Jasne światło raziło mnie po oczach, przymknęłam je lekko i wyostrzyłam wzrok. Pewna postać stała kilka metrów przede mną. To była kobieta, szła w moją stronę, kiedy była coraz bliżej zaczęła mi kogoś przypominać... Mama? Ciemnowłosa kobieta w średnim wieku teraz stała przede mną przyglądając się mojej twarzy. Zmarszczyłam brwi, rozejrzałam się. Gdzie ja kurwa jestem? Czekaj co się stało? Byłam w gabinecie Dumbledore’a później kłótnia Lucjusza z Molly potem znów ja coś powiedziałam i usiadłam gdzieś... zasnęłam. No dobra wszystko jasne, ale w takim razie co ja tu do cholery robię? Czy ja umarłam? Nie no trochę dziwnie, bo przecież bym pamiętała, co nie?
– Nie umarłaś, Valerio – oznajmiła matka. Spojrzałam na nią, przyjrzałam się jej twarzy.
– W takim razie, gdzie jestem? – zapytałam podnosząc jedną brew do góry.
– Odwiedziłam cię w śnie – wyjaśniła.
– Po co?
– Dużo już przeszłaś, ale muszę cię ostrzec... Twoje rodzeństwo ci pomoże – zaczęła. – Chodzi o Mattheo... On cię zdradzi i wiem, że nie jesteście razem, ale macie bardzo bliską relacje.
– Czekaj, mam więcej rodzeństwa?! – zapytałam zaskoczona.
– Dowiesz się w swoim czasie... Musisz jeszcze dużo rozwiązać. Ja z twoim ojcem nie zdążyliśmy, więc na ciebie spada ten obowiązek. – Ujęła mój policzek w dłonie.
– Że ja mam po was sprzątać brudy?! No was to dobrze pojebało – powiedziałam oburzona.
– Niestety tylko ty będziesz umiała je rozwiązać, poza tym dowiesz się rzeczy, które będą ci potrzebne później, gdy będziesz dorosła – wyjaśniła zabierając swoje dłonie i odchodząc.
– Gdzie idziesz? – zapytałam ruszając za nią, ale rozpłynęła się jakby była z powietrza, a ja się obudziłam.
No chyba was pojebało. Co to do cholery było? Ona chyba sobie żartuje! Niech się wysługuje swoimi innymi dziećmi. Wstałam z kanapy, rozejrzałam się po pomieszczeniu próbując dowiedzieć się, gdzie jestem. Jeszcze powiedzcie mi, że gdzieś mnie wywieziono. Ruszyłam do najbliższych drzwi, gdzie były jakieś najróżniejsze leki i mikstury. Wyszłam stamtąd wściekła na to co się stało w jebanym śnie. Rozdrażnienie rozprzestrzeniało się w mgnieniu oka, po chwili zobaczyłam jak bardzo się trzęsłam. Miałam ochotę kogoś zabić gołymi rękami. Ruszyłam przed siebie wychodząc na jakiś korytarz były na nim pozawieszane różne obrazy jakichś przodków. Wszystkie rozmawiały ze sobą, dopóki mnie nie zobaczyły. Nastała głucha cisza. Obserwowałam każdy obraz bardzo dokładnie przechodząc przez środek korytarza. Same blond włosy. Czy ja jestem u Malfoy’ów? Zapewne... Kiedy tylko spoglądałam na jakiś obraz czarodziej w nim wstrzymywał powietrze. Gdy tylko wyszłam z korytarza rozniosły się za mną szepty, nie odwracałam się za to skręciłam w lewo, gdzie był następny korytarz. Próbując nic nie rozwalić natrafiłam na łazienkę. Weszłam do niej powoli, spojrzałam w lustro. Ujrzałam tam siebie, miałam cienie pod oczami, jeszcze bardziej bladą cerę, a mój nos był cały we krwi. Najwidoczniej musiała wyciec z nosa... Przyglądałam się sobie nie robiąc nic. Przymknęłam na chwilę oczy i znów zobaczyłam matkę mówiącą do mnie. Moje źrenice się powiększyły i złapałam za lustro, które z łatwością odeszło od ściany rzucając nim o podłogę. Krzyczałam, piszczałam i uderzałam o ścianę masakrując swoją dłoń. Podeszłam do rozbitego lustra chwytając za średniej wielkości kawałek ostrej części lustra. Zdjęłam swoje ubrania zostając w samej bieliźnie. Przejechałam zakrwawioną i drżącą od bólu ręką po brzuchu rozcinając go. Odchyliłam głowę wreszcie coś czując. Uśmiechnęłam się a to uczucie. Następne ciecia poszły sprawniej. Spojrzałam na swoje ciało, całe we krwi. Rany miałam na przedramionach, udach, brzuchu i klatce piersiowej. Patrzyłam na swoje ciało jak zahipnotyzowana. Zauważyłam kątem oka kogoś stojącego przede mną, podniosłam głowę i zobaczyłam rodzinkę Malfoy’ów i Bellatrix. Narcyza aż pisnęła na mój widok i odwróciła się tyłem. Przerażone miny Draco i Lucjusza doprowadzały mnie do rozbawienia. Twarz Bellatrix wyglądała na zmartwioną, jakby wiedziała co się dzieje. Podeszła do mnie łapiąc za moje ramię i powoli wyprowadziła mnie z łazienki. Już po chwili siedziałam na kanapie czując jak skrzaty domowe czyszczą moje rany i nakładają na nie różne eliksiry i maści. Głowa zwisała mi na oparciu od kanapy, jedną rękę miałam wyprostowaną, którą dwa skrzaty czyściły i zawijały w bandaże, drugą trzymałam się Draco, który siedział obok mnie przyglądając się dokładnie mojemu ciału ze łzami w oczach, które szybko znikły, kiedy je wytarł. Odwróciłam głowę w stronę chłopaka delikatnie się uśmiechając. Odwzajemnił uśmiech.
Frontowe drzwi się otworzyły, a przez nie weszło osiem osób. Zrobiłam zdziwioną minę, spojrzałam ponownie na Draco on jedynie wzruszył ramionami, ale kiedy zobaczył Mattheo cały się spiął i ruszył w jego kierunku. Do pomieszczenia weszło pozostałe sześć osób w tym mój brat, którego nie widziałam od naszego pierwszego spotkania. Zabini, Parkinson, Greengrass, Nott, Riddle i mój brat stali dwa metry od kanapy, na której siedziałam z zabandażowaną jedną ręką reszta była jeszcze odkryta. Przyglądali się mi nie wiedząc co powiedzieć, sama spojrzałam jeszcze raz na swoje ciało, które nadal było całe we krwi. Syknęłam, kiedy skrzaty zaczęły dezynfekować moją zmasakrowaną dłoń, zabrałam ją szybko czego bardzo pożałowałam. Cała skóra z kostek na dłoni była doszczętnie zdarta, jedna z kostek była nieco skruszona. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a nóg to już w ogóle nie czułam. Oddałam rękę i przebolałam ból.
– Będziecie tak stać? – zapytałam spoglądając na grupkę osób.
Bellatrix, która siedziała na fotelu w rogu salonu spojrzała na nich później na mnie i parsknęła.
– Kochanie, oni są przerażeni... – Wstała, podeszła do nich i ponownie zwróciła się do mnie. – Przerażasz ich.
Skrzaty przeszły do oczyszczania mojego brzucha i klatki piersiowej. Nadal utrzymywałam kontakt wzrokowy z Bellatrix, musiałam wstać, zachwiałam się, a ktoś chwycił mnie w tali, spojrzałam do tyłu, gdzie stał brat Mattheo, patrzyliśmy na siebie dłuższy czas. Mój wzrok znów powrócił do oczu Bellatrix, w których było widać wyraźne zmieszanie. Nie komentowałam tego tylko próbowałam przeboleć pieczenie i szczypanie. Prawie nie czułam na sobie rąk Tom’a, kiedy tylko do salonu wszedł jego brat ścisną mocniej moje ciało. Wszyscy są jacyś dziwni... Nie rozumiem ich. Spojrzałam w bok, gdzie napotkałam palący wzrok Mattheo I zdezorientowany Draco. Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam rozcięta brew Malfoy’a. Wyrwałam się z rąk Riddle’a, podeszłam do przyjaciela I przyjrzałam się ranie. Spojrzałam na bruneta, który odwrócił ode mnie wzrok, wzięłam pod ramię blondyna i usiedliśmy na kanapie.
– Opatrzcie mu to, a ja ode się ubrać – oznajmiłam odwracając się do drzwi.
– Nie skończyliśmy opatrywać panienki – odezwał się jeden ze skrzatów.
– Skończyliście – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. – Teraz się nim zajmiecie.
Wyszłam z pomieszczenia, ale po chwili wróciłam.
– W ogóle to mam jakieś ubrania? – zapytałam.
Pansy jak z transu, ocknęłam się, spojrzała na mnie zmartwioną miną i podała mi kufer. Otworzyłam go nie fatygując się iść do innego pomieszczenia. Wyjęłam dresy I bluzę. Założyłam i zamknęłam kufer. Spojrzałam na grupkę osób.
– Właściwie to co ja tu robię? – zapytałam zaciągając rękawy bluzy na dłonie.
– Lucjusz przejął opiekę nad tobą – zaczęła Bellatrix. – I do końca tygodnia przesiedzisz w domu, a w poniedziałek normalnie wrócisz do szkoły.
– Co dziś jest? – zapytałam poprawiając sobie luźnego koka na głowie.
– Piątek.
***
⚠️WAŻNE⚠️
Coraz bardziej mi się wydaje że opowiadanie schodzi na psy. Wydaje mi się, że rozdziały są coraz nudniejsze i jest za duży chaos. Macie narazie krotki rozdział. A te rozdziały to też takie dziwne, że nieraz myślę, że ze mną jest coś nie tak, bo pisze takie treści. Ale mniej o mnie więcej o opowiadaniu. Narazie mogę niestabilnie wrzucać rozdziały, bo no mam też szkole i nie wyrobie się co dwa dni. Oczywiście Miejmy nadzieje, że dojdziemy do końca i druga część powstanie ale jeszcze nie jestem pewna, bo może zrób wszystko w jednej. No także piszcie mi swoje zdanie na temat tego czy wam się to nie nudzi, bo chce wiedzieć. Jeżeli macie jakieś pytania co do opowiadaniu czy też nie z chęcią na nie odpowiem.
Buziaki, Oliwia.
CZYTASZ
Uninvited Witch
FanfictionHistoria z życia Valerii Shelley, która w wieku sześciu lat straciła rodziców, a opiekę nad nią przejęli Państwo Weasley'owie - Molly matka chrzestna. Dziewczyna uzależniona od używek. Zbyt wiele tajemnic kryje się za morderstwem jej rodziców. Przez...