Rozdział 10 - "Plan Doskonały"

252 19 7
                                    

Kolejny dzień. Tak, jak zaplanowałam, tak też zrobiłam. Zastukałam w drzwi. Nikt nie odpowiadał. Zaczęłam "płakać".

— Pomóżcie mi, proszę! Zombie tam są, na dole! — Po moich policzkach spływały teatralne łzy. W końcu otworzył mi Body-su. Wpuścił mnie, a po chwili, kiedy usiadłam na dachu, zamknął.

— Ugryziono cię? — Zapytał. Pokiwałam głową.

— N-Nie... Goniły nas.. Ale m-mój przyjaciel.... Jun.. On nie zdołał uciec.. — Pociągnęłam nosem. — Dziękuję, ze mnie wpuściliście. Może jesteście głodni? — Wyjęłam z kieszeni batony i wodę mineralną. — Starczy dla wszystkich po dwa batony. — Uśmiechnęłam się. Rozdałam im jedzenie. Wszyscy podejrzliwie spojrzeli na mnie.

— Dziękujemy. — Powiedział Dae-su. — RATUJESZ NAM ŻYCIE! JESZCZE CHWILA I BYM UMARŁ Z GŁODU! — Pierwszy napadł na batony. Usiadłam obok On-Jo. Objęłam ja ramieniem.

— Mogę o coś spytać?

— Tak?

— Pomożesz mi szukać pewnej rzeczy?

— Jaka to rzecz?

— To.... Trochę skomplikowane... Mam nadzieję, ze mnie nie wyśmiejesz... Dzień przed pandemią, przyszłam tutaj ze swoim przyjacielem. I zgubiłam swoją gumkę do włosów. Dostałam ją od niego. Taka różowa. Tam, na drugim końcu dachu. Proszę, pomóż..

— To nie jest śmieszne. Chodź, pomogę ci. — Poszłyśmy razem na drugi koniec dachu.

— Czekaj chwilę, ja poszukam tam. — Podeszłam do Cheong-san'a. — On-Jo chciała z tobą porozmawiać na osobności. Tam stoi. — Pokazałam palcem miejsce, gdzie była On-Jo. Pobiegł tam, cicho mamrocząc coś pod nosem. Chyba powiedział "dziękuję".

Kiedy dotarł, Gwi-Nam złapał go za gardło. Uniósł do góry, On-Jo wolała o pomoc, wszyscy, w tym i ja, przybiegli. Uśmiechnęłam się delikatnie. Wszyscy to zauważyli.

— Ej! Ty nas tutaj zawołałaś! — Krzyknęła przerażona On-Jo. Nam-Ra wypchnęła Gwi-Nam'a. W ostatniej chwili złapała spadającego z dachu Cheong-san'a. Dyszący chłopak opadł na ziemię.

— Ej! — Popchnęła mnie On-jo na ziemię. — To ty nas tam zawołałaś! Uśmiechnęłaś się, prawda!?

— N-Nie, j-ja...

— Kłamiesz! — Powiedziała. — Najlepiej wynos się stąd! Przynosisz nam pecha!

— Zaplanowałaś to z nim! —Powiedzial Cheong-san. Body-su odepchnął go na ziemię.

— Zamknijcie się wszyscy! — Krzyknął Body-su. Spojrzał na mnie. — Ona nam podarowała jedzenie! Dae-su, przecież się cieszyłeś?! Uratowała nam życie! Ona nam to potwierdzi! Prawda, Song-i? Ty... Nic nie zrobiłaś, prawda? Song-i, prawda?! — Wciąż milczałam. Zamarł w bezruchu. Krótkowłosa zakryła twarz dłońmi.

— A ja myślałam, że się zaprzyjaźnimy. — Powiedziała pod nosem On-jo. — Zdrajczyni...! CHOLERNA ZDRAJCZYNI! — Krzyknęła.

— Dobra, idę! Nie potrzebuję nikogo z was! Jesteście mi niepotrzebni! Po prostu niepotrzebni... — Ruszyłam w stronę drzwi. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Tym razem naprawdę. Pociągnęłam nosem. Wyszłam i zatrzasnęłam głośno drzwi. Zbieglam po schodach. Słyszałam za sobą tylko głos Body-su.

— STÓJ! POCZEKAJ! — Nie słuchałam. Wybiegłam na dwór. Odpadłam na kolana. Zombie pobiegły automatycznie w moją stronę. Skoczył na mnie jeden z nich. Wciąż płakałam. Zacisnęłam mocno powieki i przegryzłam wargi.

[ * * * ]

Pov. Nikt/Narrator

— Song-i! — Powiedział nauczyciel. — Widzimy się po lekcjach. — Trzynasto-latka pokiwała głową. Usiadła z powrotem. Bała się. Strasznie się bała. Myślała, że znowu zostanie ukarana za najmniejszy czyn. Bo to właśnie on ją karał za najmniejsze winy.

— Witaj, Song-i. Śliczna, jak zawsze. — Uśmiechnął się szeroko nauczyciel. Zamknął drzwi.

— D-Dlaczego p-pan z-zamyka d-drzwi?

— Żeby nikt nam nie przeszkodził. — Zdjął marynarkę. Wiedziała już, o co chodzi. Wiedziała, co się stanie.

* * *

Zombie jej nie zjadły. Gwi-nam je odepchnął na boki. Zabił paręnaście z nich.

— A tobie co? — Zaśmiał się. — Mogłaś umrzeć, straciłaś przytomność.. Jakie szczęście, że pojawiłem się na czas, bo by wtedy... — Po jej policzkach spływała masa łez. Bez dłuższego myślenia wtuliła się w niego. — Co się stało? — Milczała.

Nie chciała nic powiedzieć. Znów jej się to przypomniało...

— Jestem zmęczona. — Zalkala głośno. Pociągnęła nosem. On natomiast pogładził ją z czułością po włosach. — Nie dam już rady.

— Dlaczego...? — Znów cisza.. — Dobra. Nie musisz się dzielić uczuciami. To tylko i wyłącznie twoja decyzja. — Nie zwracała uwagi na zombiaki wokół, które sprawnie odpychał na boki. Teraz liczył się dla niej tylko on. Bo to on ją akceptował taką, jaką była. To on sprawiał, że na twarzy miała uśmiech, o który było trudno.

-----------------------------------------

TO ICH PIERWSZA SCENA OMG OMG OMG

Jutro piątek, piąteczek, piątunio... ❤️

Do zobaczyska najprawdopodobniej w weekend.

Wstawiam rozdział bo jak wrócę ze szkoły, to pewnie zapomnę xd

Miłej nocy <3333

Ja idę spać bo jutro nie wstanę. 

Każdego dnia, myśląc, że... | Gwi-Nam x Female OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz