Rozdział 4

889 71 29
                                    

Dziewczyna naprzeciwko wyglądała przerażająco. Znaczy w taki sposób, że może w jasnym miejscu, pełnym kolorowych rysunków nie wyglądałaby strasznie, a nawet uroczo, ale wśród deszczu, błyskawic i ogólnej pochmurności, prezentowała się co najmniej potwornie.
Jej różowe, duże oczy, błyszczały jasnym blaskiem. Chuda, niemalże koścista sylwetka, z ogromnym tatuażem, mogła wydawać się niepozorna, ale Caitlyn już zdążyła zauważyć, jak zniewalająco szybka jest dziewczyna.
Kolejna osoba, z którą nie wygrałaby jednej na jeden, chyba, że naprawdę by się skupiła. Mimo wszystko, obie były do siebie w jakiś sposób podobne.

- Kto jest Twoją siostrą, że mnie o to prosisz? - Ciemnowłosa zrobiła sobie z dłoni daszek nad oczami, by krople deszczu nie wpadały jej bezpośrednio w tęczówki.

Dziewczyna przed nią przechyliła na bok głowę, wydymając wargi.

- Jak możesz jej nie znać? To wielka, wspaniała, uwodzicielska Violet. Tylko głupcy jej nie znają. I osoby, które nie chcą jej znać. - Niebieskowłosa wyciągnęła zza pasa rewolwer.
Kolorowy i elektryzujący.

- Majstersztyk. - Powiedziała bezwiednie Caitlyn wpatrując się w broń jak zaczarowana.
Jej towarzyszka uniosła wysoko brwi.

- Mówisz o tym? - Dziewczyna uniosła pistolet, kierując jego lufę w sam środek czoła strażniczki. Ta ocknęła się natychmiast.

- Tak, mam na myśli Twoją broń. Jest naprawdę niesamowita. Też wolę strzelać niż wchodzić w bezpośrednie kontakty. To łatwiejsze. - Błękitnooka uniosła wzrok, widząc zmieszane spojrzenie dziewczyny przed nią. Jej oczy błyskały, ale wydawały się zamglone, jakby jej toczyła ze sobą walkę. - Jeżeli to Twoja robota, to naprawdę... Nigdy nie było mi dane zobaczyć czegoś tak spektakularnego. - W głosie strażniczki pobrzmiewała jedynie aprobata.

Ale takiej reakcji na komplement, bynajmniej się nie spodziewała. 

Nagle jej przeciwniczka upadła na kolana, łapiąc się mocno za głowę. Szarpała się sama ze sobą na mokrym chodniku, wyjąc w niebo głosy i zawodząc. Jej ręce wydawały się dwiema oddzielnymi częściami, walczącymi ze sobą. Jedna szarpała ją za włosy, druga próbowała ja uspokoić. Jej krzyki stawały się coraz głośniejsze i bardziej donośne i przeraźliwe.
Caitlyn chciała wyciągnąć do niej rękę z próbą pomocy czy okazania wsparcia, ale sam widok płonących, różowych tęczówek przewiercił ją na wylot.
Cofnęła rękę.
- Przepraszam... Nie umiem Ci pomóc. - Strażniczka zająknęła się i zabrała pistolet leżący przy zwijającej się dziewczynie. - Naprawdę przepraszam. - Ciemnowłosa pospiesznym krokiem zaczęła iść w stronę swojego domu, starając się ignorować pełne żałości krzyki rozlegające się za nią.

***

- Masz pozwolenie na przystąpienie Vi do Twoich szeregów. A tak właściwie to do zostania Twoją partnerką. Macie dla siebie calutkie pół roku. - Powiedział Jayce.

Sytuacja z wczoraj, dalej tkwiła Caitlyn w głowie, ale starała się ją ignorować. Co było niemal niewykonalne, bo te hipnotyzujące różowe oczy, pojawiały w jej koszmarach niemal całą noc. Każde stworzenie, które pojawiało się w jej snach, posiadało te przeraźliwie iskrzące się tęczówki i ostre jak brzytwa zęby.
Ta noc była dla niej strasznie ciężka. Co parędziesiąt minut budziła się z niemym krzykiem na ustach i spoconymi plecami. Parę razy musiała wyjść się przewietrzyć, bo siedzenie u siebie w pokoju i wlepianie wzroku w ciemność ścian, sprawiało jedynie, że bała się jeszcze bardziej. W końcu w każdej chwili, mogły się na nich zaświecić dwie różowe lampki, a potem po pokoju rozległby się ponownie ten przeraźliwy głos.

- Dziękuję Jayce. To wiele dla mnie znaczy. Właściwie to dla nas wszystkich. Rozwiązanie problemów w Zaun, na pewno korzystnie wpłynie na skalę przestępczości. - Dziewczyna uśmiechnęła się do niego blado, po czym przytuliła go delikatnie. - Naprawdę dziękuję.

- Nie ma żadnego problemu słońce. Rada może nie była jakoś szczególnie chętna do tego pomysłu, w szczególności Twoja matka, ale wiesz, jaki mam czarujący uśmiech. - Chłopak obdarzył ją jednym ze swoich słynnych spojrzeń i wyszczerzył śnieżnobiałe zęby w dobrodusznie.

- Jasne, snobie. - Caitlyn przewróciła oczami, chichocząc wesoło pod nosem. - A teraz pozwól, Panie radny, że udam się na spotkanie ze swoją przyszłą partnerką. - Dziewczyna szła już do drzwi, gdy usłyszała głupi śmiech bruneta. - Nie miałam na myśli takiej partnerki, kretynie!

***

- Chyba Cię coś musiało porządnie jebnąć w ostatnim czasie. - Szaroniebieskie oczy Vi świdrowały zaskoczone spojrzenie Caitlyn, która patrzyła na nią z niedowierzaniem, trzymając w rękach mundur strażnika.

- To jest poważna propozycja Vi! Dzięki niej, będziesz miała szansę wyjść stąd po roku. - Strażniczka, stanęła bliżej krat przyglądając się lekko zaciemnionej postaci Vi.

Przeleciała wzrokiem po jej licznych, odsłoniętych tatuażach. Po bliznach, które w takiej ilości mogły robić za pokaźną kolekcję. Przyjrzała się jej różowym, krótkim włosom, które prawdopodobnie pod tą warstwą kurzu i pyłu, były o wiele bardziej imponujące i ładne. Zwróciła również uwagę na jej odsłonięte i napięte mięśnie, które wyglądały niesamowicie... Dziewczyna zamrugała oczami, karcąc się w myślach, za dziwne spostrzeżenia w swojej głowie.

- Słońce, chyba nie myślisz, że kabluję na swoich ludzi, prawda? - Vi wstała z ławki i podeszła do krat, obejmując dwie pojedyncze w swoje duże dłonie. - Nie należę do kanalii, które zdradzają innych, dla krótszego wyroku. Poza tym – Dziewczyna zaśmiała się gardłowo - I tak wyszłabym wcześniej. Uciekanie z różnych miejsc to moje hobby, cupcake. - Różowowlosa puściła jej oczko i wróciła na ławkę, rozkładając się na niej wygodnie.

Strażnika zatuptała nogą.

- Nie po to, fatygowałam się specjalnie do rady, aby teraz otrzymać taką odpowiedź. - Caitlyn podeszła bliżej krat, ściskając je tak mocno, aż zbielały jej kostki. - Jesteś mi potrzebna, czy Ci się to podoba czy nie. Nie obchodzą mnie te durne kradzieże Twojego gangu, mam gdzieś te małe występki, które powodujesz. Chcę znaleźć bosa waszego Zaun, by się go pozbyć. Torturuje, maltretuje, znęca się nad Wami i nami, a ja od kiedy pamiętam marzę tylko i wyłącznie o pokoju i świetlności. - Strażniczka przyłożyła głowę do zimnej stali. - Bez pozbycia się go, jesteśmy głęboko w ciemnościach. Wiem, że ty też tego chcesz. Wiem, że pod tym względem jesteśmy takie same. - Ciemnowłosa patrzyła z napięciem, na dalej nieruchomą sylwetką Vi, która dalej leżała na ławce. Jej oddech, dalej był taki, a oczy pozostawały zamknięte. - Chcemy chronić swoje rodziny. - Powiedziała trochę bez przekonania Caitlyn.

Jednak to zdanie okazało się kluczowe. Vi gwałtownie usiadła na ławce, jej oddech przyspieszył, a wzrok wydał się rozbiegany.

- Łapiemy go, a ty mnie wypuszczasz. - Powiedziała cicho Vi.

Strażniczka uśmiechnęła się głupio.

- Dokładnie.

- Wchodzę w to, cupcake.

- Nie mów tak do mnie.

- Dobrze, Pani zastępca szeryfa cupcake. 

***

Zacznijmy zabawę >:)

zaułki || vi x caitlyn || ArcaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz