4

155 11 1
                                    

-Podnieś się! Masz za co walczyć! Jesteśmy tu rzadko to doceń to! Wstań i tańcz!
-nie mam za co walczyć. Nie mam celu! Najważniejsza dla mnie osoba nie żyje a ja jestem naznaczony widmem śmierci! Nie mam po co walczyć!
-Przejrzyj na oczy. W tym świecie nic nigdy nie idzie zgodnie z naszym planem. Im dłużej żyjesz, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że w tym świecie istnieje tylko ból, cierpienie i pustka.
Posłuchaj.
W tym świecie tam, gdzie jest światło, zawsze jest cień. Dopóki istnieje pojęcie zwycięstwa, będą istnieć również przegrani. Egoistyczne pragnienie pokoju prowadzi do wojen. Chęć ochrony ukochanych prowadzi do nienawiści. To związki przyczynowo-skutkowe których nie da się rozdzielić. Oczywiście zwykłymi sposobami.
Gdy już stary człowiek zacznie gadać, nawija w nieskończoność.
Świat w którym istnieją tylko zwycięzcy.
Świat w którym panuje wieczny pokój.
Świat wypełniony po brzegi miłością.
Takie miejsce chce stworzyć. Podaj mi rękę Owari, wstań i walcz o takie miejsce. Miejsce w którym nie będziesz naznaczony piętnem śmierci a twój przyjaciel będzie żył.

Podniosłem głowę i spojrzałem w sharingana mojego mistrza.
Nasze dłonie zetknęły się i zacisnęły.
-zaczynamy. Wyzwól swój pełny potencjał i tańcz!

-Mistrzu czy to konieczne byś teraz umarł? 
-Owari. By stworzyć świat bez cierpienia każdy krok który postawimy będzie naznaczony cierpieniem. Pamiętaj o planie. Noś tą maskę i widź przez nią nasz cel. Zetsu wszczepcie mu trochę komórek Hashiramy. Niech to będzie prezent pożegnalny i przy okazji zabezpieczenie by wypełnił plan.
-W jaki sposób miało by mi to pomóc mistrzu?
-to zabezpieczenie przed ślepotą sharingana. A teraz do zobaczenia Owari.
To mówiąc mistrz wyrwał sobie z pleców kable i upadłe tępo na fotel.
-Chodź. Trzeba wypełnić polecenie Madary. Wszczepimy ci te komórki i później możesz ruszać.
Nic nie odpowiedziałem. Ruszyłem po prostu za białym Zetsu w stronę piwnicy.
Przeszliśmy przez wąskie drzwi i ruszyliśmy schodami w dół. 
Na dole było małe laboratorium Madary w którym centralnie na środku stał stół do operacji.
Położyłem się na nim po czym Zetsu zaczął operację wszczepiania komórek w kręgosłup szyjny.

Operacja należała do tego typu bólu którego wolał bym nie pamiętać. Teraz mój kark oraz fragment pleców aż do łopatek a od tego miejsca biała linia aż do krzyża wyglądała jak jakieś duże białe znamię.
-Zgodnie z tym co wiem i z tym co powiedział mistrz teraz gdy aktywujesz kolejną formę sharingana nie powinieneś ślepnąć od jej używania.

Wyszedłem na podwórko i stanąłem na skraju skały. Rozejrzałem się po okolicy. Przestałem słyszeć piękną symfonię dźwięków. Plan. Teraz tylko on się liczy.
Skoczyłem w dół w trakcie spadania wypuściłem trochę złotej czakry Kuramy po czym zniknąłem w złoto-czarnym błysku. Wylądowałem na górze Hokage. Czas złożyć wizytę obecnej władczyni wioski. Wszedłem do budynku Kage niezatrzymywany przez nikogo. Stanąłem przed drzwiami i zapukałem.
-proszę! -zza drzwi rozległ się głośny poirytowany krzyk.
-witaj szanowna.
-kim jesteś? Nie wydaje mi się żebym cię znała.
-Czy dotarło do ciebie imię Owari-kage? Mogło pochodzić on z informacji od drużyny siódmej.
-nie nie dotarło do mnie. Mam wezwać drużynę siódmą? Chcesz zlecić misję?
-Prosiłbym o wezwanie drużyny siódmej. Chciałbym ocenić jej członków pod kątem mojej misji.
-ANBU!
-tak szanowna?
-wezwij tu drużynę 7. Mają tu być za 10 minut. Przekazać w jakiej sprawie?
-tak prosiłbym o poinformowanie ich że to sprawa Owari'ego.-dodałem z lekkim, niewidocznym z pod maski uśmieszkiem.
-słyszałeś. Rozkaz wykonać!
-tak jest!

Teraz zapadł ten rodzaj oczekującej ciszy. Oczekujące w nieznane dla jednej strony a dla drugiej lekko stresującej ale zaplanowanej ciszy. Czas lekko się ciągnął ale nie specialnie. Był to ten rodzaj cichego oczekiwania które równocześnie wiesz że za chwilę się skończy a mimo to się dłuży. 
Nagle usłyszeliśmy kroki na korytarzu przylegającym do gabinetu. Byłem napięty i przygotowany.
Drzwi rozchyliły się i do środka weszli członkowie drużyny 7 tym razem i z Kakashim i Yamato. Najwyraźniej zabrali Yamato ponieważ o mnie wie. No cóż to było w planach.
 Gdy weszli przez sekundę nie działo się nic po czym wyczułem nadchodzący atak. Zrobiłem unik przed kunaiem który wbił się w kanapę w miejscu w którym siedziałem.
-co tu robisz Owari?
-uznałem że cierpliwość to dobra cecha. Postanowiłem dać wam najważniejszą informację o Uzumakim Naruto.
Tak jak myślałem to ich sparaliżowało.
Czułem jak w pomieszczeniu zamierają oddechy i myśli. Teraz była tylko cisza.
-mów dalej. -pierwsza odezwała się Hokage.
-pierwsza i najważniejszą informacją jaką wam udzielę o Uzumakim Naruto, sakryfikancie wioski liścia to taka że on... Nie żyje. 
W pomieszczeniu znów wszystko zamarło z wyjątkiem drzwi. Te otworzyły się a w nich ukazał się trzeci legendarny Sannin, Jiraiya zanany jako Żabi Mędrzec.
-jeśli mówisz prawdę to nie mogę pozwolić ci odejść. Udowodnij że nie kłamiesz. Zacząłem wypuszczać czakrę lisa na swoją prawą rękę która utworzyła na niej pokrycie.
-teraz mi wierzycie? To czakra bestii. Chłopak jeszcze dość długo po wyciągnięciu ogoniastej się trzymał. Nawet zacząłem się zastanawiać czy mu nie pomóc ale wtedy cóż. Wyczerpał się limit czasu i odszedł.
Widziałem jak na twarz Kakashiego, Sakury, Jiraiyi, Hokage i Sasuke zaczyna wchodzić nienawiść.
-chciałem wam zlecić misję. Waszą misją jest zabicie mnie. Gotowi, misja zaczyna się za ... Teraz!
Podbiegłem do Hokage równocześnie wbijając jej kunaia w bark. Jakoś muszę ich spowolnić.
Cel tego pobytu jest prosty. Zmusić Sasuke do pokazania jak daleko rozwinął sharingana  żebym wiedział ile mam czasu.

???

AICI

Naruto- Widmo PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz