Stukot butów odbijał się echem od ścian budynku oznaczając, że zbliżał się do tego co czekało na niego za drzwiami. Jeśli ktoś by spytał jak się czuł w tamtym momencie odpowiedziałby, że nie czuł kompletnie nic co wydawało się absurdalne, chociażby ze względu na samą sytuację w jakiej się znalazł. New York State Psychiatric Institute nie było miejscem, w którym szczególnie chciałby się znajdować w tamtym momencie, jednakże skoro już tam był nie chciał się wycofać jak ostatni tchórz. Musiał załatwić tą sprawę raz na zawsze inaczej dalej nie będzie mógł spać po nocach starając się zrozumieć dlaczego to wszystko się wydarzyło.
Im bliżej drzwi się znajdował tym mniej zrozumiał przez co pytania w jego głowie narastały.
W pewnym momencie jego marsz się zakończył pod drzwiami pokoju o numerze 193. Drzwi były masywne i odznaczały się na ścianie, gdyż była to jedyna kolorowa rzecz znajdująca się w pomieszczeniu, jeśli się nie mylił to kolor ten nosił nazwę kobaltowego.
-Dotarliśmy na miejsce Panie Sheridan. Jeszcze może Pan zawrócić. - głos pielęgniarza rozniósł się po korytarzu. Oczywiście rozważał by zawrócić wrócić do domu i zapomnieć. Tylko, że nie mógł zapomnieć. Pielęgniarz musiał zauważyć na twarzy mężczyzny determinację bo tylko pokiwał głową w gęście zrozumienia.
- Gdyby chciał Pan wyjść proszę zapukać dwa razy w drzwi, wtedy Pana wypuszczę. Ma Pan dokładnie godzinę. W sali znajduje się ochrona także w razie wypadku zareaguje na wszelkie przejawy agresji pacjentki wobec Pana. Czy wszystko zrozumiałe?
Mężczyzna pokiwał głową po czym zachrypniętym głosem odpowiedział -Tak wszystko jasne - Nie wiedział czy chce przekonać pielęgniarza czy też samego siebie. Ciężko odetchnął licząc w tym czasie 10 w dół i dał znać skinieniem, że jest gotowy.
Drzwi zostały otwarte, nie było już mowy na wycofanie się więc wszedł przez nie po czym usłyszał jak się za nim zamykają. Pomieszczenie było niezbyt zachęcające, ale czego można było oczekiwać. Ściany były szare z jednym oknem zaspawanyk kratami, podłoga była wyłożona kamieniem a na samym środku pomieszczenia stał metalowy stół z dwoma krzesłami. Na jednym z nich siedziała ona, przyczyną wszystkich moich koszmarów. Uśmiechała się do mnie w ten niewinny sposób, ale jej oczy były przerażające. Były wypełnione szaleństwem.
- No już myślałam, że mnie nie odwiedzisz skarbie!- Powiedziała nadal się uśmiechając.
Wszystkie włosy na karku mu się zjeżyły, a język utknął gdzieś w gardle. Bo siedziała przed nim zupełnie żywa i mówiła do niego.
Demon przemówił, a wszelkie koszmary powróciły bo nie w sposób rozmawiać z diabłem bez strachu.Niech stanie się chaos...
Dajcie znać co sądzicie, chętnie też przeczytam teorie.
Do następnego!
Wasza, Venenum
CZYTASZ
Fatum
Teen FictionDwie dusze, jedna historia. Poznali się juz dawno choć o tym nie pamiętają. Czy los ich połączy? Czy rozdzieli bezpowrotnie? Czy to wszystko było tylko przypadkiem? - Wiedziałeś, że w łacinie fatum oznacza przeznaczenie? Jesteś moim fatum.