8. Resting my eyes

47 5 17
                                    

Oddział wydawał się upiornie pusty, gdy Leo zmierzał w stronę pokoju odwiedzin. Z kapturem na głowie i rękami w kieszeniach wyglądał pewnie jak ktoś szukający zwady — i zapewne nie byłoby w tym znowu tak dużo przesady, zważywszy na to, że nadal czuł w sobie buzującą złość, a do tego jego ręce znaczyły siniaki oraz zadrapania pozostałe po porannym wyładowaniu złości na starym worku treningowym. Jego skóra nie wyglądała teraz zbyt pięknie, ale ból przyniósł mu oddech, odrobinę ulgi.

Jego wzrok padł na niego, gdy tylko wszedł do pokoju odwiedzin. Dzielili te same rysy twarzy, wzrost oraz brudne, jasne włosy — poza tym nie byli wcale do siebie podobni, i dzięki Bogu za to. Leo nienawidziłby każdego spojrzenia w lustro, gdyby musiał za każdym razem widzieć w nim swojego ojca.

Bez słowa usiadł naprzeciwko niego; jego ręce ani na moment nie opuściły kieszeni, gdy patrzył wyzywająco i hardo na wrak człowieka, który był jego ojcem. Wyglądał na zmęczonego, praktycznie przygaszonego, i Leo dawno go takim nie widział. Czy stało się tak z powodu jego lekarstw czy czegoś zupełnie innego?

— Dzień dobry, synu.

Leo przechylił głowę, zaintrygowany.

— Dzień dobry, ojcze.

Nie miał zamiaru mu niczego ułatwiać, nie. Być może przemawiała przez niego frustracja, lecz nie był gotowy na rozgrzeszenie ojca ani na wybaczenie mu wszystkich grzechów.

— Jak ci idzie na studiach?

— Naprawdę cię to teraz interesuje? — Leo uniósł brwi. — Zaskakujące, zważywszy na to, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy nie spytałeś mnie o to ani razu.

Jego ojciec potrząsnął głową, prawie rozczarowany, i Leo poczuł ukłucie przypominające ranę zadaną przez osę, jak nacięcie na jego skórze, z którego zaczynała się sączyć krew.

— Oczywiście, że mnie to interesuje. Jestem twoim ojcem, więc...

— Och, a więc teraz chcesz się bawić w rodzinę? To świetnie, ale ja nie mam na to ochoty. Spóźniłeś się o całe lata.

— Chcę się z tobą pogodzić. Mój terapeuta mówi, że byłoby dobrze dla mojego zdrowia, żebym się z tobą pogodził i ruszył naprzód.

Leo roześmiał się gorzko, zupełnie niezaskoczony.

— Więc chcesz się ze mną pogodzić dla twoich własnych egoistycznych powodów. Już raz tak zrobiłeś, pamiętasz? I co z tego wyszło? Cóż, nie zamierzam się dać na to złapać po raz drugi.

— Obiecuję, że tym razem cię nie zawiodę.

— Twoje obietnice są puste.

Jego ojciec stawał się coraz bardziej poruszony, podczas gdy Leo odchylił się na krześle.

— Wiem, że nie uczyniłem zbyt wiele, byś teraz zaufał moim intencjom, ale, synu, proszę... Pozwól, żebym to naprawił.

— W jaki sposób chcesz naprawić czy zrekompensować mi te wszystkie lata przemocy i przerzucania całej odpowiedzialności na własne dziecko? Jak zamierzasz wytłumaczyć wszystkie te lata pogardy i wysokich oczekiwań i słownej przemocy i uderzeń, które mnie trafiły? To nie jest coś, co się łatwo zapomina, ojcze.

Świetliki | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz