Rozdział 11 - Sala Gimnastyczna

251 19 14
                                    

Minęły już około trzy, cztery dni od naszej bliższej znajomości. Ja i Gwi-Nam się polubiliśmy. W końcu znaleźliśmy wspólny język. Uwielbia takie same filmy, co ja, nie uczy się najlepiej, i nienawidzi mieć przyjaciół. Liczy się dla niego tylko miłość. Tak samo, jak dla mnie. Rodzina i miłość życia. Tylko tyle.

Jego plan na nasze nieszczęście, się nie powiódł. Okazało się, że jedna z dziewczyn jest zombie. Dlatego nie mógł wygrać. Nie spodziewał się takiego zwrotu akcji.

Właśnie szłam z nim na salę gimnastyczną. Wciąż szukaliśmy Cheong-san'a, który nie nabrał się na mój plan. Albo może dlatego, iż Gwi-nam nie dał rady z tamtą laską? Zaśmiałam się, widząc jego wściekłą minę.

— Co tak się szczerzysz? — Zapytał i się ledwo zauważalnie uśmiechnął.

— A, tak bez powodu.

— Bez powodu? A może się we mnie odurzyłaś?

— J-Ja?! No co ty! — Popchnęła go. — Przestań mnie zawstydzać! To nie jest śmieszne! To, co mówisz, jest strasznie żenujące.

— Napewno? Pff..!

— Jakie "pff..!"? Mam rację. Nie jesteś w moim typie.

— Haha, dobra, zmieńmy temat. Hm.. Znajdę ci jakąś ksywkę... — Złapał się za podbródek. — Trzeba coś wymyślić.

— Na ciebie mogę mówić "silny idiota".

— Chyba nie wiesz, co to oznacza przystojny chłopak..!

— A właśnie, że wiem.

— Tak, bo ty wiesz, że... — Zaczął, ale po chwili umilknął. Położył mi palec na ustach. — Ciii.. Chyba kogoś słyszę. — Weszliśmy. Był tam nieznajomy mi chłopak z łukiem i strzałami w dłoni.

— Kim jesteś? — Zapytał łucznik.

— Gdzie Cheong-san? — Od razu zapytał. Widać, nie owijać w bawełnę, tak samo, jak ja.

— Kto?

— Cheong-san. — Rozejrzał się po całej sali.

— Nie znam go.

— Song-i, poczekaj na dworze. Będę musiał się unieść do przemocy.  — Szepnął mi na ucho. Posłusznie wyszłam. Za sobą usłyszałam jeszcze jego pytanie. — Czy jesteś głodny?

— Słucham?

— Zapytałem, czy jesteś głodny.

— N-Nie... — Szybko wybiegłam, ponieważ dobrze wiedziałam, dlaczego się tak pyta.

Usiadłam na schodkach. Rozejrzałam się. Zombie gdzieś pobiegły. Przechyliłam głowę na bok z zaciekawieniem. Zdziwiło mnie to, że do mnie nie biegły. Przyjrzałam się dokładniej. Biegły na boisko do grania w tenisa. Wstałam gwałtownie.

— Gwi-nam! — Wyszedł z sali gimnastycznej. Podszedł.

— No, co tam?

— Patrz. — Pokazałam głową na przód.

— Idziemy tam. — Pokręciłam głową.

— Dobrze. Tam napewno jest Cheong-san. I pewnie reszta. — Zaśmiałam się, idąc z nim. — Pewnie.. Będą go bronić. To ich przyjaciel... — Wyszeptałam ze smutkiem. Oni mnie już nie lubią.

— No i? Niech się szykują. Nie będzie litości. Chciałem go tylko zabić, ale jeśli chociaż spróbują mu pomóc, zabiję ich. Co do jednego. — Jego głos brzmiał cholernie wściekle i poważnie. Wiedziałam, że nie żartuje. Napewno nie przeżyją tego.

Otworzyłam na chwilę usta. Potem szybko je zamknęłam. Odwróciłam wzrok. Chciałam go o coś poprosić. Ale gula w gardle w ogóle mi na to nie pozwalała.

— Tak? Co chcesz, Kim?

— Przysięgasz mi coś, Gwi-nam? Nie chcę tym razem żartować. Pytam na serio.

— Jasne, ale zależy, o co chodzi.

— Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz. — Zadziwiła go ta prośba. Zaśmiał się.

— Ja nie zamierzam się nigdzie wybierać, przecież wiesz. — Przez resztę drogi szliśmy w niezręcznej ciszy.

---------------------

Miłego weekendu skarby ❤️❤️❤️

Każdego dnia, myśląc, że... | Gwi-Nam x Female OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz