Na ogół, gdy spadasz głową w dół w bezdenną ciemność, to panikujesz.
Ale Vi czuła się w takiej przestrzeni i w takiej pozie jak ryba w wodzie.
Wokół niej szumiał tylko wiatr, który targał jej włosami. Oczy nawet już nie łzawiły od drobinek kurzu w powietrzu, jakby przyzwyczaiły się do gwałtownego spadania.
Jej ubranie powiewało na wietrze.W pewnym jednak momencie stwierdziła, że to koniec popisywania się przed strażniczką, więc rozciągnęła się jak struna w powietrzu, łapiąc się dłońmi za najbliższą rynnę.
Jej palce były na niej wyraźnie odciśnięte, co musiało oznaczać, że schodziła już tędy nie raz. Zjechała po niej szybko, by w połowie odbić się nogami, zaliczyć salto w powietrzu i wylądować stabilnie na płaskim dachu, jednego z wyżej położonych budynków.Nawet z tej perspektywy widziała dokładnie oczy Caitlyn, która spoglądała na nią z przerażeniem w jasnych tęczówkach. Jej dłonie drżały, a usta zacisnęły się w wąską linię.
- Dajesz, cupcake! - Zawołała radośnie Vi, machając w jej stronę przyjaźnie rękoma.
Zobaczyła w oczach strażniczki coś w rodzaju determinacji. Jej nogi ugięły się lekko, a ręce przygotowały do złapania najbliższej rzeczy, która nie pozwoli jej umrzeć.
Ciemnowłosa wzięła wyraźny, głęboki wdech i skoczyła.Przez chwilę rzucała się spazmatycznie w powietrzu, orientując się jakim jest kretynem, że w ogóle coś takiego przyszło jej do głowy. Jednak przy najbliższym dachu, ujęła go dłońmi. Mimo jej starań to niemal od razu się z niego ześlizgnęła.
Caitlyn zaczęła się rozglądać w panice za czymkolwiek, co mogłoby stanowić oparcie.
Z błyskiem w oczach zauważyła balkon, który niestabilnie trzymał się na jednym z budynków. Strażniczka dostrzegła również, że znajduje się on niedaleko pobytu Vi, która patrzyła na nią z powagą.
Dziewczyna skupiła w sobie resztki zdrowego rozsądku i gdy znalazła się na wysokości balkonu, mocno odbiła się od niego nogami.Poleciała gwałtownie w bok, uderzając z impetem w zaskoczoną Vi.
Przez chwilę szamotały się na szczycie budynku, starając się wzajemnie od siebie uwolnić, ale nie szło im zbyt dobrze.
Ręka Caitlyn z przyczyn niejasnych leżała na odsłoniętym brzuchu różowowłosej. A jeszcze bardziej niejasne było to, dlaczego dłoń Vi leżała po wewnętrznej stronie uda strażniczki.Ciemnowłosa zarumieniła się gwałtownie na ten dotyk, więc pozbyła się go jak najszybciej. Stanęła na baczność, otrzepując chwilę wcześniej z siebie kurz i inne podejrzane fragmenty, które znalazły się na jej ubraniu.
- Niepotrzebnie to z siebie starłaś. Wyglądałabyś bardziej... tutejszo. - Vi również wstała i się wyprostowała, prezentując umięśniony, dalej odsłonięty brzuch.
Strażniczka jak najszybciej odwróciła od niego wzrok.- Mogłam w ogóle nie wyglądać. Omal nie zginęłam! - Dziewczyna podeszła na skraj dachu, spoglądając w dół.
Piętrzyła się tam masa szarych, brudnych budynków, zewsząd porośniętych bluszczem. Niektóre wyglądały na prymitywne wieżowce o dziwnych półokrągłych kształtach. Niektóre z dachów były pokryte szkłem, demonstrując wyraźnie co znajdowało się w ich wnętrzu. Wszędzie unosił się szarawy dym, który nieprzyjemnie piekł w nos. Caitlyn kichnęła niemal od razu, gdy jego większa ilość dostała do jej płuc.
- Niedługo się przyzwyczaisz. Nasze Zaun słynie ze specyficznych chemikaliów i zanieczyszczonego powietrza. Mnóstwo z nas przez takie warunki, nie ma problemu z grzebaniem w śmieciach, czy czyszczeniem toalet. Wyobraź sobie, że Twój dzieciak dorasta w takich warunkach i do końca życia ma problem z czerpaniem przyjemności z wąchania kwiatków. - Vi spojrzała na Caitlyn z ukosa, poprawiając koszulkę. - Ja tak mam. Nie umiem rozróżniać większości zapachów. Świetna zabawa, nie? - Dziewczyna zaśmiała się gorzko, poprawiając tobołek na plecach. W jej oczach błyszczały emocje, których strażniczka nie potrafiła odczytać.
- Tak, czy siak. - Powiedziała z wymuszonym uśmiechem różowowłosa. - Zaraz znajdziemy się w Alejach. Trzymaj się blisko mnie, nie patrz na ludzi wokół nas. Nie prowokuj nikogo i co najważniejsze. Nie pomagaj osobom, które wołają o pomoc. Albo są to ludzie chcący Cię skrzywdzić, albo nie... Ale wtedy rzucisz się w oczy jako osoba, która definitywnie nie jest stąd. Tutaj sobie nie pomagamy. Chyba, że jesteś mną. Ja jestem urodzoną bohaterką, więc mnie nie skrzywdzą. - Dziewczyna puściła Caitlyn oczko, na co ciemnowłosa tylko się skrzywiła.
- Rozumiem. Możesz na mnie liczyć. - Jej głos brzmiał pewnie i twardo, co zdziwiło samą jego właścicielkę.
- Grzeczna dziewczynka.
***
Aleje były dla Caitlyn czymś niespotykanym. Totalnie innym niż to, z czym spotykała się na co dzień. Mieszkańcy Zaun mieli oczy, w których wyryte było słowo 'kłopoty'. Mnóstwo strażników na pewno oznaczyłoby większość tych osób jedną wielką etykietą 'Uwaga niebezpieczeństwo'. Ale Caitlyn poznała pewną dziewczynę z tego dolnego miasta i jej nastawienie co do tych różnorodnych postaci uległo zmianie. Nie każdy jest taki, na jakiego wygląda.
Wielka hybryda rybo-człowieka uśmiechała się do niej tak wesoło i przyjaźnie, że nie mogła nie odwzajemnić tego gestu.
Mimo wielu ostrzeżeń jej towarzyszki, Caitlyn nie czuła tak dużego niepokoju. Wbrew opisom w książkach akademii, ludzie tutaj nie byli, aż tak straszni, jak na to wskazywały długie na strony eseje.
Oczywiście, zdarzały się opryszki, które próbowały zabrać strażniczce plecak. Jednak nie było ich tak wielu, jak się spodziewała.Vi chyba musiała zauważyć jej zdumioną twarz, bo szturchnęła ją w ramię i pomachała dłonią przed twarzą.
- Halo? Ocuć się, bo chwila nieuwagi i nie masz portfela. - Vi złapała towarzyszkę za ramię, owijając swoją rękę wokół jej. Złapała ze strażniczką kontakt wzrokowy by upewnić się, że nic jej nie jest.
Ale prócz dziwnie roztargnionego spojrzenia nie wydawała się w żaden sposób uszkodzona. Prawdopodobnie po prostu przeżywała szok po zobaczeniu, że nie wszędzie jest tak kolorowo jak w Piltover. A przynajmniej w takim przekonaniu tkwiła różowowłosa.Szły dość długo szeroką ulicą z szarej cegły, co jakiś czas rozglądając się za potencjalnym niebezpieczeństwem, lecz takowe nie nastąpiło. Było cicho i grzecznie, jak gdyby wszystkie szemrane osobistości poszły spać.
- Właściwie, dokąd mnie prowadzisz? - Spytała Caitlyn, gdy podróż zaczęła jej się dłużyć. Budynki nie zmieniały się, ciągle były takie same, jak gdyby architekci w Zaun byli zbyt leniwi do tworzenia czegoś bardziej kreatywnego niż ciemny kamień, szary kamień i zieleń. Może wszyscy to daltoniści używający najbezpieczniejszej opcji?
- A jak myślisz, gdzie wszyscy się znają, poznają sekrety i nie wstydzą się mówić o wszystkim co się u nich dzieje? Gdzie dają upust fantazjom i swoim troskom?
- Nie, nie mówisz, że...
Vi uśmiechnęła się łobuzersko kłaniając się uprzejmie przed Caitlyn.
- Witamy w burdelu, cupcake.
***
Wybaczcie za nieobecność, ale trochę mam artblock. Jeśli wyhaczycie błędy, byłoby miło gdybyście mi je podkreślili:)!
ps. caitlyn jest przerażona egzystencją burdelu.
![](https://img.wattpad.com/cover/293465636-288-k907442.jpg)
CZYTASZ
zaułki || vi x caitlyn || Arcane
FanfictionCzasem nasze ścieżki krzyżują się z tymi należących do innych ludzi. Często bywa tak, że te połączenia dróg są głupie, nierozważne czy niebezpieczne. W normalnych okolicznościach, Caitlyn nigdy nie chciałaby mieć nic wspólnego z istotą Vi. Jednak...