*2*

275 20 8
                                    

Miesiąc później wszystko zaczyna się jakoś powoli układać. Ja przyzwyczajam się do życia w wielopokoleniowej magicznej rodzinie, a oni zdają się oswajać z faktem, że z dnia na dzień pod ich domem pojawił się jakiś dzieciak, który nawet nie jest z nimi spokrewniony i będzie tu mieszkał.
Chyba ostatnio nawet abuela się do mnie przekonała, jakaś taka milsza się stała i coraz częściej daje mi samodzielną robotę. Jeszcze niedawno nie było mowy, żebym w ogóle został sam w pokoju został, a dziś rano poprosiła mnie, żebym poszedł kupić brakujące składniki do obiadu. Niby drobnostka, ale ważne że relacja idzie do przodu, niż żeby stała w miejscu.
Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o Camilo. Okazało się, że to jednak nie był zły dzień - chłop mnie najzwyczajniej w świecie nienawidzi. No ale co poradzić, nikogo przecież nie zmuszę do lubienia mnie.

Siedzę w pokoju czytając po raz wolę nie liczyć już który listy od rodziców. To absolutny masochizm w czystej postaci, co jakoś nie powstrzymuje mnie od czytania ich kilka razy dziennie. Czasami nachodzi mnie ochota odpisać na których z nich, czego całe szczęście finalnie nie robię. Aż tak źle ze mną jeszcze nie jest.
Do pokoju praktycznie wparowuje Mirabel, cała zdyszana. Chwyta się obiema rękami za framugi drzwi, pochyla do przodu

- Hola Ricito - wita się, wciąż jeszcze starając się ochłonąć - Sprawa jest

- Mam się bać?

- Jeśli przerażają cię pierścionki zaręczynowe to owszem - pierścionki zaręczynowe? Ktoś się zaręcza? I że niby ja mam z tym coś wspólnego... Dios mío. Zaręczyny. Mirabel. Madrigalowie-

- Nie gadaj - szepczę niedowierzając - Tak szybko?

- Wiesz, w końcu to wielka miłość - wzrusza ramionami - Każdy obstawiał, że zrobią to jeszcze szybciej

- Zakładaliście się o datę zaręczyn swojej własnej kuzynki? BEZE MNIE?! - kładę rękę na sercu, udając grymas bólu - Ranisz kobieto - spoglądam na nią. Przez chwilę patrzymy sobie w oczy, nagle wybuchając głośnym śmiechem

- Wy wiecie, że ja was doskonale słyszę, prawda!? - krzyczy do nas Dolores ze swojego pokoju co tylko potęguje nasza głupawkę. Nie wiem jakim cudem, kilka minut później leżymy na podłodze, czekając, aż się uspokoimy. Odczekujemy jeszcze chwilę i oboje postanawiamy zacząć się szykować, ponieważ kolacja odbędzie się za półtorej godziny. Biorę w dłoń pożyczone od Bruna ubrania, które nosił jakieś 20 lat temu i idę toalety się przebrać.

Po drodze zatrzymuje mnie mój ulubiony Madrigal, nie kto inny jak Camilo we własnej osobie.

― Słuchaj no - Oho, nic zapowiada się nic dobrego - Dolores czekała na tą chwilę odkąd pamiętam. Ostatnie zaręczyny skończyły się porażką, więc nie pozwolę, żeby tym razem coś poszło nie tak przez taką byle przybłędę jak ty - jaki troskliwy braciszek, kto by pomyślał. Przepraszam bardzo, co ja człowiekowi kiedykolwiek zrobiłem? Jak już do kogoś takie ostrzeżenia to Mirabel, a nie do mnie. Z tego co słyszałem to ona tam trochę (bardzo) namieszała. Nie chcąc wdawać się z nim w bezcelową dyskusję, zwyczajnie staram się go ominąć, ale brązowowłosy chwyta mnie za nadgarstek.

Gdybyś nie był taki ładny to bym ci w tym momencie przywalił ... Dobra, gdybyś nie był ładny I nie mieszkałbym z tobą pod jednym dachem. I gdybyś nie miał magicznych mocy- Agh, kogo ja oszukuję nic bym ci nie zrobił, ostatni raz się biłem gdy miałem 12 lat i jakiś gówniarz ukradł mi but. Długa historia.

- Myśmy się chyba nie zrozumieli - Jak widać nie za bardzo - Wszystko musi dziś być idealnie. Nie odzywasz się nie proszony, siedzisz na miejscu, aż do końca, robisz co ci powiedzą, a jakby ktoś pytał to jesteśmy przyjaciółmi - i jakby nigdy nic puszcza mnie, odchodząc pośpiesznym krokiem. Przyjaciółmi powiada, huh. Już spokojna twoja rozczochrana hermoso, będziemy najlepszymi przyjaciółmi na świecie.

***

Suprise, na tym kończymy rozdzialik. Krótki, ale chciałam zrobić z zaręczyn Dolores cały osobny rozdział, tak więc stay tuneddd.

Pendejo guapo || Camilo MadrigalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz