VIII

88 10 34
                                    

𝙆𝙪𝙗𝙞𝙧

15.03

Zacząłem cicho płakać nie mogąc znieść tego okropnego uczucia. To wspomnienie było okropne i zawsze doprowadzało mnie na skraj spokoju, a wpadnięcia w histerię i dławienia się własnymi łzami. Codzienne puste patrzenie się w przestrzeń za oknem stawało się przytłaczające i przypominało o tamtym dniu. Doprowadzało do szału i kolejnej napaści histerii. Mieszkanie samemu przygniatało mnie z każdą chwilą jeszcze bardziej i powodowało u mnie nadmierne wylewanie łez. Dlaczego musiałem być taki słaby? Dlaczego wtedy nie umarłem dając mi upust od złych emocji.

Usłyszałem dzwonek do drzwi co zmusiło u mnie szybkie uspokojenie. Otarłem łzy i po drodze do drzwi przemyłem na szybko twarz. Przez chwilę rozmyślałem czy to dobry pomysł otwierać drzwi. Z tyłu głowy dalej miałem wrażenie, że w drzwiach pojawi się on. Mój ukochany od małego. Przyjaciel... Później wróg, a teraz nieznajomy. Z rozmyśleń wyrwał mnie kolejny dzwonek i tym razem otworzyłem drzwi, a widząc Mikolsa cicho westchnąłem i pozwoliłem mu wejść do środka. Brunet powoli wszedł nie wydając żadnego dźwięku i zdjął kurtkę i buty dalej się nie odzywając co było dla niego dosyć powszechne.

— Paliłeś.

Super przywitanie. Przewróciłem oczami i cicho mruknąłem coś pod nosem.

— Cześć

— Dobrze cię widzieć. — Uśmiechnął się niezbyt szczerze, ale wystarczająco szeroko aby wypędzić mnie z pewności, że jest nieszczery. Poczułem jak bierze moją twarz w dłonie i delikatnie całuje w czoło. Nawet nic na to nie powiedziałem. Uśmiechnąłem się na ciepło jego szorstkich ust i wtuliłem się w równie ciepłe ciało przyjaciela.

— Ciebie również — Po jakimś czasie puściłem go wiedząc, że nie ucieknie i poszedłem nastawić wodę na herbatę oraz kawę dla niego. Mikols poszedł za mną siadając na jednym z krzeseł i delikatnie głaszcząc mojego kota.

— Co się stało? Miałeś rzucić. Mam zabrać cię do lekarza? — Obróciłem się w stronę Mikolsa i spojrzałem się na niego błagalnym wzrokiem co on chyba wziął inaczej niż powinien. Załamany tym co robię wstał i podszedł do mnie aby znów mnie przytulić. Tym razem bardziej czule i dłużej niż przy wejściu. Czując jego ciepłe dłonie na moim wychudzonym oraz zimnym ciele cicho mruknąłem z przyjemności pomimo tego, że ciepło było stłumione przez cienką, bawełnianą koszulkę. Mruczałem z przyjemności, nawet nie zauważając jak ukojenie i euforia zaczyna wypełniać całe moje ciało. Osunąłem się tracąc świadomość. Jedyne co zdążyłem jeszcze zarejestrować to słowa przyjaciela.

— Kubir! Nie mdlej!

»»——⍟——««

𝙈𝙞𝙠𝙤𝙡𝙨

Patrzyłem się na spokojną twarz Kubira nie mogąc sobie wyobrazić jego stanu gdybym się nie pojawił, a on zemdlał uderzając o coś swoją głową. Strach momentalnie opanował moje ciało, a ja czując się jakbym za chwilę miał stracić Kubira położyłem się tuż obok niego i przytuliłem do siebie. Nie chciałem go puszczać za wszelką cenę. Wiedziałem co Kubir aktualnie przeżywa. Wspomnienie z tamtej nocy sprzed czterech lat nadal go nawiedzało doprowadzając go do szaleństwa i zdruzgotania. Bałem się, że gdy go zostawię znów to zrobi tym razem z powodzeniem. I pomyśleć, że gdyby nie to, że nie pozwolił bym mu pójść robić ten projekt nic by się nie stało.
"Nie powinieneś się za to winić Mikols. To ja nie przypilnowałem tego idioty."
Słowa Grafa odbijały się w moich myślach, co ledwo tłumiłem. Sam czasem miałem wybuchnąć płaczem, lecz nie umiałem. W młodości wypłakałem wszystkie łzy, a teraz musiałem być twardy.
Teraz Kubir miał źle nie ja. Ja byłem spokojny, bez złej przeszłości i o trzeźwym umyśle. Za to Kubir był przestraszony, zamglony i zraniony. I to wszystko przez Tobiasza. Nadal pamiętałem jego uśmiech kiedy wyrył Kubirowi na klatce piersiowej.
"Pizda".

Nie daj się uwieść || Tobiasz x Kubir || Hanahaki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz