Rozdział 8

287 24 15
                                    

Gdy zjadł ostatnią łyżkę kaszki podniósł głowę na swoją matkę. Wystarczyło by na nią spojrzał, a już na jego ustach pojawiał się uśmiech. Uwielbiał ją była miłą i ciepłą osobą. Na jej twarzy zawsze gościł uśmiech. Oczy świeciły niesamowitym blaskiem, a odcienie szarego zmieniały się tak szybko jak pędząca niszczycielska burza. Jego mama maiła złociste włosy, były one miękkie i sięgały do łopatek. Zawsze zawiązywała je w warkocz, z którego uciekało kilka kosmyków okalając jej twarz.

Zawsze zastanawiał się od kogo odziedziczył kolor włosów. Był pewny, że żadne dzieci w wiosce nie miały takiego koloru. Zawsze podejrzewał, że odziedziczył je po osobie zwanej przez inne dzieci "tatą". Kiedy usłyszał o tym po raz pierwszy od Dana miał nadzieje, że też ma tatę. Niestety, gdy zapytał o to mamę odparła, że tata umarł dawno temu. W tedy po raz pierwszy widział jak huragan w jej oczach cichnie a uśmiech znika. Miał ochotę zadać więcej pytań na przykład: Jaki był tata? Jak zgiął? Czy miał różowe włosy jak on sam? Jak wyglądał? Czym się zajmował?

Jednak widząc jej zbolałą minę nie miał serca sprawiać jej ból. Po raz pierwszy i miał nadzieję ostatni widział smutek mamy.

-Mamo? - w odpowiedzi dostał cichy pomruk. - Teraz gdy zjadłem odpowiesz na pytania?

-Oczywiście Will przecież ci obiecałam. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej zbierając brudne miski. - Więc jakie jest twoje pierwsze pytanie?

-Jak to w ogóle możliwe by wilki miały swój własny język? Przecież są tylko zwierzętami nie ludźmi.

Na jego stwierdzenie znów zaczęła się śmiać. Podeszła do miski z wodą stojącej na sąsiednim stole i zaczęła zmywać po śniadaniu.

-Will kto ci powiedział, że zwierzęta nie mogą mieć własnego języka?

-To chyba oczywiste? Przecież jak wilki wydają dźwięki nie rozumiemy ich, a to jednocześnie dowodzi, że nie mają własnego języka.

Mimo że była odwrócona do niego plecami widział, jak próbuje powstrzymać śmiech. Na jej reakcję nadymał policzki. To nie fair już trzeci raz w tym dniu się ze mnie śmieje, a dzień się jeszcze dobrze nie zaczął. Kiedy już się uspokoiła na tyle by nie wybuchnąć otwartym śmiechem odwróciła się do niego posyłając mu psotny uśmieszek.

-Jeśli tak działa świat to uważasz, że mowa kupców ze wschodu nie istnieje? I są oni tylko zwierzętami?

- No nie. Oni jak my chodzą w ubraniach. Wilki nie to dlatego nie mówią.

-Oh Will wilki mogą mówić i mogą się ubierać tylko nie przychodzą do nas odziani. Tylko w swojej oryginalnej formie.

-Co? Czekaj formie? Nie mówisz o normalnych wilkach. Nie powiedziałaś, że mówisz o wilkołakach. Oszukujesz! Wilkołaki są bezrozumnymi stworzeniami z opowieści, nie istnieją naprawdę.

-Jesteś w stu procentach pewny Will? - powiedziała to z taką wiarą, że przez chwile zwątpił w swoje stwierdzenie. Pomyślał nad tym i skinął twierdząco głową. - Dobrze... Will wilkołaki istnieją naprawdę. Możesz mi nie uwierzyć, ale chce byś o tym zawsze pamiętał. Wilkołaki istnieją naprawdę, ale ludzie nie wiedzą nic o nich oprócz mętnych opowieści o ludziach zmieniających się w wielkie basiory. Tak naprawdę są one bardzo inteligentne i maja całe stada podobnych do siebie, posiadają własne tradycje, prawa i systemy rządzenia. Nie lubią ludzi i trzymają się od nich z daleka, mają własną boską opiekunkę. Nazywają ją Matką Księżyca. Księżyc dla nich jest niesamowicie ważny, daje on im wskazówki i prowadzi przez życie.

Po tych słowach zaczął napływać do niego niepokój skąd jego mama wiedziała tak wiele o tych mitycznych stworzeniach. Nawet mama Dana nie wiedziała tyle o tych stworzeniach, a miała kilka książek. Jego niepokój odbił się na jego twarzy, gdy mama to zobaczyła od razu ucichła. Spojrzała na niego zaniepokojona co tak bardzo zaniepokoiło jej jedynego syna.

-Will? - Jej niepokój odbił się w tonie jej głosu.

-Skąd, skąd tyle o nich wież?

Pospiesznie wytarła swoje ręce w fartuch i podeszła do niego kucając by jej twarz była na jego poziomie.

-Will, wiem, że możesz mi nie uwierzyć, ale pochodzimy od tych wilków. Ty i ja jesteśmy wilkołakami.

Nie możliwe. To było nie możliwe by był wilkiem. Nigdy nie przydarzyło mu się coś dziwnego. Mama też była zwyczajna... tylko chorowała w każdą pełnie. Zamykała się w pokoju i nie wychodziła z niego. Również co pewien okres czasu zamykała się na dłużej, przeważnie trzy dni. To nie było normalne zachowanie. Mamy innych dzieci nie zachowywały się w taki sposób. Zawsze myślał, że to dlatego, że nie ma taty. Jak się okazało prawda była zupełnie inna. Nie. Nie

Była wilkiem, a to znaczy, że on też nim był. Jeśli to prawda to czemu nie żyli z innymi? Jaki był powód, żeby żyć w śród ludzi, jeśli ich nienawidzili?

- To, dlatego znasz ich pieśni? - Nie wiedział dla czego z tych wszystkich pytań kłębiących się w jego głowie wybrał akurat to.

-Tak Will. Wychowywałam się w osadzie wilków na wschodzie. Tam poznałam twego tatę. Mieliśmy dom, a gdy ty się urodziłeś nie potrzebowaliśmy już niczego więcej. Niestety pewnego razu twój ojciec przegrał pojedynek i musiałam uciekać razem z tobą. Nie chciałam ci mówić tego wcześniej nie byłam pewna jak zareagujesz. Nie chciałam również byś wygadał to innym dzieciom. Jeśli ktokolwiek z mieszkańców miasta dowie się, że nie jesteśmy do końca ludźmi zabiją nas.

Nic nie rozumiał maił masę pytań nie miał pojęcia, które ma zadać najpierw.

___________________

Pierwszy wilk skoczył na niego obnażając swoje ostre kły. Adnan również skoczył przygważdżając napastnika łapą. Wgryzł się w jego kark i odrzucił ciało jak najdalej od siebie celując w inne basiory.

Na ten czyn następne dwa wilki rzuciły się na niego, starając wgryźć się w jego ciało. Nie miał zamiaru im na to pozwolić. Dwa uderzenia potem kolejni leżeli na ziemi skomląc i warcząc na przemian. Sam warknął w kierunku reszty stada. Oni również ruszyli do natarcia. Głupcy. Byli za mało doświadczeni by równać się z trzy razy większym przeciwnikiem, który nie posiadał tylko kłów, prawzór i instynktu. Przewyższał ich wszystkim doświadczeniem i inteligencją. Również powszechnie wiadomo było, że matki i alfy zaciekle bronili dzieci i swoich mate. Nie padną przed byle kim, jeśli maja kogo bronić. A on miał nie jednego, a dwóch mate do obronienie i żadna podrzędna sfora nie stanowi dla niego trudności.

Wbił kły w kolejnego przeciwnika smakując jego gorącej krwi.

_ .._ _ .._ ._. .._ _ .._

Hej hej hej!

Mam nadzieję, że nowy tydzień zaczął się dla was lepiej niż dla mnie. Również mam nadzieję, że rozdział się spodobał jak również życzę wam miłych walentynek i dobrego dnia/nocy <333

Trzy dusze /OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz