Wbiegłam do sali, spóźniona jak zwykle. Rozejrzałam się i dojrzałam wolne miejsce obok Kasi, za którą siedzieli Maja i Janek, czyli moje szkolne przyjaciółki (a raczej ich część) oraz, jak go określił nasz wychowawca, błogosławiony między niewiastami i za razem chłopak Mai.
Przywitałam się z nimi, za co zostałam obrzucona morderczym spojrzeniem przez wychowawcę. Zaraz jednak uśmiechnął się promiennie. Uwielbiał naszą klasę i zależało mu na nas, choć często nas objeżdżał za gadanie na lekcji i oceny z różnych przedmiotów. My również darzyliśmy go szczerą sympatią. Profesor Miedza był nauczycielem naszego ojczystego języka i zarazem naprawdę złotym człowiekiem, jednak cisnął nas z polskiego, gdyż, jak mawiał, "najlepszymi humanistami są matfizy", a za przykład podawał Mickiewicza, który studiował kierunki przyrodnicze.
Po krótkim omówieniu rzeczy typowych na rozpoczęciu roku, mieliśmy chwilę dla siebie (w międzyczasie poznaliśmy też nowych kolegów, którzy doszli do naszej klasy - Błażeja, Mateusza i Filipa). Ja ten czas wykorzystałam również na przywitanie się z resztą naszej paczki - Natalką, Agatką i przy okazji z Frankiem Frecińskim (chłopakiem Agatki).
Nim zostaliśmy wypuszczeni do domów, zostaliśmy uprzedzeni o sprawdzianie rocznym z drugiej klasy. Nie nazwałabym tego dobrą nowiną, ale cóż. Jest to jeden z tych smutnych aspektów licealnego życia, z którymi musimy się godzić.
Gdy wychodziliśmy z klasy, zauważyłam mojego przyjaciela, idącego tuż przed nami. Stwierdziłam, że jest to idealna okazja, by się z nim podroczyć. Podeszłam do niego od tyłu i szybkim ruchem dźgnęłam go lekko w boki. Z racji, że nie miał rodzeństwa, nie był przyzwyczajony to takich praktyk, więc z zaskoczenia aż podskoczył i to dość wysoko.
-Grabisz sobie - oznajmił, odwracając się.
-Też tęskniłam - zaśmiałam się.
Mocno się uściskaliśmy.
Równo miesiąc starszego ode mnie Adama Sterowca (przeze mnie i resztę harcerskich znajomych nazywanego "Sternikiem") poznałam na zimowisku pięć lat wcześniej - wylosował mnie do pary do tańca na sylwestra. Potem byliśmy razem na obozie i jakoś tak wyszło, że w miarę utrzymywaliśmy kontakt i w końcu, znaleźliśmy się razem w szkole na dwóch mat-fizach.
Adam był chudy i wysoki (ale nie aż tak, jak Hiszpan), miał ciemnobrązowe, proste włosy, które czesał sobie na boki z przedziałkiem po środku, ciemne oczy i strasznie szeroki uśmiech, który w słońcu był oślepiający, przez aparat ortodontyczny. Ja go do takich nie zaliczałam, ale wśród dziewczyn z naszego rocznika (za wyjątkiem mojej klasy) uchodził za całkiem przystojnego.
-Jak było na obozie? - Zapytał.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Nawet sobie nie wyobrażasz, co się stało - rzekłam z entuzjazmem. - Jutro na którejś długiej ci opowiem, bo teraz lecimy teamem do Miau Cafe.
-Dobra, to jakoś cię złapię. My też teraz znikamy. Do Dominos.
-Nice - odparłam, pożegnaliśmy się i dołączyłam do dziewczyn (i niektórych chłopaków), które wyminęły nas i teraz czekały na mnie przed szkołą.
Stanęłam obok przyjaciół. Po chwili dołączyli do nas dwaj Mikołaje (Zalewski, zwany "Mikusiem" i Rodzyn) i Kamil. Stwierdziliśmy, że najpierw chwilę posiedzimy na ławkach przed szkołą, a dopiero potem, gdy już przewali się tłum drugo i trzecioklasistów, pojedziemy do Miau Cafe.
Opowiadaliśmy o wakacjach, śmialiśmy się z żywionych przez nas nadziei na nadchodzący rok i dzieliliśmy się spostrzeżeniami na różne luźne tematy.
Gdy już mieliśmy iść, zorientowałam się, że zostawiłam w sali legitymację, którą na chwilę musiałam wyjąć, by sprawdzić jedną rzecz.
Wbiegłam do szkoły, mijając po drodze rzędy szafek. Wyszłam z szatni wprost na rozwidlenie szkolnych dróg - po lewej stronie znajdował się długi korytarz, na którego drugim końcu znajdowały się schody, stołówka i duża damska łazienka; po prawej stronie była klatka schodowa z popiersiem patrona szkoły na półpiętrze, a na wprost znajdowały się dwie sale gimnastyczne z szatniami, a tuż przed nimi mała męska łazienka i radiowęzeł.
Skręciłam w lewo. Nasza sala była drugą najbliżej wejścia. Weszłam do niej, zabrałam leżącą na ławce legitymację i opuściłam ją. Gdy zamykałam drzwi, ktoś od tyłu dźgnął mnie palcem w bok. Odwróciłam się.
-Adam! - Rzuciłam, spodziewając się przyjaciela.
-Nie tym razem! - Zaśmiał się ubrany na galowo Hiszpan.
-No wiesz co? - Rzekłam z udawanym oburzeniem.
-Zachowujesz się jakbyś mnie nie znała - oznajmił z żalem chłopak. - I kim jest ten Adam? Powinienem być zazdrosny? Jakiś inny postanowił zająć moje miejsce i cię gnębić?
Zaczęłam się śmiać i mocno go przytuliłam.
-Tęskniłaś? - Zapytał.
-Nie bardziej niż ty.
-Czyli wcale.
Staliśmy przez krótką chwilę w milczeniu. Hiszpan spojrzał na zegarek, po czym dał mi całusa w czubek głowy, potargał mi ręką włosy i poszedł na swoje rozpoczęcie roku, a ja zostałam zdębiała z sercem walącym jak dzwon i przyjemnym uczuciem ciepła w całym ciele.
-Idiota - mruknęłam w końcu sama do siebie, uśmiechając się pod nosem i wróciłam do przyjaciół na zewnątrz.
CZYTASZ
Trochę szybciej - historia pewnego roku szkolnego
Teen Fiction(II część "Trochę wolniej - historia pewnego obozu") Obóz, obóz i po obozie. Strzałka przeżywa koniec obozu, ale otuchą jest dla niej myśl że ma nowego przyjaciela, z którym będzie mogła wspominać na korytarzu tamten leśny czas. Ale ten rok to też o...