|5|

77 8 71
                                    

Alfred snuł się znudzony po pokładzie statku. Znał to miejsce tak dobrze, że z zamkniętymi oczami mógłby robić wszystko tak samo dobrze, jak z otwartymi. Nic do odkrycia. 

Dziś mieli odpływać. Niby normalna sprawa, ale od zobaczenia tamtej dziewczyny ciągle myślał o tym, aby zostać. Chciałby w końcu nie musieć zmagać się z problemami na morzu. Móc mieszkać w domu i spać na wygodnym łóżku. Nawet nie miał umowy, a ciągle tkwił na statku. I w tym momencie w jego głowie pojawiła się myśl, przecież nie musiał odpływać. Nie był przywiązany do tego okrętu, a Arthur jako jego przyjaciel pewnie zrozumie jego decyzję. 

W końcu zauważył, że kapitan wchodzi na pokład statku. Gdy tylko jego jasne włosy wychyliły się na statek, Jones podbiegł do niego. Nie miał chwili do stracenia, bo do odpływu pozostało pół godziny.

- Słuchaj Arthur, ja chce zostać w Anglii. Nie odpływam. - odezwał się, stając na drodze Arthur'a w głąb statku. 

- Przepraszam? - Arthur skrzywił się, patrząc na niego. Jego brwi ściągnęły się w zmieszaniu, a oczy utkwiły w Alfredzie. Jego twarz skamieniała, czekając na wyjaśnienia.

- Słuchaj, chciałbym odpocząć od morza. Ciągłe kursowanie od Ameryki do Anglii zaczyna mnie już męczyć. - odparł już mniej pewny siebie, z kruszącym się nieco głosem. Niby rozmawiał z przyjacielem, ale nadal to on był kapitanem i jego pracodawcą. Gdyby to była luźna rozmowa to czułby się lepiej, ale teraz był na jego statku.

Ich spojrzenia skrzyżowały się na dłuższą chwilę. To co niewypowiedziane mówiło najwięcej.  Wzrok Arthura pokazywał, że chce nieustępliwe, aby Al pozostał na statku. Gdzie on niby u licha miał teraz znaleźć nowego członka załogi, który zająłby się robotą? Alfred za to wyglądał na smutnego i nieco zmieszanego swoim własnym wyborem. Zdał sobie teraz sprawę, z tego że nawet nie będzie miał nigdzie pracy, ani dachu nad głową.



- Arthur, gdzie mam odłożyć swoje rzeczy? - [T.i.] dotknęła ramienia Arthura i wskazała drugą dłonią na woźnicę z trudem trzymającego kufer w dłoniach. Miała przepraszający wyraz twarzy, bo widziała, że właśnie rozmawiał. Ale z drugiej strony nie chciała przez oczekiwanie zamęczyć woźnicy. 

- Właściwie to zaraz ją dla ciebie przeniosę, nie musi się pan już trudzić. - machnął dłonią w stronę woźnicy, aby ten po prostu odłożył ciężką skrzynię na ziemi. 

Alfred przyglądał się całej sytuacji, starając się zrozumieć, co właściwie się dzieje. Znowu widział tą dziewczynę. Miała z sobą swoje rzeczy. Wyglądało jakby miała płynąć.

Jego głowa starała się ogarnąć wszystkie te rzeczy, ale jak mogło być możliwe, aby miała być na tym statku? Uśmiech samoistnie wstąpił na jego usta.



- A co do ciebie Alfred, jeśli chcesz to możesz zostać, ale nigdy więcej nie waż się wrócić na ten statek. - Arthur spojrzał na niego ostro. To przypomniało mu dopiero o jego prośbie sprzed momentu.

- Eee, w sumie to już nie chcę. Mogę płynąć dalej. To był tylko taki żart, staruszku. - zaśmiał się i podbiegł w stronę dziewczyny. Siedziała teraz na skrzyni i wpatrywała się w morze. Wydawała się o czymś myśleć, ale gdy usłyszała jego kroki od razu zwróciła twarz w jego stronę.

Zauważył od razu, że dziewczyna patrzy na niego, gdy zbliżał się coraz bardziej. Na pierwszy rzut oka wydawała się spokojna, ale można było zauważyć, że jest zdenerwowana, gdyż z momentu na moment stukała koniuszkami palców o wieko skrzyni.

- Może ci z tym pomogę? - odezwał się stając obok niej. Wskazał na skrzynię, na której siedziała i uśmiechnął się wesoło.

- Jeśli to nie jest problem. - wstała z szerokim uśmiechem, choć dalej wyczuwalne było od niej zdenerwowanie. Dopóki nie będą na pełnym morzu nie przestanie się martwić. W końcu jej rodzice mogli przyjechać, a wtedy musiałaby wziąć ślub z jakimś nieznanym jej mężczyzną i spędzić z nim resztę życia. A ten scenariusz, mówiąc delikatnie, nie napawał jej zbytnim optymizmem.

Siostrzenica Arthura Kirklanda || Alfred F. Jones x Reader ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz