6. może nas przedstawisz?

27 2 2
                                    

PoV Nieevee

Cóż... Myślałam że w końcu koniec ze spaniem na ściółce czy innych ziemiach. Więc wgramoliłam się na łóżko Masky'ego. Nie ufałam mu więc go zrzuciłam. Cóż. Nie było mu do śmiechu. Kiedy wszedł z powrotem na łóżko znów próbowałam go zrzucić, ale tym razem na to nie pozwolił. Nie zamierzałam z nim spać. W pewnym sensie dałam za wygraną. W pewnym, bo kiedy brunet spał, ja otworzyłam jego szafę i wyciągnęłam kilka ubrań kładąc na podłodze i ostatecznie na nich spiąć. Niestety ciuchy były przesiąknięte jego zapachem. Nic dziwnego, ale przynajmniej było bardziej miękko niż zwykle. W sumie to spało mi się nie nienajgorzej.

Kiedy się obudziłam ten gbur jeszcze spał jak zabity. Nie zamierzałam na niego czekać. Nie obchodził mnie zbytnio z reszta jak się zdaje z wzajemnością. Widać miły był tylko do momentu przyjścia tutaj jak mogłam się spodziewać. Stałam przed drzwiami i zastanawiałam się czy faktycznie wychodzić. W końcu nie znam tutaj towarzystwa i nie wiem jacy są.

Ostatecznie postanowiłam wyjść. Skoczyłam na klamkę i jakoś tak to zrobiłam że właściwie nie zabolała mnie łapa kiedy lądowałam na ziemi. Zuciłam okiem na tego kretyna. Obrócił się tylko na drugi bok. Wyszłam i zamknęłam z powrotem drzwi za sobą. Byłam na korytarzu. Całkiem długim korytarzu.

Zaciągnęłam się powietrzem i wyczułam coś jakby szynkę. Bez wachania udałam się za zapachem. Po krótkiej chwili natknęłam się na schody, które w tym momencie były przeszkodą na drodze do najpewniej jedzenia. Zejść nie dam rady. Zirytowana swoją sytuacja położyłam się koło barierki i czekałam na szczęście, którym okazały się być czyjeś kroki. Odwróciłam łeb i zobaczyłam znajomo wyglądającego typa. Przystaną, a ja powoli wstałam i podeszłam do niego wąchając powietrze. Był to ten sam typ któremu ukradłam kanapkę na polanie, choć miałam wrażenie że znam go też skądś tak jak Maskę... Ale postanowiłam szybko odsunąć te myśli.

- m.mam z.z.widy? - spytał sam siebie przecierając zaspane oczy. Jakal się bo tak ma czy z dezorientacji? - ch.ch.wila. t.to t.ty!... Wi.sisz M.Mi k.k.kanap.ke- zamilkł na chwilę. Wygląda na mądrego takiego co dużo nie gada - ch.chcesz że.jsc na. D.dół? - spytał patrząc na moją ranna łapę.

Time skip

Po chwili stałam koło schodów na parterze. Hoodie, bo okazało się że tak się nazywa, a nie Hood, niósł mnie. Ma raczej miłe usposobienie i postanowiłam mu w miarę zaufać.

Poszliśmy z Hoodiem do kuchni i zastaliśmy tam czarnowłosą dziewczynę w masce i chyba jej sobowtóra z wyciętym uśmiechem na ryjcu i z wyjebanymi powiekami...

- o to ty! - odezwał się ten z wyciętym uśmiechem. Widziałam go wczoraj w pokoju Masky'ego - te Hood~ o co chodzi z ty zwierzęciem?

- n.nie wi.em... Ma.Masky będzie wie.dział.

- O matko jaki ty piękny! - odezwała się dziewczyna i podeszła do mnie. Nie pozwoliła bym na dotknięcie się, więc się cofnełam parę kroków, czarnowłosa zrobiła to samo, a jej entuzjazm przygasł.

- t.to jest Jane - Hoodie przedstawił dziewczynę - a t.to Jeff - wskazał na wiecznie uśmiechniętego. No i fajnie.

Nagle do kuchni wszedł Masky, tym razem bez maski na twarzy. Wczoraj nie zwróciłam uwagi na to jak wygląda. Miał chyba brązowe wlosy i przysięgam że gdyby był młodszy to mogłabym go znać.

-Ty! - krzyknął i wskazał na mnie palcem - przysięgam że cię wypatrosze i zrobię sobie z twojej głowy trofeum jeśli jeszcze raz coś takiego odwalisz - dobrze wiedziałam o co mu chodzi, ale nie przeraziły mnie jego groźby.

~ powodzenia życzę ~ wydmychałam powietrze nosem, dając mu do zrozumienia że po części go lekceważe. Może nie słusznie. Ten ignorując mnie podszedł do blatu i zaczął robić kanapki.

-może nas przedstawisz? - spytał Jeff.

- nie - odpowiedział Masky bez maski (xD) - aha. I kiedy twoja łapa wyzdrowieje zaczynasz trening - dodał.

- prze.jdzie mu - szepnął Hoodie, po czym podszedl do lodówki i wyjął z niej dwie surowe, chyba piersi z kurczaka, które później mi rzucił. Złapałam bez problemu i zjadłam.

Time skip

Było południe i chciałam pobiegać, jednak pomijając już moją kontuzjowaną łapę, chyba nie byłabym w stanie otworzyć drzwi wejściowych z zewnątrz, więc cały dzień przesiedziałam w salonie patrząc jak Ben gra w jakieś gierki na konsoli.

Gdy przyszedł wieczór nie zamierzałam iść do pokoju Masky'ego. Wolałam spać w salonie na kanapie. I dobrze się złożyło, bo Ben poszedł do siebie. Weszłam na kanapę i się położyłam z zamiarem zaśnięcia, kiedy do salonu ktoś wszedł i podszedł do kanapy od tyłu. Spojrzałam tam jednak nikogo nie widziałam. Czyżby był tak niski? Powoli i ostrożnie zeszłam z kanapy. Nie wiedziałam co może zastać za nią. Przyjęłam pozycję atakującą, nie zważając na ból łapy.

Zobaczyłam dziwnego uśmiechniętego psa w tej samej atakującej pozycji. Mimo wszystko miałabym sporą przewagę chociażby ze względu na to że byłam dużo większa.

~ co to za pies? jakiś dziwny ten Husky Syberyjski~ warknęłam.

~ te! Nie jestem jakimś tam psem! Jestem Smile dog! ~ on mnie rozumie? Byłam tym nieco zdziwiona ~ ktoś ty? ~ spytał przyjmując bardziej neutralna pozycję. Zrobiłam to samo.

~ jestem Nieevee. I chyba tu mieszkam od wczoraj.

~ oooo! No i fajnie. Dobrze mieć drugiego psowatego ~ zrobił pauzę ~ właściwie... Czym ty tak dokładnie jesteś?

~ oficjalnie? wilkiem polarnym.

~ a nie oficjalnie?

~ sama tego nie wiem ~ nie do końca była to prawda.

Trochę tak pogadaliśmy aż w końcu Smile Dog uznał że wyjdzie na dwór. Spytał czy nie chce iść razem z nim, ale szczerze wolałam tu już zostać. Położyłam się z powrotem na kanapie i usłyszałam jak ktoś się na schodkach przed wejściem wywrócił. No właśnie o tym wywróceniu mówiłam. Po dłuższej chwili zasnęłam.

""""""""""""""""""""""
Siemka cześć!

Jak tam koniec roku szkolnego?

Plany na wakacje?

Trzymajcie się i cześć!

~ Creepypasta~ Wilczy ZamętOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz