Pierwsze trzy tygodnie szkoły minęły spokojnie. Na rozszerzeniach powtarzaliśmy materiał z zeszłego roku, zaliczyłam sprawidzian roczny z matematyki i z polskiego z drugiej klasy, a pozostałe przedmioty na poziomie podstawowym nie wymagały na razie zbyt intensywnej nauki.
Schody zaczęły się dopiero pod sam koniec września. W ciągu trzech dni pod rząd miałam sprawdziany z matematyki, historii, geografii i biologii, oraz kartkówkę z niemieckiego, polskiego i fizyki.
Był czwartek. Miałam akurat okienko (nie ćwiczyłam na WF-ie). Siedziałam w stołówce, wciśnięta w najdalszy kąt i uczyłam się do ostatniego sprawdzianu w tym tygodniu, a mianowicie do sprawdzianu z geografii. Najgorsze było poczucie, że i tak nie mam szans na ocenę wyższą niż trójka z plusem, albo czwórka, aczkolwiek, żeby ją dostać musiałabym się wspiąć na wyżyny swych umiejętności geograficznych. Dlaczego tak? Otóż profesor Agnieszka Bielecka, swoją drogą dobra i wymagająca nauczycielka, zawsze na sprawdzianach dawała pytania, na które chyba tylko ona znała odpowiedzi. To znaczy, jako zagadnienia na sprawdzian podawała nam jedne tematy, a na sprawdzianie były drugie i nie było szans przewidzieć, co da akurat tym razem.
Załamana tym wszystkim, stwierdziłam, że czas na chwilę przerwy. Zamknęłam zeszyt i przetarłam dłońmi twarz. Wyjęłam z torby słuchawki i puściłam sobie spokojną muzykę. Całą mnie świdrowało poczucie beznadziei.
I wtedy pojawił się Janek. Od kilku dni przez natłok nauki miałam kiepski humor, a on za każdym razem jak mnie widział, nie próbował już dodatkowo mi dopiec, ale wręcz przeciwnie. Stał się moim "promyczkiem" rozświetlającym nieco dzień.
-Co to za uciekanie z lekcji? - Zapytał, stojąc jeszcze przy bufecie.
-Mam zwolnienie z WF-u - Odparłam. - A ty?
-A mam zastępstwo z Kieślewską (nauczycielką WF-u) za historię i się zapytałem, czy mogę nie ćwiczyć i zamiast tego pójść na obiad, bo nie zdążyłem na długiej przerwie i się zgodziła.
Pokiwałam głową. Pomyślałam, że w sumie zjedzenie czegoś nie byłoby głupim pomysłem. Trwała właśnie szósta lekcja, a ja nic nie jadłam od śniadania. Nie wynikało to z tego, że się głodziłam, broń Boże. Wynikało to ze stresu, który u mnie objawiał się w taki właśnie sposób, że od rana na sam widok jedzenia mnie mdliło i bolał mnie brzuch. Wmuszałam wtedy w siebie kromkę suchego chleba, wypijałam pół małego kubka herbaty i wychodziłam.
Janek podszedł do mojego stolika, usiadł naprzeciw mnie i postawił przed sobą tacę z gorącym obiadem. Tego dnia w menu była zapiekanka makaronowo - warzywna i zupa pomidorowa.
-Dobra, co to za sprawdzian? - Spytał po chwili milczenia.
-Czy ktoś coś mówił o sprawdzianie? - Odparłam z udawanym zdziwieniem.
Chłopak obrzucił mnie znaczącym spojrzeniem, po czym oznajmił:
-Zofia, może i przyjaźnimy się od niedawna, ale jednak trochę cię już znam. Drygasz nogą, co znaczy, że się denerwujesz; masz otwarty zeszyt, po piramidach domyślam się, że to od geografii, stąd wniosek - denerwujesz się przed sprawdzianem.
Spojrzałam na niego przegrana.
-Ha! - Zakrzyknął triumfalnie i zaczął jeść.
Siedziałam bez słowa, wpatrując się w jego opadające na pochylone czoło włosy. Strasznie mu zazdrościłam tych loków.
-Jadłaś obiad? - Spytał nagle. - Albo chociaż drugie śniadanie?
Wyrwana gwałtownie z zamyślenia zrobiłam głupią minę i pokręciłam głową.
-To jazda po jedzenie - rozkazał głosem, nieznoszącym sprzeciwu, po czym dodał: - Inaczej niczego się nie nauczysz.
Westchnęłam ciężko.
-Nie jestem głodna - mruknęłam.
W tej samej chwili mój brzuch wydał z siebie dość głośne burknięcie.
-Po jedzenie. Już - nakazał twardo Janek.
Po chiwli namysłu stwierdziłam, że w sumie może mieć rację, więc wstałam, wzdychając ciężko, wzięłam telefon i skierowałam się do bufetu. Kupiłam sobie sałatkę makaronową ze szpinakiem i suszonymi pomidorami. Wróciłam na miejsce i zabrałam się za jedzenie.
-Powiedz mi, czy ty naprawdę tak nie umiesz tej geografii, czy to tylko stres cię zjada i myślisz, że nic nie umiesz? - Zagadnął Janek.
-Chyba oba.
Zabrał mi zeszyt, zamknął go i stwierdził, że i tak to nic nie da i oznajmił, że teraz muszę się rozluźnić, by nie schrzanić sprawdzianu.
Siedzieliśmy więc, jedliśmy i rozmawialiśmy. Skubany wiedział, na jakie tematy wchodzić, bym zupełnie zapomniała o klasówce.
-W ogóle, Zośka, słuchaj - rzekł nagle. - Najprawdopodobniej za jakieś... pół roku będę przejmował Thalion.
Ze zdzwienia otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Ty? - Parsknęłam.
Popatrzył na mnie z oburzeniem.
-Ja - oznajmił tonem pełnym godności. - Zamknę pwd, chwilę pobędę jeszcze przybocznym i zabieram Krzyśkowi sznur.
Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić tej sytuacji. Hiszpan - istota wybitnie ułomna, zwłaszcza w moich oczach, miał zostać najważniejszą osobą w drużynie, na której będzie spoczywać najwyższa odpowiedzialność harcerska i prawna.
-Nie żartujesz? - Upewniłam się.
Pokręcił głową.
-No to gratulacje!
Janek momentalnie przybrał wyraz najgłębszej wdzięczności za jakże oczywisty sukces.
Zadzwonił dzwonek.
-No, Zofia, zwijamy się - rzucił, zabrał mój zeszyt, wstał i podszedł do mnie.
Spakowałam swoje rzeczy i również wstałam. Po drodze do drzwi wyrzuciłam plastikowe opakowanie po sałatce i zabrałam Jankowi mój zeszyt.
-Powodzenia Zofio - rzucił Janek i klepnął mnie w plecy na szczęście.
-Dzięki - mruknęłam i szturchnęłam go łokciem w bok.
Jak się potem okazało, sprawdzian z geografii był jednyn z tych, które zalicza się do "na logikę", więc nie martwiłam się już zbytnio o ocenę.
![](https://img.wattpad.com/cover/299331545-288-k885009.jpg)
CZYTASZ
Trochę szybciej - historia pewnego roku szkolnego
Novela Juvenil(II część "Trochę wolniej - historia pewnego obozu") Obóz, obóz i po obozie. Strzałka przeżywa koniec obozu, ale otuchą jest dla niej myśl że ma nowego przyjaciela, z którym będzie mogła wspominać na korytarzu tamten leśny czas. Ale ten rok to też o...