Mógł zobaczyć, że Nina zesztywniała. Jej oczy spoważniały i wydały się nagle ciemniejsze w świetle bibliotecznych jarzeniówek, kiedy się odsuwała z dala od niego — bardzo, bardzo powoli.
— O czym? — zapytała ostrożnie. Miał wrażenie, że niewiele brakuje, by się wycofała okrakiem z tej rozmowy i z biblioteki w ogóle.
— O nas.
Nie chciał na nią naciskać, ale rozpaczliwie potrzebował odpowiedzi — musiał wiedzieć, na czym stoją, czy w ogóle ma jakiekolwiek szanse, czy w ogóle powinien robić jakikolwiek krok naprzód w jej kierunku, czy lepiej byłoby całkiem odpuścić.
Była jak świetlik — i nie chciał jej przypadkiem zgnieść pod podeszwą buta ani stłumić jej światła.
— Okej?
Przeczesał z frustracją włosy, podnosząc się do pozycji siedzącej. Nie miał pojęcia, jak zacząć tę rozmowę — od czego ją zacząć i jak dalej poprowadzić.
— Posłuchaj — powiedział wreszcie, napotykając jej spojrzenie — domyślam się, że to ostatnia rzecz, o jakiej chcesz rozmawiać, ale... Ugh. Nie jestem w tym dobry. W sensie w tego typu rozmowach. Ale jeżeli tego teraz nie obgadamy, to... myślę, że będzie to nad nami wisieć. Albo co najmniej nade mną.
Nina przytaknęła, przygryzając wargę.
— Mów.
Wziął głęboki oddech i powiedział:
— Tamtego wieczora, kiedy... kiedy wróciłem z Marholm, naprawdę chciałem cię pocałować. Ja... Uwielbiam z tobą przebywać i rozmawiać, jesteś niewyobrażalnie piękna, i wpadłaś mi w oko już pierwszego dnia zajęć — przyznał. — Dlatego tym bardziej chciałem cię poznać i cieszę się, że trafiła mi się do tego okazja, ale jednocześnie mam wrażenie, że otrzymuję od ciebie sprzeczne sygnały. Nie wiem, czy też jesteś zainteresowana, czy nie, i dlaczego wtedy najpierw mnie przytuliłaś, a potem się odsunęłaś, kiedy chciałem... kiedy chciałem cię pocałować. Powiedz mi, jeżeli to moja wina i się zanadto pospieszyłem, bo może nie byłaś na to gotowa albo...
Nina przez dłuższą chwilę milczała, w dalszym ciągu lustrując go spojrzeniem, i oblał go zimny pot.
— I tak, i nie — powiedziała wreszcie. — Nie chodzi o nic konkretnego, lecz raczej o całokształt.
Leo przełknął ślinę.
— Aż tak źle?
— Nie, nie. Chodzi o to, że... Wiem, że masz dobre intencje. Po prostu... Mam wrażenie, że robisz to tylko po to, by mnie uratować, bo masz jakiś kompleks zbawcy. Powiedziałam ci już, że nie rozumiem, jak możesz mnie w ogóle lubić, jak możesz być dla mnie tak miły bez żadnego konkretnego powodu. Czy odwzajemnienie tego lubienia przeze mnie jest ukrytym motywem?
Leo pochylił się do przodu, składając palce w piramidkę i opierając na nich podbródek.
— Rozumiem, czemu tak sądzisz — powiedział wreszcie. — Ale powiedziałem ci już wcześniej, że to nie jest litość. To nie jest żaden kompleks. W tym nie ma ukrytych motywów. Po prostu cię lubię. Nie uważam, żeby niepełnosprawność cię definiowała, nigdy tego tak nie postrzegałem. Nie mam żadnego wytłumaczenia na to, dlaczego cię lubię. Po prostu cię lubię. Przysięgam, że nie ma w tym drugiego dna.
CZYTASZ
Świetliki | ✓
RomansaRozpoczęcie studiów w nowym mieście miało być dla Leo przepustką do samodzielności i okazją do zrzucenia emocjonalnego bagażu. Leo nie spodziewał się jednak, że już pierwszego dnia zajęć jego życie przewróci się do góry nogami - a wszystko to za spr...