W dzień meczu Leo ledwo był w stanie cokolwiek przełknąć. Zżerały go gigantyczne nerwy, tym większe, że miał po raz pierwszy wystąpić na trawie na oczach wielu, wielu ludzi, a do tego trafili w tej rundzie na naprawdę niełatwego do pokonania przeciwnika. Pocieszyło go nieco to, że nie tylko on się zmagał z tremą — gdy się rozglądał po szatni podczas przemowy Tima przed wyjściem na boisko, zobaczył wiele twarzy, na których malował się niepokój.
Sytuacji nie polepszyły tylko wiadomości, które pojawiły się na jego telefonie krótko przed wyjściem na boisko. Większość z nich zawierała wyrazy wsparcia, ale był wśród nich również sms od ojca. Leo nawet go nie otworzył; skupił się jedynie na wiadomości od Sama, w której ten mu przekazał, że sytuacja jest pod kontrolą.
Kiedy już stał przed linią wznowienia gry, nabrał wiatru w żagle. Wiedział już, co ma robić; wszystkie te ruchy stały się automatyczne dzięki godzinom treningów i wyciskania z siebie siódmych potów. Poczuł się znacznie pewniej na znajomym terenie, w znajomej grze, wśród znajomych członków drużyny.
Kusiło go, by spojrzeć na trybuny i poszukać na nich Niny, lecz doskonale wiedział, że tylko by go to rozproszyło — a szansa na znalezienie jej w morzu kibiców była dosyć mała. Skupił się z powrotem na piłce; jego drużyna wygrywała kilkoma punktami, lecz przewaga ta zaczynała powoli topnieć. Przeciwna drużyna grała niezwykle agresywnie i nieczysto, co z kolei zdołało dać im już kilka punktów karnych. W szczególności grupa ofensywna dawała im wszystkim w kość i utrzymanie się przy piłce było coraz trudniejsze — ale za to wygrana smakowała bardziej słodko. Schodzili z boiska z poczuciem triumfu tańczącym w żyłach i uderzającym do głowy niczym najlepsza whisky.
Leo nawet z szatni słyszał pieśni i okrzyki odbiegające z trybun. Z rozbawieniem pokręcił głową, ruszając pod prysznic. Po wyjściu spod strumienia ciepłej wody przebrał się w świeże ubrania i znów poczuł się jak nowonarodzony człowiek, niesiony jeszcze na skrzydłach adrenaliny i ekscytacji. W szatni już zresztą chyba zaczynała się impreza z okazji zwycięstwa — jego koledzy się wygłupiali, tańczyli i odprawiali zwycięskie harce. Leo się do nich nie przyłączył, chcąc udać się prosto na trybuny, by odnaleźć swoich przyjaciół. Został zatrzymany jeszcze w wyjściu przez Tima, który zaprosił go na świętowanie zwycięstwa w jego domu — najwyraźniej impreza z okazji meczu została zaplanowana już tydzień temu.
Dostrzegł czekającą na niego czwórkę w pobliżu wyjścia z boiska. Samuel chyba usiłował ich zagadać na śmierć, bo usta mu się wprost nie zamykały, podczas gdy Jeremy jak zwykle stał z boku z rękoma w kieszeniach, wyraźnie znudzony, natomiast dwie dziewczyny starły się nadążyć za tym słowotokiem. Uśmiechnął się rozbawiony.
— Cześć.
Tak zaskoczył Sama swoim nadejściem, że ten aż podskoczył.
— Drodzy państwo, oto nadchodzi! Witamy, witamy, nasz królu!
Nie zawahał się przed przytuleniem Leo. Było to co najmniej niezręczne, Leo jednak docenił gest. Przybił piątkę z Jerem, a potem odwrócił się w stronę Niny i jej przyjaciółki.
— Hej — przywitał je. Wyciągnął dłoń w stronę przyjaciółki Niny. — Jestem Leo.
— Wiem. Dużo o tobie słyszałam. Marina.
Leo uniósł brwi.
— Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.
CZYTASZ
Świetliki | ✓
RomanceRozpoczęcie studiów w nowym mieście miało być dla Leo przepustką do samodzielności i okazją do zrzucenia emocjonalnego bagażu. Leo nie spodziewał się jednak, że już pierwszego dnia zajęć jego życie przewróci się do góry nogami - a wszystko to za spr...