#28

38 6 0
                                    


Pov Katie

Dni mijały jak szalone, a dostawanie się do Pokoju Życzeń było coraz trudniejsze. Filch śledził każdego kto chodził korytarzem, na którego ścianie pojawiały się drzwi. Zaczął nawet siedzieć przed tą ścianą, pijąc sobie i jedząc. Nam jednak jakoś zawsze udawało się wślizgnąć do środka bez większych problemów co tylko potwierdzało teorię Harry'ego, że to Hogwart chce żebyśmy walczyli. Jeżeli chodzi o Jake'a to moja relacja z nim stała się bliższa. Często gdzieś wychodziliśmy i mogę powiedzieć, że staliśmy się dobrymi kolegami. Fred i George nie byli zadowoleni z mojego kontaktu z Gryfonem, ale nie komentowali moich decyzji i przyzwyczaili się, że czasami gdzieś wychodzę. W końcu czułam, że dużo rzeczy mam wreszcie uporządkowane, ale czy na długo? Sama w to wątpiłam. To był mój ostatni rok szkolny, a co później? Praca z bliźniakami w sklepie? Tak, ale chyba nie zawsze. Starałam się nie myśleć o tym wszystkim i żyć po prostu chwilą. Było to pomocne, a szczególnie gdy Umbridge za wszelką cenę starała się dowiedzieć o naszym Stowarzyszeniu. Byłam pewna, że chodzi o Gwardię, bo inaczej nie kazałaby każdemu zgłosić się na przesłuchanie w sprawie zakazanych przedsięwzięć. Na szczęście zanim dojdzie do nas minie trochę czasu, ale nie przyjmowałam się tym. Nie powiem jej niczego, a już na pewno nie herbaty, której podobno częstuje każdego. Mi to by ją z chęcią zatruła, a ja z jeszcze większą chęcią podmieniłabym jej filiżankę.

Byłam już z bliźniakami po lekcjach i szliśmy w stronę Pokoju Życzeń na zajęcia, które miały rozpocząć się za niecałe dziesięć minut. Nagle zobaczyliśmy wszyscy jak Jake rozmawia z Umbridge na zupełnie pustym korytarzu. Nie było słychać co mówili, a na dodatek po chwili się rozeszli. Bliźniacy spojrzeli na mnie wzrokiem, po którego zobaczeniu doskonale wiedziałam o co chodzi.

— Może coś zrobił i dostał właśnie szlaban? — powiedziałam, ale dobrze wiedziałam, że nie wyglądało na to. Landryna nie była zła tylko zwyczajnie z nim rozmawiała. Może o jakimś zadaniu? Skąd oni mogą wiedzieć, że to coś złego? Na szczęście nie skomentowali mojej odpowiedzi i po prostu poszliśmy do Pokoju Życzeń na zajęcia.

Dziś mieliśmy uczyć się zaklęcia, które powodowało, że dana rzecz lub osoba unosiła się w powietrzu. Ja jak zwykle ćwiczyłam bez przedmiotu, który mógłby latać. Za to Fred i George próbowali to zaklęcie na sobie nawzajem. Najpierw spróbował Fred i uniósł brata, który korzystał z tej okazji i chciał być jeszcze wyżej uniesiony. Harry ocenił tą próbę za zdecydowanie udaną i kazał się im zmienić. Tak jak powiedział, tak też zrobili i po chwili to starszy z bliźniaków lewitował w powietrzu. Mój kuzyn też go pochwalił, ale kazał mu poprawić lekko ułożenie ręki. Zauważyłam, że nie wie dokładnie jak więc podeszłam do niego, chwyciłam jego dłoń, w której trzymał różdżkę i uniosłam ją delikatnie do góry. Rudzielec spojrzał na mnie kątem oka przez co prawie stracił kontakt wzrokowy z bratem i sprawił, że ten wylądował pod sufitem, a potem poleciał na prawo i lewo.

— George, skup się, bo mi już niedobrze. — powiedział, na co ten natychmiast odwrócił ode mnie wzrok, a ja zaśmiałam się z miny Freda.

Tak jak mówiłam dni leciały tak szybko, że nawet się nie orientowałam kiedy pod ich koniec padałam zmęczona na łóżko. Czułam się jak robót, dla którego dzień kończył się na wstawaniu, lekcjach, spotkaniach Gwardii i spaniu. Nie miałam nawet czasu, żeby jeść, a gdy już to robiłam to w kuchni, bo najczęściej nie wyrabiałam się na żadne posiłki w Wielkiej Sali. Inni też zauważyli to, że wraz z bliźniakami byliśmy ciągle czymś zajęci. Przestaliśmy tak często robić żarty jak kiedyś i nawet Umbridge na tym zyskała, bo skupiałam się na treningach, a jej dałam spokój. Jedyną osobą, którą nadal dręczyliśmy był Filch, bo jak to on musiał interesować się ścianą, przez którą zazwyczaj wchodziliśmy do Pokoju Życzeń. Pewnego razu, żeby dostać się do środka zostawiliśmy mu na stoliku bombonierkę z czekoladkami, a ten łakomczuch oczywiście je zjadł, przez co na twarzy wyrosły mu ogromne pryszcze. Szybko uciekł gdzieś, a my w tym czasie wślizgnęliśmy się na spotkanie. Po takich kilku incydentach Umbridge powołała brygadę inkwizycyjną, która uprawniała do dodatkowych punktów. Kto inny mógłby się do niej zgłosić jak nie Malfoy i jego dwa goryle? To było śmieszne i żałosne zarazem. Jak bardzo zależało im na tych wyróżnieniach i uznaniu od tej landryny. W sumie są siebie warci. Ta jej brygada zwyczajnie nas śledziła, ale ja zawsze wiedziałam co wtedy zrobić. Bawiłam się z nimi w berka albo w chowanego co doprowadzało ich do szału, a mnie niesamowicie śmieszyło.

W końcu udałam się na ostatnie zajęcia przed świętami, podczas których Nevilovi nareszcie udało się rozbroić zaklęciem przeciwnika. Każdy był z niego niezmiernie dumny, a ja w tym momencie poczułam się jakbym należała do jednej, wielkiej rodziny. Kto wie może tak było. Gdy ta lekcja dobiegła już końca Harry jak prawdziwy nauczyciel życzył nam Wesołych Świąt, przypomniał o trenowaniu i o tym, że każdy z nas jest świetny, a gdy to mówił spojrzał na mnie, co tylko dodało mi odwagi i wywołało uśmiech na mojej twarzy. Wszyscy zaczęli się żegnać i wychodzić, ja natomiast czekałam na bliźniaków, którzy mieli zabrać swoje rzeczy i do mnie dołączyć. Zauważyłam, że idą w stronę okularnika, który zmierza ku Cho.

— Tak sobie pomyśleliśmy że możemy wrzucić Umbridge omdlejki grylażowe do herbaty. — zaczął jeden. Podeszłam do nich, czekając na resztę zdarzeń.

— Karmelki gorączkowe, temp rośnie i wyskakują ogromne czyraki. — wyjaśnił drugi, a ja widziałam już lekką niechęć na twarzy kuzyna.

— Chłopcy na nas już chyba czas. Nie widzicie, że Harry jest bardzo zajęty? — chwyciłam ich pod ramiona, mrugnęłam do ciemnowłosego i wyszłam z rudzielcami z Pokoju. Bliźniacy poszli do Pokoju Wspólnego, a ja na spotkanie z Jakiem.

—***—

Trzy godziny później byłam już u siebie w dormitorium, próbując zasnąć. Gdy nareszcie mi się to udało zostałam obudzona przez głośny hałas. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na drzwi, przez które właśnie wychodziła Ginny. Szybko wstałam, ubrałam na siebie bluzę George'a, którą dał mi jakiś czas temu i szybko wyszłam za nią. Jak się okazało na korytarzu stali jeszcze bliźniacy.

— Co się dzieje? — zapytałam zaniepokojona ich miniami.

— Harry zobaczył w śnie jak nas tata zostaję zaatakowany. — powiedział Fred, a ja słysząc to kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Posłałam im współczujące spojrzenie i ruszyłam razem z nimi do gabinetu dyrektora, w którym wszyscy już czekali.

Dumbledore zaczął wypytywać okularnika o szczegóły snu, a ten za wszelką cenę chciał odpowiedzieć jak najdokładniej. Ja natomiast stałam między bliźniakami i zastanawiałam się co zrobić żeby w jakikolwiek sposób ich wesprzeć. Poszukam więc po jednej dłoni na ich, żeby wiedzieli, że nie są sami. Fred delikatnie się uśmiechnął, a George złapał moją rękę i splótł nasze palce, przez co poczułam podmuch ciepła na mojej twarzy i zauważyłam jak kolor pierścienia od taty zamienia się na lekko różowy. Na szczęście miałam go na ręce, która była po stronie jego brata więc on tego nie zauważył. 

Wonderful MuggleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz