59

1K 102 46
                                    


Jungwon czuł się naprawdę dobrze w towarzystwie starszego i mógł powiedzieć, że pierwszy raz od jakiegoś czasu miło spędzał czas, bez zamartwiania się o niepotrzebne rzeczy. Szli wolno chodnikiem, rozmawiając na różne tematy, a jak się okazało, łączyło ich więcej, niż się spodziewali.

– Nie śmiej się ze mnie! – rzucił, trącając jego ramię, chociaż sam miał roześmianą minę.

– Przepraszam – parsknął – Twoja relacja z siostrą jest naprawdę... magiczna.

– Tak, szczególnie ten fragment ze sprzedaniem mnie – wywrócił oczami – Nie dam się wyrolować za jakieś żółte okulary, niech sobie nie myśli.

– Dobrze robisz – przytaknął – Trzeba walczyć o swoje.

– Poza tym – zaznaczył – Layla je pogryzła, nie ja.

Jay znów się zaśmiał, bo sam sposób, w jaki młodszy opowiadał swoje historie, był zabawny i uroczy. Strasznie dużo gestykulował, jego twarz była pełna emocji i do tego mówił o zniszczonych okularach wręcz pretensjonalnym tonem. Był bardzo rozmowny, co było dla niego miłą odmianą. Zazwyczaj, gdy spotykali się w grupie, mówił tylko wtedy, kiedy musiał. O wiele więcej dało się od niego dowiedzieć przez wiadomości, a jak się okazało, na osobności był tak wygadany, jak przez nie.

– Argument nie do poważenia – uśmiechnął się delikatnie.

– Też tak myślę.

Będąc na moście, zatrzymali się na krótką przerwę od chodzenia. Jay oparł się przedramionami o barierki i spojrzał w dół, a młodszy uczynił to samo. Patrzyli w ciszy na spokojnie płynącą rzekę, co było w pewien sposób uspokajające.

Jungwon chciał zapytać swojego towarzysza o to, jak się czuje, ale uświadomił sobie, że nie taki jest cel spotkania. Mieli spędzać razem czas, żeby nie myślał o tym za dużo, więc zdecydował odpuścić. Jeśli Jay będzie chciał mu o tym powiedzieć, zrobi to sam, bez jego pytań.

– Może już to mówiłem, ale lubię to miejsce – mruknął Park – Jest uspokajające.

– Też je lubię – pokiwał głową – Szczególne wieczorem. Wtedy wszystko ma taki klimat – zachichotał.

Jay uśmiechnął się, patrząc na widoki przed sobą. Naprawdę cenił sobie czas spędzony z Yangiem, chociaż spacerowali dopiero około dziesięciu minut. Uważał, że chłopak był kimś, kogo nie dało się nie lubić, ponieważ za bardzo zaskarbiał sobie sympatię innych.

– Chodźmy dalej – rzucił – Kiedy chodzimy, więcej mówisz – parsknął cicho.

– Czy to w porządku? – zapytał niepewnie – Nie przeszkadza Ci, że tak du-

– Nie Won, jest świetnie – zapewnił – Lubię cię słuchać.

Jungwon uśmiechnął się delikatnie, pokazując swoje dołeczki w policzkach. Zawsze miał trudności w komunikacji z nowo poznanymi osobami i dopiero po jakimś czasie otwierał się, przez co potrafił mówić godzinami. Starszego nie znał wcale długo, ale odnosił zupełnie inne wrażenie. Wydawał się osobą, przy której traciło się wszystkie zmartwienia.

– Dziękuję – mruknął – Chcesz iść pod fontannę? Możemy coś wrzucić i pomyśleć życzenie!

Jay przytaknął chętnie i tak jak postanowili, bez pośpiechu ruszyli w stronę galerii handlowej. To właśnie tuż obok niej znajdowała się słynna fontanna, do której wiele ludzi wrzucało drobne monety z nadzieją na spełnione życzenie. Można było uznać, że była pewnego rodzaju centrum miasta i szczęśliwym punktem ludzi w nich żyjącym. Jungwon wiedział, że trzecioklasiści prosili w niej o powodzenie tuż przed egzaminami, co mógł uznać nawet za tradycję. Sam kilka razy miał do niej życzenia, chociaż nie zawsze się spełniały.

Pierwszy raz, kiedy mama wytłumaczyła mu, jak działa fontanna, miał siedem lat. Pomyślał wtedy o tym, aby jego rodzice i noona zawsze go kochali i byli szczęśliwi. Ostatni raz około rok temu, razem z Sunoo rzucał monetą na szczęście przy egzaminach starszego.

– Powinniśmy rzucić jedną razem? – zapytał Park, wyciągając monetę z kieszeni spodni.

– Tak myślisz? – spojrzał na niego – Jeśli chcesz.

Yang słyszał, że to zazwyczaj pary wspólnie o coś życzyły, dlatego propozycja Jay'a odrobinę go zaskoczyła, ale przyprawiła również o miłe uczucie ciepła na sercu. Zagryzł lekko wargę, wyrzucając z głowy wszystkie swoje myśli, które zdecydowanie nie powinny się w niej pojawić. Chwycił niewielką blaszkę za jeden z brzegów i po kilku sekundach, w których trakcie oboje pomyśleli życzenie, wrzucili ją do wody. Obserwowali, jak opada z cichym pluśnięciem na dno i uśmiechnęli się w tym samym momencie.

– Oby się spełniło – starszy zaśmiał się cicho – Nadal wierzę, że to dzięki temu zdałem egzaminy. Ona działa cuda.

Jungwon uśmiechnął się i przytaknął. Być może zgodziłby się z jego stwierdzeniem, jednak nie mógł. Nie spełniła jego jednego, a najistotniejszego życzenia.

– To miejsce też lubię – mruknął po chwili Yang – Ale tylko fontannę. W galerii jest zawsze za dużo ludzie – fuknął.

Blondyn przytaknął mu tylko, niemo się z nim zgadzając. Do ich uszu docierał cichy szum wiatru, głosy ludzi wchodzących i wychodzących z galerii oraz śpiew nieznajomego mężczyzny, który z gitarą i otwartym przed nim futerałem próbował coś zarobić.

– Lubię tę piosenkę – dodał Yang, słysząc co gra mężczyzna.

Jay usiadł na schodkach otaczających barierkę, podczas gdy młodszy stąpał z nogi na nogę, kołysząc się delikatnie do melodii.

– Będziesz tańczył? – zapytał z uśmiechem.

– Nie potrafię – zmarszczył nos – Ale czasami fajnie jest tak... pobujać się do muzyki.

Jungwon zrobił niewielki piruet, śpiewając pod nosem znany mu tekst. Nie zwracał nawet uwagi na to, czy ktoś może na niego patrzy, po prostu korzystał z chwili.

Nagle usłyszał krzyk i poczuł szarpnięcie w bok, przez które zakręciło mu się odrobinę w głowie.

– Następnym razem pójdziemy na tańce w inne miejsce, bo prawie potrącił cię rowerzysta – mruknął Park.

Chociaż wspominany rowerzysta już dawno odjechał, a on powinien przejmować się tym, że mogła stać mu się krzywda, myślał o czymś zupełnie innym. Ramię starszego ciasno oplatało jego talię, a przez prędkość sytuacji plecy miał wręcz przyciśnięte go jego klatki piersiowej.

Wypuścił niespokojny oddech, znowu czując to ciepło na sercu i delikatne mrowienie w brzuchu. Nie potrafił wytłumaczyć sobie, dlaczego tak reagował. Czuł, jak jego uszy delikatnie pieką, a wnętrzności robią fikołka, gdy nadal stali w taki sposób.

– Wszystko w porządku Won? – złapał go za ramiona i odwrócił twarzą do siebie.

– Ja... tak, jest okej – wypuścił drżący oddech – Jestem trochę w szoku – skłamał.

– Nie martw się, nic Ci nie jest – uśmiechnął się – Chcesz się przytulić? To pomaga.

Bez zastanowienia Jungwon obijał go mocno, układając głowę na jego ramieniu. Przymknął oczy i przeklął sam siebie za swoje zachowanie. Nie chciał odstraszać od siebie ludzi, a miał wrażenie, jakby zaczynał to robić.

– Już... jest okej – mruknął, odsuwając się krok od starszego – Chciałbyś iść gdzieś teraz?

Kiedy Jay zastanawiał się nad ich kolejnym celem, on utkwił wzrok na swoich butach. Wcale nie były interesujące, zwykłe znoszone trampki, ale nie wiedział, co powinien robić. Jego serce nadal mocno biło, a jedyne, o czym myślał to wydarzenia sprzed minuty.

Czy to były... motylki?

ㅌㅌㅌ

🦋🦋🦋🦋

polaroid love| jaywonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz