|2|

99 8 76
                                    

Drzwi pokoju uchyliły się. Służka rozsunęła zasłony, wpuszczając nieco światła do pokoju. Na zewnątrz padał deszcz, z każdym uderzeniem w okno wystukujący nową melodię.

- Panienko, niedługo śniadanie. Proszę wstać. - odezwała się, delikatnie dotykając ramienia śpiącej dziewczyny. 

[T.i.] pod dotykiem na ramieniu lekko otrząsnęła się. Jej sen nie był zbyt mocny i niemal od razu otworzyła oczy na zimne światło dnia. Przetarła twarz dłońmi i spojrzała w stronę okna. Po wczorajszym pięknym słońcu nie zostało nic, a zostało zastąpione przez mgłę i zimny deszcz. 

- Pomóc panience z ubraniem? - pokojówka spojrzała na nią z uśmiechem i wskazała na ubranie ułożone na fotelu.

- Nie trzeba, poradzę sobie. I możesz do mnie mówić po imieniu. - odpowiedziała [T.i.], serdecznie uśmiechając się do kobiety.

- Skoro tak mówisz... Przyjdź zaraz na śniadanie, ledwo powstrzymałam Pana Arthura od gotowania więc trzeba się cieszyć dobrym posiłkiem. - zachichotała lekko, a [T.i.] odpowiedziała jej tym samym.

Arthur nigdy nie potrafił gotować i to nie na zasadzie przypalania. On po prostu nie umiał doprawić odpowiednio nawet frytek. Miał niby lekko je posolić, ale nigdy nie rozumiał, że parę łyżek soli to nie jest trochę. Nie wspominając już o daniach wymagających większych ilości przypraw. 

Kobieta opuściła pokój, a [T.i.] spojrzała na suknię ułożoną na krześle. Teraz zdała sobie sprawę, z tego że większość jej ubrań była obszernymi, kolorowymi sukniami. A takie stroje zdecydowanie nie nadawały się na morskie wyprawy. Po pierwsze okropnie to niewygodne, a po drugie zbytnio wyróżniałaby się wśród męskiej załogi. Jej wuj z pewnością od razu by ją dostrzegł. No chyba, że jego załoga na co dzień ubiera się w kolorowe falbany i wstążeczki.

Zaśmiała się na myśl o załodze w falbankach popijającej herbatę. Ale nie, teraz nie był czas na śmianie, a na śniadanie. Może nawet jej rodzice odeszli już od stołu i Arthur będzie mógł jej poopowiadać trochę o Ameryce? 

Wstała z łóżka i zaczęła zakładać na siebie sukienkę. Całe szczęście, że ta nie miała okropnego gorsetu, którym musiałaby się ściskać przez cały dzień. Jego brak znacznie ułatwi zajęcie się jej dzisiejszą robotą. Nigdy nie wiadomo, jak wiele będzie musiała się nagimnastykować, aby zająć się swoim planem.

Pokierowała się do jadalni, a kiedy przeszła przez drzwi, przywitała się z wszystkimi. Ku jej rozczarowaniu zauważyła, że jej rodzice dalej spożywają posiłek. Nie cierpiała spędzania z nimi czasu, zawsze byli dla niej tacy zimni i oficjalni. Czasami aż zastanawiała się, czy w pewnym momencie nie zaczną wysyłać do niej listów zamiast rozmawiać.

Usiadła i zaczęła jeść rogalika z marmoladą. Bułeczki nadal były świeżo upieczone, a do tego miała ciepłą herbatę. Wszystko byłoby wspaniałe gdyby nie jej rodzice przyglądający się każdemu jej ruchowi i brak jej wuja opowiadającego o innych krajach. Ale musiała się cieszyć swoim śniadaniem mimo to, w końcu może niedługo zyska na przygodach w życiu, ale straci na smaku posiłków. W końcu na statku raczej nikt nie piecze rogalików.

- Córko, dziś musimy pojechać do miasta i zlecić krawcowej uszycie sukni ślubnej. - powiadomił ją jej ojciec nawet na moment nie przestając marszczyć brwi. 

Ten stary dziadyga zawsze ma minę jakby miał kogoś zabić... pomyślała dziewczyna, gdy uśmiechnęła się do ojca i energicznie pokiwała głową. Jakoś nie bolało jej myślenie w ten sposób o rodzicach, bo ci nigdy nie byli kochającymi mamą i tatą. Przypominali raczej jej osobistych szpiegów przyglądających się każdemu jej krokowi. 

Siostrzenica Arthura Kirklanda || Alfred F. Jones x Reader ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz