AKT PIERWSZY: TRANSDUKCJA

177 5 2
                                    

♪

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wieczorne niebo, potajemnie skrywało się pod ciemną warstwą chmur. Księżyc w żadnym stopniu nie był w stanie przebić się przez tę ciężką osłonę. Górny świat odzwierciedlał pogodę na ziemi. Było szaro, niezwykle brzydko i ponuro, a deszcz swobodnie spływał ciurkiem ze starych, pokrytych pomarańczową rdzą rynien. Lekkie krople, z gracją spływały po mym czarnym płaszczu, a włosy ani trochę nie przypominały tego idealnego ułożenia, które poprawiałem kilka razy by w końcu osiągnąć upragniony efekt. Nienaganność, perfekcja, były bowiem moim drugim imieniem. Zimny wiatr nieprzyjemnie szumiał w mej głowie, a z wpół domkniętych oczu wyciekały małe groszki łez. Przeklinałem w duchu, że nie skusiłem się o zabranie parasola, chociaż miałem podejrzenia co do dzisiejszej wieczornej pogody. Uroki mojej pracy, którą wykonywałem w różnych, elastycznych, dobranych pode mnie godzin, takie niestety były. Zmarznięty wbiegłem prędko do szkoły muzycznej, imienia Fryderyka Chopina. Stanąłem na korytarzu by drgnąć, gdy moje ciało oblała dawka nieprzyjemnej gęsiej skórki. Natychmiast udałem się pod jeden z najbliższych grzejników, który w szybkim czasie ogrzał me lodowate ciało. Jeździłem samochodem, lecz miejsca parkingowe przy szkole były zajęte, dlatego iż było ich niewiele, a na lekcje ze mną przychodziło sporo uczniów, nie tylko ze szkoły. Miejsce w szkole było bowiem udostępniane mi kiedy tylko chciałem, za zasługi jakie sprawiłem tej placówce. Byłem w dobrych stosunkach z dyrektorem szkoły, który dzięki mnie zebrał fundusze na odremontowanie tego niegdyś starego jak świat miejsca. Musiałem przebyć drogę na pieszo, zaklinając na głos młodocianych kierowców. Jednak z upragnioną chwilą, gdy moje ciało objęło błogie ciepło, zapomniałem o wszystkim co złe. Objąłem się w ramionach, marszcząc oczy a usta ustawiając w księżyc. W końcu zamknąłem oczy by chociaż na krótki moment odpłynąć w świat marzeń. Widziałem przed oczyma łąkę wypełnioną kolorowymi kwiatami. Na pręcikach pięknej, żywej rośliny siedziały pszczółki, wsysające pyszny nektar który tworzył worek z przejrzystego pyłku. Lekki, a przede wszystkim ciepły wiatr, który otulał moje jasne, złociste włosy, miło falując je w tył. Powoli szedłem po łące, muskając dłońmi kwiaty, by wyczuć ich niezwykle przyjemną strukturę. Me oczy cały czas były zamknięte, jakbym absolutnie nie obawiał się złego. Tak też było. Miejsce pełne bezpieczeństwa, uśmiechu i dobrej pogody. O me uszy odbijał się śmiech dzieci, bawiących się gdzieś daleko. Bawili się w gonienie, przypominając mi o starych, dobrych czasach, kiedy to jeszcze wszystko wydawało się takie proste. Szedłem dalej, zapominając o troskach, zapominając o tym gdzie tak naprawdę jestem. Me nozdrza wyczuły inny zapach. Rześki, żywy, nieco wilgotny. Czułem zapach świeżych liści drzew, szyszek i trawy, która tak czule muskała moje bose stopy. Znalazłem się w cudownym lesie, pełnym dobroci, bezpieczeństwa, spokoju i śpiewu ślicznych ptaków. Mógłbym trwać tak w nieskończoność, wymyślając kolejne, nowe miejsca w których tak bardzo chciałbym być. Na pewno nie skończyło by się na łące i lesie. Poszedłbym do miejsc, o których nikt nie śnił. Odwiedziłbym wszystkie ciepłe kraje, i został w snach na zawsze. A może i nawet nie tylko w snach. Może byłbym tak odważny i naprawdę udał się na jakąś wyspę? Nigdy bym tego nie zrobił, nawet gdyby nie wiadomo jak bardzo chciało by tego moje poczucie komfortu czy rozum. Tu, gdzie było tak okropnie zimno, i nie chciało wychodzić się z łóżka, było wszystko czego potrzebowałem. Moim sercem już na zawsze zawładnęło pianino. Muzyka z tego cudownego instrumentu tak swobodnie odbijająca się echem o ściany jednej z sal. Przenikająca przez moje ciało, ogarniająca mnie ciepłem, dyskretnie zaglądając w głąb duszy, która codziennie od nowa spragniona była by usłyszeć chociaż raz, dźwięk jednej małej nutki. Drgałem cały na samą myśl o tym. Me ciało wypełniało uczucie euforii, kiedy zdałem sobie sprawę, że po trzech godzinach przerwy znowu oddam się w wir pracy. Właściwie czy można nazwać pasję pracą? Czy to faktycznie była moja praca, skoro robiłem coś co kochałem nad życie? Dopóki zarabiałem na tym spore pieniądze, to tak, to nadal praca. Ale kto nie chciał by takiej wspaniałej pracy. Połączenia pasji z której można zarobić, coś cudownego.

♪ CON DOLORE ♪ ✓ || Yoonmin FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz