Rozdział 3

190 11 0
                                    

  Po lunchu wróciliśmy spowrotem na trening. Byliśmy już tu kilka godzin ale żaden z instruktorów nie chciał walki. Jednak to szybko się zmieniło. Eric wraz z Czwórką stanął na macie.

- dobra słuchajcie - Eric rozpoczął - tak jak wam Cztery obiecał pora na jedną walkę, nie chcemy was wszystkich katować - uśmiechnął się jak zwierzę.

- pierwszy skoczek na ring - zamarłam. Ja? Kurwa, ruszyłam w stronę maty Eric mrugnął do mnie jakby chciał życzyć mi powodzenia - ostatni skoczek na ring! - zobaczyłam że w moją stronę idzie Al. Błagam żeby rady Erica mi się do czegoś przydały, przecież Al jest odemnie dwa razy większy. Chciałam wejść na matę ale zatrzymał mnie Eric łapiąc za ramię.

- pamiętaj co ci mówiłem, jeśli się do tego dostosujesz to może cię nie zgniecie - powiedział do mnie.

- jasne - odetchnęłam i stanęłam na przeciw chłopaka.

- mam się bić z dziewczyną? - zapytał Al.

- jeśli nie chcesz żeby cię zniszczyła, to tak - odpowiedział Cztery.

- dobra, do kiedy walczymy? - zapytałam.

- do kiedy jedno z was nie będzie zdolne do walki - Eric był pewien swoich słów. Czyli musieliśmy się pobić aż do momentu kiedy jedno z nas nie będzie przytomne.

- albo się podda dodał Cztery - Eric spojrzał na niego.

- to według starych zasad według nowych walczymy do końca - Cztery powiedział coś do niego po cichu na co ten wyraźnie się zdenerwował.

- walczyć! - rozkazał. Widziałam że Al się wacha więc to ja pierwsza go zatakowałam. Tak jak powiedział Eric uderzyłam go w gardło, nie spodziewał się takiego ruchu więc zaczął się dusić. Wiedząc że nie mam dużo czasu zaczęłam okładać go pięśćmi jednak ten szybko zaczął odwzajemniać moje ciosy. Po chwili leżałam pod jego ciałem zaczął mnie dusić. Nie mogłam wziąść oddechu. Czułam na wardze krew. Wyswobodziłam się z jego uścisku i uderzyłam go w nos który chyba złamałam, miałam już dość więc uderzalam go w głowę aby stracił przytomność po kilku uderzeniach ciało chłopaka zwiotczało a on upadł na ziemię. Wygrałam. Odgarnęłam włosy do tyłu ciężko oddychając.

- Adalyn zwyciężyła! - oświadczył Cztery.
Chwiejąc się zeszłam z maty.

- zabierzcie go do ambulatorium, a ty chodź ze mną - wskazał na mnie, posłusznie za nim poszłam - twoje rany nie są na tyle duże abyś musiała iść do ambulatorium - powiedział do mnie - siadaj - wskazał na ławkę, wyciągnął apteczkę, wyciągnął z niej kilka wacików, buteleczkę z jakimś płynem i bandaże, złapał mnie za podbródek chcąc przyjrzeć się mojej rozciętej wardze. Zamoczył wacik w alkoholu i przyłożył mi go do rany, synkełam - spokojnie, nie zabiję cię - zaśmiał się z mojej reakcji. Przewróciłam oczami na jego komentarz - podwiń bluzkę - rozkazał. Spojrzałam na niego nie pewnie, nabierał na palce maść - no zrób to, przecież nie mam zamiaru cię macać - zrobiłam to co kazał. Zmarszczył brwi kiedy zobaczył na moim brzuchu stare siniaki - co to? - zapytał wskazując na siniaki.

- to nic takiego - schowałam nagi brzuch.

- to nie jest wynik twojej walki, siniaki są za stare - zaczął składać wszystko w całość - one były zanim pojawiłaś się w nieustraszoniści prawda? - zapytał. W ciszy pokiwałam głową - kto ci to zrobił? Jeśli mi powiesz tą osobę spotka należyta kara - dotnkął mojego ramienia. Odwróciłam od niego wzrok - Adalyn odpowiedz na moje pytanie - westchnęłam.

- to mój ojciec - Lider pokiwał głową.

- to nie zdarzyło się raz, byłaś bita więcej razy, znęcał się nad tobą? - spóściłam głowę.

Nie Powinniśmy/Eric CoulterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz