Alfred krzywił się sprzątając pokładową kuchnię. Nie dość, że musiał gotować to jeszcze sprzątać...
Pozbywanie się szczotą ryżową piachu i innego brudu spomiędzy desek podłogi kuchni z pewnością nie należało do najciekawszych zajęć. W szczególności, gdy brud z pomiędzy desek zamiast wleźć pomiędzy włosy szczoty - odbijał mu się prosto w twarz.
Szorował podłogę w złości, gdy w jego głowie znów pojawiła się myśl o Gilbercie. Nazwał [T.i.] piękną, a później został tam z nią sam na sam. Skąd miał wiedzieć, czy Gilbert właśnie się do niej nie zalecał? On zawsze był dobry w podrywaniu dziewczyn i robił to przy każdej możliwej okazji. Alfred nie raz już widział, jak siedząc w barach portowych, potrafił bajerować nawet z paroma dziewczynami na raz! I wszystkie chichotały i uśmiechały się do jego słów. Co jeśli [T.i.] też będzie się tak zabawiał? Nie chciał o tym myśleć, ale nie potrafił przestać. Więc szorował szczotą o podłogę mocniej jakby to miało magicznie go uspokoić.
Nagle odezwał się energiczny odgłos dzwonka.
Jones wrzucił szczotę ryżową z powrotem do kubła z wodą. Była już pora kolacji więc czas na szorowanie podłogi w końcu się skończył. Opłukał dłonie i wytarł je w fartuch, który po momencie zdjął z siebie. Nie cierpiał kiedy to była jego kolej na gotowanie i sprzątanie - był wycieńczony. Może i nie przeszkadzały mu takie czynności, ale gdy gotował dla co najwyżej paru osób, a nie całej załogi. Chciałby już żyć na lądzie, chociaż aby nie musieć tyle pracować.
Razem z paroma innymi osobami nałożył jedzenie dla wszystkich i usiadł na miejscu niedaleko drzwi. Nie mógł się już doczekać, kiedy znowu zobaczy [T.i.] i oto pojawiła się w drzwiach. Lecz po krótkim szczęściu - na jego twarz wstąpił grymas. Oprócz niej przyszedł również Gilbert, z którym radośnie rozmawiała. Ich rozmowa przerzucona była śmiechami, uśmiechami i tym, że cały czas patrzyli się sobie w oczy.
Jednak mimo prowadzonej rozmowy [T.i.] zauważyła Alfreda i szybko pociągnęła za sobą Gilberta w jego stronę. Ich dwójka usiadła przy tym samym stole. [T.i.] i Gilbert zajęli miejsca obok siebie, a dokładniej na przeciwko Alfreda. [T.i.] uśmiechała się szeroko i trzymała swoje ręce razem, jakby chciała zrobić z nich koszyczek.
- Alfred widziałeś Gilbird'a? Prawda, że jest piękny? - [T.i.] wystawiła dłonie z małym ptaszkiem praktycznie pod twarz Alfreda. Gilbird ćwierkał radośnie i chodził po jej dłoniach.
Chłopak odsunął się nieco zaskoczony. Czy to naprawdę był sposób Gilberta na podrywanie dziewczyn? Dosłownie jakiś mały ptak, który ciągle piszczał? Chociaż mały ptaszek był i tak bardziej imponujący u niego niż inne małe rzeczy... ekhem.
- Tak widziałem, ale dla mnie wygląda po prostu... - odkaszlnął nieco żeby przeczyścić gardło - znaczy, jest ładny. - uśmiechnął się lekko, patrząc na uśmiechniętą twarz dziewczyny. - Widzę, że dobrze poznałaś się z Gilbertem. To mój dobry przyjaciel, wiesz? - odparł, obserwując, jak [T.i.] razem z Gilbertem bawią się z Gilbird'em.
Gotowało się w nim, kiedy widział, jak [T.i.] poświęca swoją uwagę jego przyjacielowi, a nie jemu. Co jeśli Gilbert będzie próbował ją w sobie rozkochać, jak wiele innych dziewczyn wcześniej? Ale czemu musiał to robić akurat jej, przecież w końcu i tak ją zostawi.
- Oczywiście, że poznała wspaniałego mnie. - odparł Gilbert i objął [T.i.] ramieniem. Oboje zaśmiali się radośnie. Gilbert nie zdejmował z niej swojego ramienia, co z strony Alfreda wyglądało jakby ten robił to specjalnie, aby go zdenerwować.
Alfred uśmiechnął się delikatnie, chociaż bardziej miał ochotę na uderzenie Gilberta w twarz niż szczerzenie się, jak idiota. Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel mu to robił. Wiedział, że podoba mu się [T.i.], a i tak postanowił robić to co zwykle. Zacisnął zęby, lecz po momencie po prostu odetchnął. Może Gilbert niczego nie próbował i zwyczajnie chciał się z nią zaprzyjaźnić. Ale ta jego ręka na jej ramieniu i to jak się do niej zwracał - to było wszystkim, ale na pewno nie przyjacielskim zachowaniem.
CZYTASZ
Siostrzenica Arthura Kirklanda || Alfred F. Jones x Reader ||
Fanfic[T.i.] ogląda zmiany, które dzieją się w świecie w czasie rozwoju kolonii. Chciałaby brać udział w życiu, ale na swoje nieszczęście jest zamknięta w złotej klatce swoich rodziców. Powiedzmy sobie szczerze - życie dziewcząt nie było wtedy idealne. ...