jego życiu. – Z tym zapewnieniem wypuścił drżący oddech (nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że w oczekiwaniu na wyniki przestał oddychać). – Ma złamana lewą nogę i rękę, na jego ciele jest wiele przetarć i trochę krwawi. Na szczęście szybko się z tego wyliże. Wydaje mi się ze przy spadaniu rozluźnił się na tyle, że upadek nie przyniósł tyle obrażeń jakby mogło się wydawać.

- Czy teraz mogę jakoś pomóc?

Brązowooki zamyślił się na chwile. – Na razie nie, ale potem poniesiesz go do domu. W końcu na coś przydadzą się te twoje góry mięśni. – Zażartował. Drugi wilk lekko uniósł kąciki ust.

- Dobrze...

Po tym odwrócił się do leżącego ciała, przesuwając się tak by klęczeć nad jego głową. Delikatnie przyłożył swoje palce do skroni lekko naciskając, zaczął zataczać kręgi, a z jego ust wyleciała kolejna modlitwa. Teraz melodia była usypiająca, kojąca cały ból. Była tak silna że oddziaływała nawet na obserwującego mężczyznę. Zamartwianie się i poczucie winny stopniowo opuszczało jego strapiony umysł. Był pod wrażeniem, jego partner potrafił wygłosić tak potężną i złożoną prośbę do Matki.

Wsłuchał się w uspokajający rytm i zatracił się w spokojnej melodii oczyszczającej jego umysł. Wtedy w nienaturalnie spokojnym lesie rozbrzmiało wilcze wycie. Adnan od razu otrząsnął się na ten dźwięk przemieniając się w swoją wilczą postać. Zwrócił wzrok do miejsca z którego dochodziło wycie, znajdowała się tam niewielka sfora wilków. Nie dobrze.

Wilki były już na dnie kanionu i zaczęły otaczać ich. Gdy przybliżyły się na odpowiednią odległość niebieskooki wyczuł zwykłe wilki. Tyle dobrego, poradzę sobie z nimi.

Obnażył kły warcząc na napastników. – Zajmij się nim i pod żadnym pozorem nie przerywaj pieśni. – Wysłał swojemu partnerowi poprzez więź. Mimo że nie umiał wygłaszać modlitw bardzo dobrze wiedział co może się stać w przypadku przerwania. Nie mógł na to pozwolić. Teraz w końcu pokaże że jest w stanie zadbać o bezpieczeństwo swoich mate.


... ___ ._. _.__ ... ___ ._. _.__ ... ___ ._. _.__

Przepraszam z taką zwłokę!!!

Miłego dnia/nocy <33

Trzy dusze /OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz