Rozdział 7

175 8 9
                                    

Obudził mnie bardzo znajomy dźwięk uderzania w metal. Otworzyłam oczy. Na schodach stał Eric i Cztery.

- macie piętnaście minut na przyjście do stołówki - rozkazał Eric. Obaj wyszli. Wiedziałam jaki jest dzisiaj dzień. Jeśli Liderzy coś zrobili z moim ojcem nie powinien dzisiaj się tu pojawić. Wstając z łóżka zakręciło mi się w głowie. Wiedziałam że to skutek wczorajszej imprezy. Ethan i Mason nie wyglądali jakby się dobrze czuli.

- dobrze się czujecie? - zapytałam ich. Mason pokręcił głową. Roześmiałam się.

- nigdy więcej - Ethan delikatnie się zataczał - jak mój ojciec mnie zobaczy to się załamie - przetarł twarz dłonią. Zagladnęłam do szuflady. Wyciągnęłam z niej luźną koszulkę i czarne spodnie. Mocno zawiązałam sznurówki. Nie mieliśmy wiele czasu. Ruszyliśmy szybkim krokiem do stołówki. W pomieszczeniu jeszcze nigdy nie było tak cicho. Przy stołach siedzieli tylko nowicjusze. Cztery stał obok Erica i cicho z nim rozmawiał. Przestali kiedy do środka wszedł Max. Weszli za mężczyzną na andresole.

- nadszedł dzień na który każdy z was czekał, co roku pozwalamy naszym nowicjuszą na spotkanie się z rodziną, chcemy od was tylko jednego, nie okazujcie zbyt wiele uczuć bliskim, ani starajcie się ograniczyć opowiadanie o waszym nowicjacie takie rzeczy powinny zostać w Nieustraszoności - wycofał się do tyłu. Ethan i Mason byli bardzo szczęśliwi że spotkają swoją rodzinę. Ja nawet nie miałam zamiaru iść do Jamy.

- chłopaki ja wracam do pokoju, miłej zabawy - uśmiechnęłam się lekko.

- jesteś tego pewna? - zapytał Ethan.

- myślę że moim rodzicą by nie przeszkadzała twoja obecność, myślę nawet że bardzo by cię chcieli poznać - pokręciłam głową.

- to wasze święto - objęli mnie.

- okej, ale w razie czego wiesz gdzie nas szukać - kiwnęłam głową i się z nimi pożegnałam. Kiedy szłam na korytarzem z zakrętu wyłonił się Max. Zatrzymał się obok mnie.

- dobrze że cię spotkałem, szukałem cię, miałem zająć się twoim ojcem, jednak nie mogłem nic zrobić, ponieważ nie przeszłaś jeszcze nowicjatu w świetle prawa nie posiadasz żadnej frakcji, musisz się przygotować na to że twój ojciec się tu pojawi - zbladłam. Nie chciałam go tutaj - ale nie martw się, Eric będzie was wszystkich pilnował, wśród was będą Nieustraszeni, nie musisz się bać - kiwnęłam głową. Złapał mnie za ramię i obrócił. Nakazując przy tym żebym wróciła do Jamy. Nie byłam co do tego przekonana. Ale nie chciałam stchórzyć - pamiętaj, wśród nas jesteś bezpieczna - odszedł w drugą stronę. Odetchnęłam i poszłam w drugą stronę. Spotkanie z ojcem było ryzykowne wiedziałam to ja ale też Eric i Max.
W Jamie byli wszyscy Nowicjusze. Ci którzy urodzili się w Nieustraszoności już witali się z rodzinami. Inni wciąż czekali. Zobaczyłam Rodziców wchodzących do Jamy. Biel Prawych bardzo odznaczała się w tym miejscu. Spojrzałam w górę gdzie stał Eric który się nam przyglądał. Zobaczył mnie. Skinął w stronę drzwi. Obróciłam się. I wtedy go zobaczyłam. Wszedł do Jamy z swoją przeciętną miną. Spojrzałam ponownie na Erica. Nie popatrzył na mnie. Przyglądał się mojemu ojcu. Nieustraszeni którzy byli wśród nas również zwrócili na niego uwagę.
Zobaczył mnie. Zrobił minę troskliwego ojca, szedł wprost na mnie. Ja jednak nie zrobiłam żadnego kroku w jego kierunku. Podszedł do mnie i przytulił. Ścisnął mnie zbyt mocno.

- Adalyn, córeczko, jak ty się zmieniłaś - skrzywiłam się na jego słowa.

- cześć tato - wydusiłam z siebie. Odsunęłam się od niego. Złapał mnie za ramię.

- idziemy - wprowadził mnie w jeden z korytarzy. Wyglądał jakby znał to miejsce. Czyżby pochodził z Nieustraszoności. Nikogo nie było na korytarzu. Zrobiłam duży błąd idąc z nim tutaj. Popchnął mnie na ścianę i przygwoździł swoim ciałem - popełniłaś duży błąd wybierając tą frakcje - jak mogłam być taka naiwna. Poczułam ból na policzku, uderzył mnie - głupia szmata, chciałaś być Nieustraszona? Ta karę na zawsze zapamiętasz - rozdarł moją koszulkę. Wiedziałam co chciał zrobić. Zaczęłam się wyrywać jednak nie mogłam nic zrobić. Mocno uderzył mnie w żebra, potem w brzuch. Odpiął mój stanik po czym rozpiął spodnie. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć.
Uścisk zniknął a przed moimi oczami błysnęła czerń. Mój ojciec wylądował na ziemi przygnieciony ciałem Erica.

- zabije cię gnoju - usłyszałam głos Erica. Uderzył go w twarz usłyszałam łamane kości. Siedziałam w kącie z płaczem próbując się zakryć resztkami ubrania - własną córkę chciałeś zgwałcić!? - szalała w nim wściekłość. Uderzył go ponownie - co z ciebie za ojciec - patrzyłam na mojego ojca we krwi.

- Eric - rozległ się głos Maxa - co ty robisz?! Zostaw go - zdjął Erica z mężczyzny - co ci odbiło? - zapytał go.

- próbował ją zgwałcić - wskazał na mnie. Dopiero teraz Lider mnie zobaczył.

- kurwa - uklęknął przy mnie, a Eric zdjął swoją kurtkę i mi ją założył. Skuliłam się na jego dotyk - nie bój się, ten gnojek już ci nic nie zrobi - Max próbował mnie pocieszyć.

- mogliśmy od razu coś z nim zrobić, a nie czekać aż będzie próbował jej zrobić krzywdę - krzyczał Eric.

- dobrze wiesz że nie mogliśmy nic zrobić - Eric przeczesał ręką włosy. Na korytarzu pojawili się Nieustraszeni.

- zabierzcie go do Prawości, później im wszystko wytłumaczę - Max rozkazał mężczyzną. Bez zawahania podnieśli mojego ojca z ziemi - musimy cię zabrać do Ambulatorium - zwrócił się do mnie Max.

- nie wiem czy to dobry pomysł, ma dosyć nachalnych przyjaciół - Lider westchnął.

- więc co mam z nią zrobić? - zapytał jakby sam siebie.

- wezmę ją do siebie - zaproponował Eric, nie wiem czy to był dobry pomysł.

- jesteś tego pewny? - Max niee wydawał się przekonany.

- nie martw się, zajmę się nią - Eric spojrzał na mnie. Nie potrafiłam odczytać jego wyrazu twarzy, ale w jego oczach wciąż widziałam buzującą adrenalinę i wściekłość. Podszedł do mnie i złapał za ramię - chodź - pomógł mi się podnieść z ziemi.

- Adalyn teraz ci obiecuje, że ten skurwysyn dostanie to na co zasługuje, teraz nie będzie miał żadnej możliwości do obrony - zapewnił mnie Max. Skinęłam mu głową. Eric złapał mnie w pasie. Zakryłam się jego kurtką. Max odszedł w innym kierunku. Eric ruszył wzdłuż korytarza. Trzymał mnie blisko siebie.

- zostaniesz u mnie na noc, a jutro odprowadzę cię do pokoju - pokiwałam głową. Dalej byłam w szoku. Nie wiedziałam że on mógł chcieć mi coś takiego zrobić. Teraz wiedziałam że spotkają go konsekwencje - dopilnuję że dostanie najwyższą możliwą karę, nie podniesie się z tego - milczałam. Schowałam głowę w jego ramie. Zakryłam twarz włosami. Nie chciałam żeby ktoś mnie rozpoznał. Na całe szczęście nie musieliśmy przechodzić przez Jamę. Lider prowadził mnie do swojego mieszkania. Nigdy nie byłam w tej części kompleksu. Rozglądałam się, wszędzie były drzwi. Doszliśmy do końca korytarza gdzie znajdywało się pięć par drzwi z złotymi plakietkami i nazwiskami liderów. Eric otworzył drzwi i mnie w nich przepóścił. Mieszkanie było bardzo schludne. W środku znajdował się mały aneks kuchenny, przy regale z książkami stała skórzana kanapa. Jedna z ścian była całkowicie przeszklona ukazując widok na mur, a w kącie stało biurko z kilkoma papierami na blacie. Zauważyłam również dwie pary drzwi domyślam się że za nimi znajdowała się łazienka i sypialnia. Mężczyzna odszedł w stronę jednych z drzwi. To była jego sypialnia. Z pokoju wyszedł z czarnym materiałem. To była koszulka. Podał mi ją - możesz to ubrać - kiwnęłam głową. Mężczyzna odwrócił się odemnie pozwalając mi się przebrać. Oddałam mu jego kurtkę.

- dziękuję - nie odezwał się. Usiadłam na kanapie i podniosłam kolana do piersi.

- za tydzień czeka was test drugiego etapu, będziesz musiała szybko się pozbierać - Eric mówiąc to grzebał w szafkach.

- na czym to będzie polegało? - westchnął.

- nie powinienem ci tego mówić, ale zrobię wyjątek, kolejno będziecie wywoływani, to będzie coś na kształt testu przynależność, staniesz na przeciw swoich najgorszych leków, wcześniej byliście do tego przygotowywani, teraz Max zmienił zasady, twoja psychika zostanie wystawiona na próbę - wstał i podał mi koc - nie krempuj się, jeśli chcesz możesz się położyć, ja muszę wrócić, niedługo wrócę - wyszedł z mieszkania i zostawił mnie samą. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Również nie chciałam przypadkowo naruszyć prywatności Lidera. Położyłam się na skórzanej kanapie podkulając nogi. Próbowałam nie myśleć o tym co się dzisiaj stało, jednak nie było to łatwe. Zamknęłam oczy próbując zasnąć. Po kilku minutach mi się to udało.

Nie Powinniśmy/Eric CoulterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz