Rozdział 3

737 67 15
                                    

Prace sprzątające rozpoczęły się w niedługi czas po wybuchu. Świadkowie wydarzenia mówili o nim, jak o czymś zamglonym. Ich zeznania się znacznie od siebie różniły, mimo, że stali w niedalekich odległościach od siebie w czasie eksplozji. Caitlyn wraz z innymi strażnikami słuchała ich z konsternacją na twarzy. Wszystko co mówili wydawało się takie bezsensowne i nieskładne, że ciemnowłosa zaczęła podejrzewać, że oni się jakoś wspólnie złożyli na brutalny żart wobec nich. Niemal od razu to wykluczyła, widząc na twarzy każdego przesłuchiwanego grozę i szczere przerażenie na wspomnienie niedawnej sytuacji.
Żadne z nich nie mówiło konkretnie co się wydarzyło. Nie potrafili dokładnie określić, co spowodowało wybuch ani kogo widzieli. Niektórzy mówili, że był to jakiś rosły mężczyzna z wytatuowanym ciałem, kolejni, że była to blada dziewczyna z zielonymi włosami, a jeszcze inni, że nikogo tam nie było. Do późnej nocy stanowiło to zagwozdkę dla Caitlyn. Została w pracy po godzinach ślęcząc nad wszystkimi zeznaniami. Czytała je na przemian, szukając najmniejszych powiązań, ale niemal dosłownie każda wypowiedzi łączyła w sobie jedynie sam wybuch. Reszta była tylko zlepkom zająknięć, niezgrabnych, niewyraźnych opisów i onomatopei. Ciemnowłosa poczuła się tym wszystkim przytłoczona. Jako zastępca szeryfa powinna była osiągnąć zdecydowanie coś więcej niż tylko, do czego doszła obecnie. A to, do czego doszła było niczym.

- Idź już do domu. - Powiedziała woźna, uchylając drzwi do gabinetu Caitlyn. Ta uniosła zmęczoną głowę ku górze. Starsza kobieta z siwymi włosami związanymi w kok, stała skulona w drzwiach, trzymając w jednej ręce mopa.
- Wyglądasz na zmęczoną, Pani zastępco. Najlepszy dla Panienki będzie odpoczynek. Nie uważam, że wychodzie o tej godzinie z komisariatu jest szczególnie bezpieczne, dla osoby tak zaspanej jak Pani. Poza tym, mamy parę kocy w schowku, więc przynajmniej będziesz mieć miękkie posłanie. - Kobieta uśmiechnęła się promiennie.Caitlyn również uniosła delikatnie kąciki ust, bo na więcej niekoniecznie było ją stać. Przymrużyła delikatnie oczy, patrząc jak kobieta wychodzi. Ciemnowłosa zamrugała jeszcze parę razy, po czym oddała się w objęcia Morfeusza.

***
Obudziło ją szturchanie w ramię. Caitlyn powoli zaczęła otwierać oczy, by zobaczyć nad sobą zagniewaną twarz szeryfa. Płonące oczy natychmiast rozbudziły strażniczkę, która w mgnieniu oka stanęła na baczność salutując mu.

-Nie wyglądasz zdrowo Kiramman. - Mruknął mężczyzna, przyglądając się uważnie dziewczynie. Następnie rzucił okiem na porozwalane na podłodze i biurku teczki z zeznaniami. Delikatnie osiwiały brunet złapał się palcami za przegrodę nosową, wzdychając głośno.

- Zgaduję, że gówno zrobiłaś co? - Zaśmiał się gardłowo, patrząc na dziewczynę spod byka. Jego mahoniowe oczy dalej płonęły ogniem, mimo, że mimika jego twarzy na to nie wskazywała. Caitlyn przełknęła głośniej ślinę.

-To nie jest sprawa tak łatwa jak myślałam. Tu definitywnie chodzi o coś więcej. O jakąś technologię lub nieznane nam dotąd umiejętności magiczne, mogące... W jakiś sposób kontrolować rzeczywistość. Coś w rodzaju kontrolowanej fatamorgany. Możliwe też, że są to jakieś... - Ciemnowłosa nie skończyła, bo przerwał jej donośny głos szeryfa.

-Ty się chyba nie słyszysz Kiramman. - Powiedział groźnie, robiąc krok w jej kierunku. Naparł na nią klatka piersiową, przez co dziewczyna musiała się cofnąć do tylu. Oparła się o biurko, łapiąc jego brzegi palcami. Poczuła jego nieprzyjemny oddech tuż przy swoich ustach.

- To co pierdolisz nie ma najmniejszego sensu. To, że tu jesteś jest tylko i wyłącznie zasługą Twojej mamusi i przyjaciela. Ale nie martw się. Jeszcze jedna taka akcja i spierdolisz stąd gówniaro. Dopilnuję tego. Wbrew pozorom, umiem imitować emocje jak mistrz. - Szeryf uśmiechnął się gładko. Odwrócił się gwałtownie i wyszedł z gabinetu. Jego potężna, umięśniona sylwetka jeszcze przez chwilę widniała jako cień na szybie od jej miejsca pracy.

Caitlyn dostała od swojego ukochanego przełożonego wolne do końca dnia. Gdy jej to mówił z szczerze udawanym uśmiechem, chciało jej się rzygać. Miała ochotę napluć mu na buta. Ciemnowłosą, aż przeszedł dreszcz. Gdyby to zrobiła, dostała by szybciej po twarzy niż możliwym byłoby wyciągnięcie pistoletu. Może i szeryf był palantem i kretynem, to jednak umiejętności fizycznych nie można było mu odmówić. Był szybki, zwinny, silny i potrafił przewidywać wiele ciosów. Nie było osoby, która mogłaby mu dorównać w walce jeden na jeden. A przynajmniej nikt w mieście takiej osoby nie znał. W tym Caitlyn, która mimo ciągłego kontaktu ze złoczyńcami nie poznała takiego, który mógłby mu jakkolwiek dorównać. Wszyscy padaliby w ciągu pierwszych paru chwil walki. Niestety taka była przykra prawda. Jedyną możliwością zrobienia szeryfowi krzywdy, było podanie mu do herbaty arszeniku czy cyjanku. 

Ciemnowłosa westchnęła cicho i szła dalej ulicą. Niebo było ciemne, burzowe, szare chmury gromadziły się i co jakiś czas wywoływały złociste błyski, które uderzały najczęściej w jakieś osamotnione miejsca. Przeraźliwie duże krople deszczu upadały na stworzone z piaskowca chodniki. Rynny, pełne były deszczówki. Zalewały niemal całe rowy, których pojemność zaczynała się poważnie ograniczać. Mimo, dość nieprzyjemnej pogody, Caitlyn czuła się w niej dobrze. Czuła na sobie powie świeżości, czegoś co mogło ją chociaż na chwilę zabrać od trosk związanych z przełożonym debilem i dziwną sprawą eksplozji. Gdy chodziła w deszczu, czuła się wyjątkowo wolna i czysta. Nie czuła na sobie takiej odpowiedzialności jak zazwyczaj. Wśród wody, była tylko zwykłą dziewczyną, chcącą zaczerpnąć świeżego powietrza.
Ciemnowłosa delektowałaby się dłużej, przyjemnie chłodnymi kroplami spływającymi po jej twarzy, gdy nagle usłyszała przeraźliwy krzyk. A może to był śmiech? Brzmiał trochę jak histeryczny chichot, połączony z prośbą. Definitywnie z prośbą pomocy. Caitlyn natychmiast ruszyła w miejsce dochodzenia tego dźwięku. Był to jakiś zaułek, na którego końcu kuliła się jakaś postać. Ciemnowłosa pewnym krokiem szła w jego stronę. Jej buty stukały głośno i chlupotały przez kałuże, ciągle formujące się pod jej nogami. Jednak nie przejmowała się tym, Teraz ważne było bezpieczeństwo i komfort tej drobnej osoby. Liczyła na pomoc, a ona była gotowa jej ją przynieść. W końcu stanęła od postaci dosłownie dwa kroki.

- Hej? Wszystko w porządku? Zgubiłaś się może? - Zaczęła spokojnie, kierując dłoń w stronę dalej zaciemnionej postaci. Ta, jak gdyby poczuła zbliżającą się dłoń, wyskoczyła do przodu. Caitlyn szybko cofnęła rękę, stwierdzając, że osoba, której chciała pomóc wcale nie jest taka drobna jak myślała. Była mniej więcej jej wzrostu i akurat stanęła w miejscu, gdzie idealnie oświetlił ją błysk pioruna. Jej długi niebieski warkocz zawirował wśród ostrego podmuchu wiatru.-

- Hej złotko, oddasz mi siostrę albo powiesz w tym zaułku papa swojemu życiu!

****

hej :D zostaw coś po sobie, bo nie mam motywacji :(

zaułki || vi x caitlyn || ArcaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz