「 000 」 Nowy Filar Wiatru

107 10 11
                                    

Witajcie w świecie Zabójców Demonów!
Zapraszam do nieco innej histroii Giyū i zachęcam do komentowania :)

P.S. Kolejny rozdział w sobotę~


Górzysta okolica tego poranka wydawała się inna niż zwykle. Promienie słońca świeciły dużo jaśniej, zapach palonej wisterii był intensywniejszy. Mur wyglądał na solidniejszy, a rezydencja na potężniejszą. Zupełnie jakby wszystko zmieniło się w ciągu kilku ostatnich miesięcy.

Nieprzyjemny ścisk w żołądku Kai przyprawiał o mdłości. Miała wrażenie, że nadciąga coś bardzo, bardzo złego, ale nie była w stanie określić, co dokładnie. Ale czy w świecie pełnym demonów takie uczucia nie są codziennością?

Potrząsnęła głową, odganiając nieprzyjemne myśli.

— Jesteś zmęczona... Wydaje ci się... — mruknęła, unosząc wzrok na kruka, siedzącego nieopodal.

— Nie patrz tak na mnie, kra — jęknęło zrezygnowane ptaszysko. — Jestem tylko posłańcem, kra.

Dziewczyna nie skomentowała i ruszyła po kamiennych schodach do rezydencji. Minęła wrota tori, kilkanaście kolejnych schodów i przekroczyła bramę. Spojrzała na uczniów trenujących w ogrodach. Jeden zwrócił uwagę kobiety, ten sam którego przyprowadziła kilka miesięcy wcześniej, by wyszkolono go na zabójcę demonów.

Przeniosła wzrok na pustą werandę, doskonale rozumiejąc, co to oznacza. Utrata nogi dla zabójcy demonów była końcem, nie mógł już walczyć, nie mógł zrobić nic. Po namowach córki, zgodził się trenować przyszłych zabójców demonów, chociaż i to ostatnimi czasy przychodziło mu z trudem.

Rezydencja wciąż prezentowała się oszałamiająco. Mimo kilku wieków na tym świecie, wciąż była potężna i niezwykle zadbana, ale co się dziwić? Ojciec uwielbiał porządek i to była najważniejsza nauka, którą przekazywał swoim uczniom. Należy utrzymywać porządek tak samo w głowie, jak i dookoła siebie. Siła czy doświadczenie przyjdą z czasem.

Kobieta westchnęła głucho, ściskając mocniej katanę przymocowaną do pasa. Niepewnie zrobiła kilka kroków przed siebie, jakby nie wiedząc, gdzie ma iść. Wiedziała to jednak doskonale, lecz bała się widoku, który może tam zobaczyć.

Kaya wzięła głęboki oddech.

— Wróciłam — powiedziała głośno, ściągając buty i wchodząc do znienawidzonego pomieszczenia.

Pokój ten nie kojarzył się z niczym dobrym. To tu usłyszała o śmierci młodszej siostry. Tu usłyszała o śmierci przyjaciela. To tu usłyszała o tragedii, która spotkała jej ojca. To to pomieszczenie skradało jej raz za razem cząstkę duszy.

Bać się zwykłego pokoju, żałosne, pomyślała, przekraczając próg. Walczyła z dziesiątkami demonów, a dopiero tutaj czuła jak przeszywa ją zdenerwowanie. Żałosne, pomyślała znowu, przełykając ślinę i zbliżając się do wyznaczonego miejsca. Żałosne.

Ile by dała, żeby cofnąć się w czasie i znowu skosztować chwil spokoju, gdy jedynym celem w życiu nie było tropienie i zabijanie demonów.

Westchnęła głucho. Może on na mnie poluje, pomyślała, rozglądając się dookoła. Czuła się tu wyjątkowo... obco. Ten pokój zdecydowanie na mnie poluje. Zamknęła powieki, w myślach licząc, aby uspokoić rozbiegane myśli. Dwadzieścia jeden... Wbija we mnie swoje niewidzialne szpony... Dwadzieścia dwa... Dwadzieścia trzy... Odskakuję... Dwadzieścia...

— Wróciłem. — Usłyszała za sobą stanowczy, pozbawiony emocji głos brata.

...cztery.

Odetchnęła głęboko, leniwie otwierając oczy. Spojrzała przez ramię, uśmiechając się przy tym nieznacznie.

— Gratuluję awansu, Shun — powiedziała spokojnie, gdy brat zajął miejsce obok.

Kaya przyjrzała się uważnie bratu. Shun wyglądał jak młodsza i pozbawiona blizn wersja ich ojca. Ten sam ostry wyraz twarzy, zacięte spojrzenie i wieczny grymas.

Zdecydowanie byli przeciwieństwami, i pod względem charakteru, i pod względem wyglądu.

— Nic specjalnego — mruknął, zmieniając swoją pozycję siedzącą na bardziej niechlujną.

Na samym początku Kaya swoją rolę w społeczeństwie i rodzinie traktowała jako przykry obowiązek, w końcu demony były kiedyś ludźmi. Walczyła, ponieważ musiała. Po śmierci matki jednak coś się zmieniło, coś w niej pękło, coś niezwykle cennego.

— Na mojej drodze stawały same słabe demony, nie były dla mnie żadnym wyzwaniem — prychnął, uśmiechając się przy tym szeroko. — Zabicie ich było czystą przyjemnością.

— Nie każdy czerpie z tej pracy przyjemność. — Usłyszeli za sobą spokojny, ale stanowczy głos ojca. — Prawda, Kayo?

Kobieta spuściła głowę, doskonale zdając sobie sprawę, o czym mówił ojciec.

Byli kiedyś ludźmi... Powtarzała za każdym razem, gdy zabijała kolejnego demona.

Nadal nie czuła takiej przyjemności jak oni z odbierania życia demonom. To był jej, niezwykle przykry i bolesny, obowiązek. Nawet po śmierci matki, gdy coś w niej umarło, był to jej ciężar.

Zagryzła wewnętrzną stronę policzka, czując na sobie gardzące spojrzenie brata.

— Niemniej — odchrząknął ojciec, zajmując miejsce naprzeciwko dzieci — radzisz sobie nadzwyczaj dobrze. Twój brat również, chociaż jest zbyt pewny siebie, co może go kiedyś zgubić — skarcił syna, patrząc na niego bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy.

— Matka zawsze powtarzała, że jestem dumą rodu Akiyama, czemu miałbym w to wątpić? — prychnął pogardliwie, bez ani krzty szacunku.

Ojciec westchnął zirytowany.

— I do czego doprowadziła ją ta pewność siebie? — warknął mężczyzna, a Kaya wstrzymała oddech, łapiąc ramię brata i zaciskając na nim mocno palce. Próbowała dać mu do zrozumienia, że powinien się uspokoić.

Matka również była zabójcą demonów, niezwykle wprawioną w walce i pewną siebie, ale w tym zawodzie nadmierna pewność siebie jest zgubą. Ojciec powtarzał, że zawsze muszą być gotowi na śmierć, wątpić w każdą decyzję, a w walce dawać z siebie więcej niż są w stanie.

Zupełnie, jakby jutro miało nie nadejść...

— Ojcze... — odezwała się stanowczo Kaya. — Czemu nas wezwałeś? — zmieniła temat, wciąż trzymając dłoń na ramieniu brata. Czuła jak jego mięśnie są spięte, gotowe do ataku.

Zapadła między nimi cisza – gęsta i ciężka.

— Mistrz Ubuyashiki wyznaczył kolejny Filar Wiatru i chciałem, abyście dowiedzieli się tego ode mnie — powiedziała w końcu głowa rodu Akiyama. Spojrzał się na syna i kontynuował: — Cieszę się, że nim zostałaś, Kayo. — Przeniósł wzrok na córkę, uśmiechając się przy tym nieznacznie.

— Co?! — wrzasnął Shun. — Jestem od niej o wiele sprawniejszy i silniejszy!

— Brakuje ci doświadczenia i opanowania — przerwał mu ojciec. — Ćwicz dalej, a kiedyś osiągniesz poziom Filarów...

Słowa przestały docierać do Kai. Świat na chwilę się dla niej zatrzymał i później przyspieszył.

Ja? Filarem? To nieśmieszny żart? Przemknęło przez jej myśli. Ten pokój mnie naprawdę nienawidzi...

— Puszczaj mnie! — Usłyszała rozgniewany głos brata, czując jak strąca jej rękę z ramienia. — Nic tu po mnie, skoro nie potraficie docenić mojego talentu! — krzyknął i wyszedł z pomieszczenia.

Kobieta westchnęła ciężko, przenosząc wzrok na ojca.

Przez lata trenowała ciężko, na każdym kroku powtarzając słowa ojca: "Naszym obowiązkiem jest ochrona ludzi, nie walczysz dla własnej chwały, walczysz dla nich".

◌ ◌ ◌

Bezchmurne niebo || Tomioka Giyū x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz