12. Tangerine

47 5 18
                                    

Przez cały dzień czuł się tak, jakby znalazł się w siódmym niebie, i nawet nudne wykłady nie mogły przygasić jego entuzjazmu. Zaraz po przyjściu na uczelnię zostawił w szafce Niny krótką wiadomość — była to zwyczajna kartka z napisem „Dobrego dnia!", ale miał nadzieję, że tym samym odrobinę poprawi jej humor. W dodatku umówili się całą ekipą na wieczorne wyjście na jarmark bożonarodzeniowy, więc Leo już nie mógł się doczekać spędzenia z nimi trochę czasu — z tą jego przybraną rodziną, najlepszymi przyjaciółmi, jakich mógł sobie wymarzyć, lepszymi niż jego prawdziwi krewni.

Zimno przenikało do szpiku kości i z ust unosiły się obłoki pary, lecz wieczór rozświetlał milion kolorowych, drgających światełek obwieszających plac. Nadawało to miastu iście świąteczny i czarodziejski wręcz charakter; Leo doświadczał tego właściwie po raz pierwszy, lecz wsiąknął natychmiast. Spotkanie się z przyjaciółmi było też znacznie lepsze niż siedzenie w pokoju i smęcenie, zwłaszcza że z tymi durniami nie sposób się nudzić czy czymkolwiek martwić. Poza tym grzane wino szybko zaczęło krążyć w jego żyłach, toteż uderzyło mu do głowy w ciągu pierwszej godziny. Wszystko wydawało się bardziej błyszczące niż zwykle: śmiech, jedzenie, muzyka, nawet śnieg, który wciąż leżał na ziemi.

Kupili jabłka otoczone w czekoladzie i jedli je, śmiejąc się i wymieniając żarty oraz historie i doskonale się przy tym bawiąc. Leo zauważył, że Marina przysuwa się coraz bliżej do Tima — ich ręce się o siebie ocierały, spojrzenia wciąż spotykały i Leo mógłby przysiąc, że napięcie między nimi było niemalże widoczne. On sam też znalazł się zaskakująco blisko Niny; ich ręce otarły się o siebie już kilka razy i zastanawiał się, czy to dobry moment na wzięcie ją za rękę — czy w ogóle powinien to zrobić i czy chodzili ze sobą, czy nie.

Nina podjęła decyzję za niego, jako że oparła się o niego prawie całym ciężarem ciała, więc wystarczyło, żeby objął ją ramieniem. Miał wrażenie, że pasuje idealnie do jego objęć, i pozwolił sobie utonąć w cieple. Częściowo pochodziło od alkoholu, bliskości, częściowo od ognia, w pobliżu którego stali; nie obchodziło go to, dopóki Nina była blisko. Może wydawało się to samolubne, lecz potrzebował bliskości.

Oparł głowę o jej własną, korzystając z różnicy w ich wzroście, i tym samym przytulając Ninę jeszcze mocniej.

— Wesołych Świąt, słoneczka!

Wszyscy podnieśli szklanki, by wznieść toast, ledwo Sam wykrzyczał te słowa ku ich rozbawieniu i salwie śmiechu. Cała grupa była już wstawiona i najedzona słodyczami, które upolowali na jarmarku, ale nikt się tym nie przejmował. Potrzebowali tego, zwłaszcza po sesji.

— Więc ty i Nina oficjalnie jesteście parą?

Leo kupił sobie kilka cennych sekund na odpowiedź, wychylając alkohol. W jego szklance nie zostało już wiele, a dolewał sobie wina już chyba ze trzy razy.

— To ja powinnam ciebie pytać o status twojej relacji, Marina — powiedziała Nina, uwalniając się z uścisku Leo i żartobliwie klepiąc przyjaciółkę po ramieniu. — Jesteście razem? Ty i Tim?

— Tak — przyznała bez śladu zawstydzenia. — Przyklepaliśmy układ parę dni temu, więc...

Nina wrzasnęła z radości i natychmiast przytuliła Marinę; entuzjazm aż od niej bił.

— Tak się cieszę! Gratulacje!

Nina wymruczała coś jeszcze do ucha Mariny — a raczej w jej szalik w kolorach Hufflepuffu, zdecydowanie za duży — lecz Leo nie potrafił tego rozszyfrować. Zauważył za to lśniące oczy i zaczerwienione policzki Mariny — i opanowało go przeczucie, że Nina podzieliła się z przyjaciółką jakąś nie do końca czystą myślą. Roześmiał się. Jego anioł nie był tak niewinny, jak mogło się wydawać, i najwyraźniej Nina wykorzystała to na swoją korzyść.

Świetliki | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz