7. i to jest najgorsze?! Ja tu Cierpię!

20 3 0
                                    

Time skip dwa miesiące później

PoV Masky
Początki były... Cóż... Trudne. Nieevee bardzo się stawiała i nie chciała w ogóle współpracować. Szła jedynie na ugodę kiedy biegaliśmy, jednak często mnie wyprzedzała i goniła niewiadomo gdzie zostawiając, i było po treningu. Ja zamiast się niepotrzebnie denerwować czy grozić jej, to zacząłem trochę bardziej neutralnie do tego podchodzić i mniej myśleć co mam z nią zrobić. I wyszło to na dobre mi jak i jej. teraz jest lepiej ale mimo wszystko przydało by się ja zdyscyplinować, choćby dla tego że za jakiś czas mamy mieć nasza pierwszą misję. Nie miała być specjalnie trudna, ale z racji że było to skupisko fanatycznych satanistów, należałoby zachować minimum ostrożności i skupienia bez samowolki. Mimo wszystko, nadal mnie irytuje ten pchlarz.

Właśnie robiliśmy krótki bieg z Nieevee. Biega bardzo szybko i nic w tym dziwnego. Jej łapa była już praktycznie zdrowa. Fizycznie radziła sobie znakomicie, nawet po kontuzji, i co do tego to nawet jakbym chciał to nie miałem się do czego przyczepić. Świetny czas reakcji, siła łap i szczęk i niesamowity instynkt łowiecki. Z samym porozumiewaniem się nie jest tak źle. Mimo że nie specjalnie umiemy komunikować się słownie to niewerbalnie było naprawdę dobrze.

- stop! - wydałem rozkaz na co wilczyca niechętnie przystanęła - poćwiczymy teraz twój atak... Za kukłę będzie robił oczywiście Toby - chyba ucieszyła się na te słowa, bo zaczęła merdać ogonem w prawo. Wolała bardziej brutalne formy ćwiczeń niż samo bieganie.

Poszliśmy spacerkiem do rezydencji, a kiedy weszliśmy zobaczyliśmy Tobiasza chowającego się za kanapa. Oj, wiedział co się świeci...

- żywcem mnie nie weźmiecie!! - wydarł się brunet.

-Nie pajacuj tylko chodź - odpowiedziałem zirytowany. Nieevee sprawnie przebiegła po kanapie wzdłuż niej i zaskoczyła Tobiasza od tyłu warcząc na niego w pozycji gotowej do ataku - Nieevee, jeszcze nie teraz - dałem znać wilczycy żeby przestała, jednak oczywiście nie posłuchała. Właśnie o tym mówiłem.

Złapała go zębami za kaptur bluzy i zaczęła go ciągnąc, a jako iz googlasty trzymał się kanapy to przeciągnęła go razem z kanapa przez cały salon. Tobiasz tylko rozpaczliwie krzyczał. Kiedy już była przede mną odwróciła łeb w moją stronę z miną typu "złapałam go! Teraz można się bawić!"  Westchnąłem i zrobiłem facepalma.

- nie wiem czy mam być zadowolony z twojej siły Nieev~ czy zdziwiony tym że Tobiasz tak mocno trzymał się kanapy lub z wytrzymałości jego bluzy - poklepałem ja dwa razy po głowie.

- zabierz ją ode mnie! Błagam!! - prosił rozpaczliwie Tob. Złapałem go za bluzę i wyciągnąłem z rezydencji.

Wyszliśmy na dwór. Nieevee skakała koło Toby'ego nie mogąc się doczekać treningu, a Toby za każdym razem gdy wilczyca się do niego zbliżyła krótko krzyczał z przerażenia. Czy aż tak się jej boi? Może nie powinno mnie to dziwić.

Przystanęliśmy, a Toby założył z wielkim żalem metalowy rękaw, który sięgał od dłoni az po ramię. Ten rękaw był kilka razy spawany, bo te kilka razy zdarzyło się że Nieevee po prostu rozgniotla go w zębach lub rozerwała.

Nieevee od razu wiedziała co robic. Pozyla się koło mnie, a Toby z założonym już rękawem zaczął uciekać.

- no dobra... Nieev- zanim wydałem rozkaz, ta już dawno powaliła krzyczącego z przerazenia Tobiasza na na ziemię, miotając nim jak szarpakiem. Nie powiem że ten widok nie cieszył oka za każdym razem, bo to nie prawda. Wręcz przeciwnie. Lubiłem patrzeć kiedy Nieevee spuszcza googlastemu łomot - nie powiedziałem "łap go"!! - krzyknąłem mimo że i tak by to nic nie dalo.

- Masky!!! Już mnie złapała! Przestań! - krzyczał Toby w rozpaczy, ja jednak wolałem się napawać tym pięknym widokiem. Za każdym razem cieszy tak samo.

Kiedy Nieevee znudziła się zabawa z brunetem po prostu gdzieś pobiegła. Cóż trening i tak się już skończył.

- dobrze uciekaj stąd! no w końcu! - krzyknął z ulgą Tobiasz. Wstał, kilka razy się zachwial i leniwie do mnie podszedł - No kurwa znowu! - próbował zdjąć rękaw ale mu zwyczajnie nie wychodziło.

- popatrz na to od tej lepszej strony... Zawsze mogła znów go przegryźć, albo rozwalić i ujebac Cię w rękę - powiedziałem spokojnie jak gdyby nigdy nic - a tak to tylko Ci wgniecenie zrobiła. Najgorzej że znowu trzeba przy tym majstrować...

- i to jest najgorsze?! Ja tu Cierpię!

- daj spokój i tak nie czujesz bólu

- O faktycznie... Dlaczego nie kazałeś jej przestać? Czy ona w ogóle kogoś słucha?? - spytał oburzony

- i tak by nie posłuchała. To nie pies którego można wytresować. I ma całkowicie wolną wolę i swój rozum jak człowiek w wilczej skórze - no tak. Chyba powoli zaczynam rozumieć tego pchlarza. To nie pies...

PoV Nieevee
Choć było fajnie to znudziło mi sie zabawa żywa kukła. Uznałam że pozwiedzam jeszcze teren.

Na zewnątrz, całkiem sama, zaczelam wychodzić po ok. 3 tygodniach od przyjścia tu, a intensywne treningi z Maską zaczęły się jakoś dwa tygodnie temu.

Początki były ciężkie. Masky myślał że sobie mnie tak o podporządkuje, że będę go jak trusia słuchać i że wszystko pójdzie tak jak on to sobie wymyślił. Bardzo się denerwował i frustrował kiedy go nie słuchałam, bo to były rozkazy do których on był przyzwyczajony natomiast ja nie uznaje czegoś takiego. Jakiś czas temu zmienił metodę i w końcu zaczął mnie brać pod uwagę więc uznałam że mu odpuszczę.

Oczywiście moja ulubiona częścią byla zabawa z Tobiaszem. Oczywiste było też to, że dla niego nie była to zabawa, ale lubimy z Mask'ym utrzeć mu nosa.

Moim kumplem tu stał się Smile dog mimo że spędzałam z nim nieco mniej czasu niż z Reszta mieszkańców rezydencji. Dobrze że jest tu ktoś z kim da się w prosty sposób porozumieć. Co do Masky'ego to łączyło nas tylko to że mamy wspólne treningi i dzielimy pokój w którym mam jedynie legowisko, z którego tak czy siak nie korzystam. Jestem uparta i każdego wieczoru próbuje tego samego co zrobiłam pierwszej nocy tutaj. Chyba zrozumial że nigdy nie będę mu do końca posłuszna. Cieszy mnie to że nie traktuje mnie jak jakiegoś Owczarka niemieckiego do wytresowania.

~ o! Tego jeszcze nie widziałam... ~ pomyślałam kiedy zobaczyłam małe jezioro z nie wielkim ale za to bardzo ładnym pół mostem.

Ostrożnie weszłam na drewnianą konstrukcje i zaczęłam badać teren wzrokiem, słuchem i węchem. Mogło być tu całkiem głęboko. Moja jedyna słabością, może to dziwne, ale bylo pływanie. Nie bałam się wody, po prostu nigdy nie umiałam pływać. Ale bardzo lubiłam takie klimaty jak te.

Burczacy brzuch przypomniał mi o tym że nic dziś nie jadłam. A po położeniu słońca wywnioskowałam że najpewniej przegapiłam śniadanie w rezydencji, więc postanowiłam wrócić na obiad. Zeszłam z mostku i ruszyłam do rezydencji.

Kiedy byłam już przed budynkiem stanęłam na dwóch tylnych łapach i oparłam się o parapet. Zajrzałam przez okno, gdzie wszyscy powoli szykowali się na obiad. Czekalam aż ktoś mnie zauważy i wpuści.

Dlaczego sama nie otwierałam drzwi wejściowych? Choćby dla tego że zaraz przed drzwiami są schody. Już nie trudno wyskoczyć na klamkę ale stanąć z powrotem na czterech łapach to szło się wywalić.

Czekałam tak nie długą chwilę aż zauważył mnie Hoodie. Uśmiechnął się na mój widok i otworzył drzwi. Hoodie to mój ulubiony człowiek tutaj. Zeszłam z parapetu i podeszłam do drzwi wejściowych.

- H.he.hejka Niee.v... - przywitał się

~ cześć Hoodie! ~ wiedziałam że niestety nie rozumiał.

Pobiegłam do kuchni i gdzie roiło się od Creepypast. A więc obiad dopiero miał się być.

"""""""""""""""""""""""""""""

Siemka cześć!

Jak się podoba rozdział? Wybaczcie za wszelkie błędy niestety nie mam w tym momencie dostępu do laptopa na którym najlepiej mi się pracuje 😅

Jak u was w nowym roku szkolnym?

Trzymajcie się i cześć!!

~ Creepypasta~ Wilczy ZamętOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz