5

160 14 0
                                    

// Art mój. Prosiłbym o nie udostępnianie go bez mojej zgody. Miłego czytania.//

Wyskoczyłem rozbijając okno i lądując przed budynkiem. Usłyszałem krzyk Hokage "ANBU! ZA NIM!". Każdego ANBU będę musiał zabić lub unieszkodliwić. Nie o nich chodzi. Tylko Sasuke.
Odbiłem się od ziemi i zniknąłem w czarnym błysku pojawiając się na górze Hokage. Zachód słońca ładnie stąd wygląda. Wyczułem kolejny atak i zablokowałem go ręką. Spojrzałem na przeciwnika. Żabi Mędrzec. Trudny przeciwnik. Złapałem go za nogę i zacząłem oplątywać ją wężami. Jego włosy nastroszyły się i przemieniły w ostre jak brzytwa kolce. Odskoczyłem i spojrzałem na przeciwnika.
-Orochimaru ostrzegał przed twoimi technikami. I ta faktycznie jest dziwnie obrzydliwa mędrcze.
-Znasz Orochimaru?
-znam. Zabiłem go po szkoleniu więc siłą rzeczy muszę go znać.

Znowu starliśmy się w czystym Taijutsu. Jednak nie bez powodu mówiło się o nich legendarni Sannini. Poziom jego walki nie wydawał się wysoki ale jednak coś sprawiało że człowiek miał problem nadążyć.
Odskoczyliśmy od siebie w tym samym momencie. Jiraiya zaczął składać pieczęcie ale zanim skończył jego ręce obwiązał czarny wąż. Gdy już miał go ugryźć Sannin strzepnął go a ja zobaczyłem na sobie kilka małych żab. Po chwili poczułem jak ich temperatura rośnie. Za chwilę wybuchną ogniem. Pozwoliłem jednej wybuchnąć na powłoce z czakry Kuramy a resztę zawinąłem w kokon z niej.
Gdy dym opadł kokon leciał w stronę Jiraiyi powoli znikając a zostawiając w locie tylko żaby.
Zrobił unik i pojawił się za mną z rasenganem w ręce. Jednak zanim zdążył go do mnie przystawić kopnąłem go w szczękę od dołu. W ten sposób cofnął technikę a ja miałem czas na złożenie pieczęci.
-Wiatr: Wietrzny Posąg!
Wyplułem ogromną ilość ostrego powietrza a te ułożyło się w sunący po ziemi posąg medytującego mnicha. Była to niezwykle groźna technika ponieważ jeśli ktoś przerwał "medytację" mnichowi ten wybuchał ostrym powietrzem na wszystkie strony.
Posąg dotarł do Pustelnika i w momencie w którym go dotknął ten zniknął w kępce białego dymu. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem tylko nadchodzący cios nogi w czerwonym obuwiu.
Aktywowałem Sharingana i zablokowałem cios w ten sposób by wyrzucił mnie w stronę wietrznego posągu. Gdy go dotknąłem, pod wpływem mojej czakry ten pochłonął mnie i wyrzucił w powietrze jak katapulta po czym zniknął. Spojrzałem na Mędrca. Było po nim widać że wie że trafił na ciężkiego przeciwnika. Moja czarna maska, płaszcz z napisem Owari-Kage, czarne ubrania. To musiało nadać wszystkiemu ciekawego wyglądu. Spojrzałem na Sannina jeszcze raz. Na jego barkach siedziały dwie ropuchy. A więc tryb Mędrca?
W mojej ręce w trakcie spadania ukształtowała się niebieska wirująca kula. Teraz leciałem z Rasenganem prosto na niego. Gdy byłem tuż przed nim zrobił unik a ja wbiłem się w ziemię tworząc dużą ilość pyłu i dymu.
-Klony cienia!
Z dymu wybiegły dwa klony każdy jednak miał fioletową obwódkę wokół oczu. To był mój popisowy trik. Posąg zbierał energię czakry wężowych mędrców.
Jedna z ropuch Jiraiyi wypuściła ogromną ilość pyłu i dymu by osłonić go od klonów które pod naporem ostrego powietrza zniknęły. Doskoczyłem do Jiraiyi na ślepo korzystając z trybu mędrca i sharingana. Walczyliśmy na Taijutsu nie widząc się na wzajem a tylko wyczuwając swoje ciosy. Gdy pył zaczął opadać odskoczyliśmy od siebie po czym Sannnin osunął się na ziemię. Ja musiałem przyklęknąć na jedno kolano by złapać oddech. Dobrze że usypiacz podany przez węża zadziałał tak szybko. Na dłuższą metę on ma więcej doświadczenia. Teraz Sasuke. Wstałem i starałem się go wyczuć z pomocą resztek trybu wężowego mędrca. Jest niedaleko a dokładnie to... za mną? Wtedy usłyszałem szum tysięcy ptaków. Jakby machinalnie stworzyłem Rasengana w jednej ręce a w drugie pojawił się jeden z kunai z techniką mojego ojca. Rzuciłem go w Sasuke a gdy ten zrobił unik przeniosłem się za niego. Nakierowałem na niego rasengana a ten wykorzystując Chidori jako tarczę przekierował go na ziemię. Przez to obydwie nasze techniki wbiły się w ziemię koło siebie. Obydwoje wykorzystując wbitą w ziemię rękę jako podparcie stanęliśmy na niej po czym wybiliśmy się z niej w powietrze. Również w powietrzu odbiliśmy się od siebie lądując na prostych nogach.

Sharingan patrzył w sharingana. Nagle do okoła nas pojawiło się kilku ANBU. Będą przeszkadzać. Otoczyłem się kokonem z węży po czym zanurkowałem pod ziemię. Wyskoczyłem przy pierwszym Anbu nakłuwając go zębem węża co go uśpiło a w tym samym momencie mój klony wyskoczył z kokonu rzucając po jednym kunaiu mojego ojca w każdego Anbu. Po sekundzie każdy Anbu był już nieprzytomny albo martwy. I znów starłem się z Sasuke. Jego taijutsu było dobre ale miało kilka luk. Punktowałem je jedna po drugiej tylko po to by go rozwścieczyć i zmusić do użycia pełni potencjału. Czułem jak jego złość rośnie a gdy osiągnęła punkt finalny powiedziałem.
-No dalej. Pokarz że jesteś godzien zabicia Itachiego. Że nie jesteś już dłużej słabym, głupiutkim braciszkiem.
Sasuke się zatrzymał i spojrzał na mnie z pod łba. Widziałem w jego oczach pulsującą wściekłość i nienawiść. Odezwały się stare emocje. Jako Naruto Uzumaki nie chciałem żeby tak na mnie patrzył. Na sekundę zwiesiłem wzrok a gdy się ocknąłem zobaczyłem go przed sobą z Chidori.
Nasze spojrzenia się spotkały. Widział mojego przymglonego sharingana patrzącego w jego aż pulsującego. Myślał że mnie ma. Zobaczyłem jego pewien siebie, pełen dumy sarkastyczny uśmiech. Pozwoliłem Kuramie przejąć kontrolę na krótką chwilę. On wykonał za mnie unik i jeszcze roztoczył aurę mordu.
-myślałeś że mnie masz Głupi, słabiutki braciszku? Tylko tyle jesteś wstanie z siebie wykrzesać? I naprawdę sądzisz że jesteś godzien skrzyżować broń z Itachim? Żałosne. Chyba strata rodziny z rąk twojego ukochanego braciszka nie była tak bolesna.
-A CO TY O TYM WIESZ!?! NIC NIE WIESZ!
-wiem bardzo bardzo dużo Sasuke. Wiem tyle że ty ugiął byś się pod ciężarem tej wiedzy. Przewrócił byś się i osunął w mrok. Więc pokarz że tak nie jest. POKARZ MI SIŁE TWOJEJ NIENAWIŚCI. TAŃCZ!
Wyciągnąłem miecz i ruszyłem na Sasuke. Myślałem że go sparaliżowałem ale gdy byłem tuż przed nim też wyciągnął miecz i sparował mój cios. Czułem tą furię. Dosłownie powietrze zaczynało drgać od jego nienawiści i rządzy mordu Kuramy. Nasza czakra mieszała się w powietrzu tworząc zaduch i dosłownie ciężkie powietrze wokół nas.

-wiesz co powiedział kiedyś Kakashi, Owari? Że każde kolejne pokolenie przerasta poprzednie. I PRZEWYŻSZĘ PIEPRZONEGO ITACHIEGO I CIEBIE!
Jego miecz naelektryzował się. Ja swój pokryłem wiatrem.
-NIECH ZACZNIE SIĘ TANIEC! POKARZ MI SWOJE KROKI!
Wypowiadanie tych słów było ciężkie. Zwłaszcza w stosunku do Sasuke. Zatańczmy.

//Drodzy czytelnicy. Zaczynam widzieć zainteresowanie tym opowiadaniem. Dajcie znać jak się podoba i co o tym sądzicie. Jakieś rzeczy do poprawy lub uwagi mile widziane. Tak samo jak gwiazdki.//

AICI

Naruto- Widmo PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz