KONTYNUACJA AKTU DRUGIEGO

108 6 0
                                    

♪

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Cisza mrozi. Ogłusza. Zabiera resztki nadziei. Gdy zapada cisza, pojawia się mrok. Bezduszny mrok, pod postacią ciemnego tunelu. Otchłani, która wyciąga ku nam swoją zimną, zgniłą dłoń, i mówi ciężkim barytonem głosu: ''Chodź. Zanurz się we mnie. Usłysz krew przepływającą w twoim ciele. Nic więcej nie musisz słyszeć.''

A jak tak bardzo pragnę, byś do mnie mówił.

Gdy nie mówisz, koszmarna cisza przenika przez mą duszę.

Budzę się w nocy, z liczną ilością potu na moim zdyszanym ciele. Otwieram szeroko oczy, i próbuję się opanować. Serce nie chce przestać bić szybko. Strumień cieczy powoli spływa wzdłuż czoła, karku. Swobodnie płynie po łopatkach, kręgosłupie. Mój oddech jest tak głośny, że boję się obudzić leżącego obok męża. Dlatego wstaję niepewnie, by zaraz po tym z braku sił w drżących nogach, osunąć się na ziemię.

Nie wiedząc co się ze mną dzieje, spoglądam w dół, by dostrzec że lewe udo, robi się fioletowe. Ni stąd ni zowąd, bolesne sińce, które pieką jakby ktoś oblewał mnie gorącym żarem, w sekundę zapełniają część ciała. Dygoczę cały i obejmuje udo. Masuję trochę grubą skórę, ale ten postępek sprawia jeszcze większy ból. Niemiłosierna tortura, wchłania mnie od środka.

Powoli staram się wybiec do łazienki. Opadam na zimne kafelki, kiedy ta krótka podróż była jak droga cierniowa. To strasznie boli. Jak silnie chemiczny środek, który wyżera twoją skórę, powoli i dobitnie.

Spoglądam w swoje własne dramatyczne odbicie, w dużym lustrze stojącym w rogu. Moja twarz, mimo iż piękna, jest pozbawiona życia. Jestem jak duch, w tym nieziemskim odzianiu, zwanym ciałem. Odnoszę wrażenie, że ubiór z każdym dniem coraz bardziej gnije. Zanika, stawiając przede mną znak zapytania. Analizując moje życie, zastanawiam się głęboko, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego ginę, lecz wolno? Umieram przez kilka, długich, niekończących się dni, nie znając czasu w którym strój padnie raz na zawsze, pozostawiając tylko duszę.

Dłużej nie myślę. Cierpienie dobitnie łapie chybotliwe udo. Zamykam oczy, ustawiając twarz w grymas bólu, kiedy co pięć sekund, ból uderza jeszcze silniej, a ja mam wrażenie, że za każdym razem robi to mocniej i mocniej.

— Nie mogę wytrzymać! Błagam, nie rób mi tego! — Wołam do niebios, uświadamiając sobie, że duch dziewczyny czuwa nade mną, nie chcąc się odczepić. — Nie chciałem tego! Przepraszam! — Krzyczę słysząc w zamkniętym pomieszczeniu, rozlegające się grzmoty. Burza, która przychodzi znikąd, w okamgnieniu pojawia się nad moim domem. — Chcesz żebym umarł? Umrę ale daj mi jeszcze trochę czasu...

Głośny, napierający na bębenki śmiech, ogarnia moją głowę. To damski śmiech. Jej potworny śmiech.

Nie chcę byś umierał. Pragnę byś cierpiał! Byś czuł ból, gorszy od tego, który czułam ja! Gorszy od piekieł! Gorszy od samego diabła!

♪ CON DOLORE ♪ ✓ || Yoonmin FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz