3

177 11 2
                                    

Zamknąłem się szczelnie na mojej małej wysepce. Nie było tam nic poza mną, drzewami i małą górą. Wyspa była mniej więcej wielkości podobnej wiosce liścia, pewnie trochę mniejszej. Czułem się jakby wokoło wypełniała mnie tylko powolna cicha symfonia dźwięków. Dźwięk morza nakładał się dźwięki tego dzikiego lasu. Wydawałoby się że ten las żyje życiem równie ruchliwym i dużym jak rynek w centrum w godzinach szczytu. Odgłos morza robił za spokojny stonowany podkład pod całość. Następnie dźwięk drzew szumiących na wietrze i obijającego się o nie piasku stanowiły wprowadzenie w utwór. Odgłosy ptaków były zaś pierwszym dźwiękiem. Rytmy tak piękne i zsynchronizowane że aż niemożliwe do pojęcia dla mojego ucha. Wydawało mi się że równocześnie gubię i słyszę wszystkie zasłyszane wokół dźwięki. Każdy który próbowałem zapamiętać za chwilę uciekał bo próbowałem złowić i zapisać w pamięci kolejny. 
Bębnem był dźwięk rozbijania się wody o pobliską skałę wystającą z błękitnej niemalże lazurowej wody okalającego mnie z każdej strony morza. Natomiast fletem i elementem zaprowadzającym porządek nad całością był świst wiatru latającego po całej okolicznej niewielkiej górze. Był on momentami porywisty, piękny w swej naturze.

Idę powolnym krokiem w stronę góry  która będzie mi najpewniej służyć za dom i schronienie.
Gdy stanąłem u jej podstaw zobaczyłem ścieżkę prowadzącą wzdłuż zbocza ku górze.
-A więc nie jestem pierwszym który postawił tu nogę.

Szedłem ku górze gdy nagle ścieżka zrównała się z do poziomej linii a za skał zaczęła wyłaniać się skalna półka a na niej... domek. Malutki domek. 

Gdy pierwszy szok minął zacząłem mu się dokładniej przypatrywać. Wyglądał na lekko zaniedbany ale nie opuszczony. Gdy spojrzałem za siebie widziałem tylko ocean. Więc półka albo bardziej wgłębienie musi być położone od drugiej strony góry. Zacząłem iść w stronę domku powoli się rozglądając. Gdy już miałem postawić kolejny krok usłyszałem tylko
-ani kroku!
Spojrzałem pod nogi i zobaczyłem na ziemi pieczęć. Przecinała ona cały grunt na pół tak jak by była jakąś granicą. 
-spróbują ją rozgryźć. Ja jej nie rozpoznaję więc ci nie pomogę.

Patrzę na pieczęć już około 30 minut i nadal nic. Jest jakby napisana dla mnie nie zrozumiałym językiem. Próbowałem już na różne sposoby. Od poświęcenia krwi po poświęcenie czakry, uwolnienie, komendy głosowe, różne sekwencje pieczęci i nic.

-młody.
-a no?
-spróbuj sharinganem. Może to zadziała.

Aktywowałem dojutsu i gdy spojrzałem na pieczęć ta po prostu zniknęła.

-A więc posiadasz te oczy. Już straciłem nadzieję.
Obróciłem się i zobaczyłem starca z długimi siwymi włosami i licznymi zmarszczkami.
-kim jesteś?
-mogę zapytać o to samo. Z szacunku dla starszych przedstaw się pierwszy.
-Nazywasz się Owari Uchiha!
-moje imię to Uchiha Owari.
-Madara Uchiha.
-niemożliwe! Przecież ty nie żyjesz!
-przydały się lekcje o historii shinobi co młody?
-żyję i siedzę tu w nadziei że zjawi się ktoś taki jak ty. Młody, pełen czakry i talentu. Jednym słowem człowiek godny bycia moim uczniem i następcą.

Nie wierzyłem w to co słyszę i widzę. Przede mną stał legendarny duch klanu Uchiha, sam wielki Madara jedyny człowiek który był w stanie dorównać Hashiramie Senju, pierwszemu Hokage.
-czy zatem przyjmiesz moją ofertę i zostaniesz tu bym szkolił cię tak długo jak będę mógł?

Dopiero wtedy zobaczyłem białe kable może rury sterczące z jego pleców i biegnące po ziemi w stronę domku. Najwyraźniej żył tylko dzięki nim. 
Spojrzałem mu sharinganem Itachiego prosto w jedyne widoczne na jego twarzy oko i pewnym siebie głosem odpowiedziałem 
-trzeba by było być głupcem by odrzucić twoją ofertę. Zgadzam się.
Madara skinął głową i ruszył o lasce w stronę domu. Uznałem to za wystarczające potwierdzenie tego że usłyszał i ruszyłem za nim. 

Wnętrze domku nie było wielkie ale schludnie urządzone. Salon był największym i zarazem najbardziej zastawionym pomieszczeniem. Stoły a na nich pełno papierów, szklanych fiolek i innych różnych temu podobnych rzeczy. 
-Madara znalazłeś go?
-nareszcie. Owari to jest Zetsu. Pod moje niedysponowanie będzie pomagał ci w sposób inny niż ja. Zacznijmy od podstaw Owari. Jakie jest twoje uwolnienie lub uwolnienia jeżeli posiadasz więcej niż jedno.
-moim wrodzonym uwolnieniem jest wiatr ale korzystam jeszcze z innych wyuczonych w tym ognia.
-ciekawe. Uchiha z uwolnieniem wiatru. Rzadki przypadek. Dobrze zatem spójrz mi w oczy.
Podniosłem głowę i ujrzałem sharingan. Nagle znalazłem się na jakiejś polanie  z drzewem w centralnym punkcie. 
Obok mnie stał Madara ale młodszy. Długie czarne włosy, wyprostowana postawa, dumne spojrzenie, aura władzy i potęgi. 
-tu będziemy ćwiczyć. To najlepsza iluzja na jaką mnie stać. Taki trening będziemy odbywać raz na miesiąc może rzadziej. Nie wiem na ile pozwoli mi moje ciało. A teraz zacznijmy.

Myślałem że mój refleks i umiejętności są na wyższym poziomie. Jednak nawet z sharinganem nie jestem w stanie dorównać Madarze.  Jego prędkość myślenia i reakcji, oceniania pola bitwy oraz siły i umiejętności przeciwnika jest nieziemska. Przysięgam w momencie w którym użyłem klonów cienia on już wiedział jak walczyć. Natomiast w momencie użycia Rasengana nawet nie było sensu podejmować próby ataku. Po prostu mnie zdystansował i sprawił że musiałem anulować technikę.
-spróbuj pokazać mi swoją najsilniejszą technikę ognia! Pokarz że jesteś godzien sharingana!
-Ogień: Wielka Kula Ognia!
Gdy kula zaczynała już lecieć w jego stronę dorzuciłem kolejną technikę.
-Wiatr: Strumień powietrza!
Gdy wiatr uderzył w kulę  ta powiększyła się i przyspieszyła co raz szybciej zmierzając w stronę Madary. Ten najzwyczajniej w świecie spojrzał na nią po czym wokół niego wyrósł niebieski szkielet jednej z technik sharingana, Susanoo. Kula uderzyła w jego zbroję po czym eksplodowała ogniem równocześnie wypuszczając zawarty w sobie wiatr który zaczął rozpychać ogień dokoła siebie i ciąć Susanoo.
Gdy ogień opadł zobaczyłem stojącego w tym samym miejscu Madarę oczywiście bez najmniejszego draśnięcia na zbroi czy ubraniu. 
-walczymy tak długo jak utrzymam iluzję. Ruszaj inaczej ja to zrobię.
Znów do niego doskoczyłem równocześnie wyciągając miecz i kunaia z wybuchową notką. Rzuciłem go w madarę a gdy ten wybuchł ruszyłem do przodu równocześnie wypuszczając z rękawa  małego czarnego węża. Starłem się z senseiem grając na czas. Atakowałem tak by skupił się tylko na mnie. Wyprowadzałem ciosy które miały skupić go na ruchu ciałem w stronę przeciwną od mojego węża. 
Gdy wąż już wślizgiwał się na niego nagle zapalił się i spadł z mistrza.
-myślałeś że nie zauważę? Pomysł niezły. Gdy wyjdziemy z iluzji przekażesz Zetsu swoje węże by dokonali w nich pewnych zmian.

Padam. Wyszliśmy już z iluzji, Madara poszedł spać a mnie czeka jeszcze bliżej nieokreślona aktywność z Zetsu. Będzie ciekawie.

???

AICI


Naruto- Widmo PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz