Akademia Cross (Część Czwarta)

792 58 15
                                    

***Ranek***
*P.O.V. Kagome*

BEEP! BEEP! BEEP! BE-! CRASH! - Moja ręka uderzyła w budzik roztrzaskując go na kawałki. Usłyszałam śpiew ptaków i spojrzałam na zegar ścienny wiszący nad komodą. Była 6.00. Wstałam wzięłam mundurek i poszłam do łazienki. Po przygotowaniu kąpieli weszłam do wanny. Zanurzyłam w gorącej wodzie całe swe ciało i rozluźniłam się. Myślałam o wszystkim, co się do tej pory wydarzyło. Ciekawe, czy Zero się zgodzi... Mimo, iż kochałam długie i relaksujące kąpiele wciąż nie mogłam pozbyć się tego złego przeczucia... Westchnęłam i wychodząc otuliłam się puszystym, miękkim, białym ręcznikiem. Gdy byłam już całkowicie sucha, ubrałam się w swój nowy mundurek. Składał się on z białej koszuli, czerwonego krawatu, czarno-białej marynarki i spódnicy tego samego koloru do połowy uda. Do tego czarne prawdopodobnie bawełniane skarpetki za kolano, czarne buty i dwie opaski. Brązową z czerwonym krzyżem założyłam na ramię, jako znak prefekta. Drugą, czarną z czerwoną kokardką umieściłam na prawym udzie tuż pod spódnicą. Tam też umieściłam moją srebrną broń. Była ona dość nowoczesna z wygrawerowaną na boku srebrną różą. Podobno na całym świecie istnieją takie tylko dwie. Są to bliźniacze bronie i - według legend, w które nie wierzę - osoby, które je posiadają są złączone przez przeznaczenie. Nie wiadomo, czy to dobrze, czy źle. Ale jedno jest pewne. Te dwie osoby muszą się ze sobą prędzej, czy później spotkać. Nie wierzę w te kłamstwa. Ale kto to wie... Życie to pasmo zagadek. Rozczesałam włosy i zebrałam je w luźny warkocz związany czerwoną kokardką, która doskonale pasowała do pasemek we włosach. Sprawdziłam, czy wszystkie moje kolczyki są na swoich miejscach. Na prawym uchu u góry dwie srebrne obręcze, a na dole srebrny krzyż. Na lewym zamiast krzyża były dwie srebrne obręcze, a na górze tylko jedna. Idealnie. Może niektórzy uznają, że jestem zakolczykowana, ale ja lubię siebie taką, jaka jestem. Bransoletkę z "urokami" zapięłam na prawy nadgarstek. Nałożyłam srebrny cień do powiek i czarny eyeliner, by podkreślić oczy. Teraz tylko błyszczyk i gotowe. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę... - krzyknęłam wychodząc z łazienki. Drzwi powoli się otworzyły.
- Witaj, Kagome... - powiedział chłopak z małym, lecz szczerym uśmiechem na ustach.
- Witaj Zero. Miło cię znowu widzieć. Co tu robisz? - Uśmiechnęła się lekko.
- Zastanawiałem się... - przerwał i lekko się zarumienił.
- Tak Zero? - starałam się go zachęcić do mówienia.
- Czy mógłbym cię odprowadzić do klasy, skoro i tak mamy razem lekcję? A później może pokazał bym ci szkołę i okolicę... - jego twarz przypominała teraz dojrzałego pomidora.
- Oczywiście... Bardzo chętnie. Będziemy mogli się lepiej poznać. - Podniosłam z krzesła plecak i zarzuciłam go na ramię. Wyszliśmy z pokoju. Zamknęłam go na klucz. Po schowaniu go do kieszeni marynarki, Zero złapał mnie za nadgarstek i delikatnie pociągnął do klasy. Zarumieniłam się delikatnie. Nie byłam przyzwyczajona do takiego dotykania innych. Przecież nie dotknęła nikogo od ponad dziesięciu lat inaczej niż w walce. Ten dotyk bardzo różnił się od tamtego. Był pełen miłości, delikatności i ciepła. Tego mi właśnie brakowało. Poczułam coś, jak... Szczęście. Spojrzalam na chłopaka, a później na nadgarstek, za który wciąż mnie trzymał. Zero... Co ty ze mną robisz?
Uśmiechnęłam się lekko. Ty naprawdę mnie zmieniasz. A przecież znam cię niespełna dwa dni. Gdy wyszliśmy do auli on wciąż trzymał mnie za rękę. Uczniowie dziwnie się na nas patrzyli... Jakby ze zdziwieniem, ale i przerażeniem.
- Zero?
- Hmm...
- Czy mógłbyś puścić moją dłoń?
- Hm? Och... Tak, przepraszam... - zarumienił się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Zachichotałam, w tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Lekcja się rozpoczęła, a profesor zabrał głos.
- Uwaga wszyscy! Uwaga! Mamy nowego ucznia w klasie. Bądźcie dla niej mili. Przedstaw się, proszę...
Skłoniłam się lekko w stronę klasy, gdyż nakazywała to nasza kultura, a ja nie chciałam wyjść na niewychowanego gbura.
- Kon'nichiwa, watashi wa Kagome, jo. (tzn. Witam, nazywam się/jestem Kagome)
Po klasie niemal natychmiast rozległy się szmery, typu:
"Ona jest taka piękna."
"Dlaczego nie jest w klasie nocnej, tam wszyscy są nienaturalnie piękni."
"Ciekawe, czy jak poproszę, to zostanie moją dziewczyną."
"Mam nadzieję, że nie ma chłopaka."
Miałam niepochamowaną ochotę przewrócić oczami. Czy istoty ludzkie naprawdę myślą tylko o tym, żeby zdobyć partnera? Czy oni naprawdę zwracają uwagę tylko na wygląd? A co z charakterem? Czy on już nic Noe znaczy? Jeśli to się nie zmieni, to ten świat naprawdę nie ma przyszłości. Szmery ucichły, gdy nauczyciel powiedział, żebym wybrała sobie miejsce. Powoli skierowałam się w stronę Zera. Juz wczesniej zauważyłam, że wszystkie miejsca wokół niego są puste.
- Przepraszam. Czy tu jest wolne? - zapytałam z grzeczności. Spojrzał na mnie zmieszany. Biedak. Pewnie nie ma tu zbyt wielu przyjaciół, przez te swoje napady złości.
- T-tak... - odpowiedział. Obdarzyłam go jednym z moich delikatnych uśmiechów. Chłopak go odwzajemnił. Zorientowałam się, że cała klasa włącznie z nauczycielem wpatrywała się w nas z widocznym niedowierzaniem. Nie dziwię im się. Znam Zero bardzo krótko, ale wiem, że on prawie nigdy nie okazuje uczuć. Jednak jedna osoba - jeśli nie liczyć wszystkich chłopców (ich intelekt nie wskazywał na to, że można ich nazwać mężczyznami) - patrzyła na to z ogromną złością i nienawiścią. Chyba nikt poza mną i Zero tego nie zauważył. To znaczy myślę, że on też to zauważył. Nie jestem tego pewna. Nie chcę czytać mu w myślach. Może później go o to zapytam. Sama nie wiem.

***Wieczór***

Wszyscy uczniowie oprócz mnie i mojego nowego... Przyjaciela (aka. Zero) opuścili już aulę i udali się przed akademik klasy nocnej, by móc ich zobaczyć. Powiało fanatyzmem... Ale cóż, nie mam prawa ich oceniać. Wraz z Zerem udałam się w stronę wyjścia. On wciąż spoglądał na mnie kątem oka. Ciekawe dlaczego.
- Czy mam coś na twarzy? - zapytałam z pokerową twarzą, wciąż patrząc w przestrzeń. Zmieszał się. Wyraźnie widziałam, że chce mi coś powiedzieć.
- Nie, to tylko... Czy moglibyśmy nie mówić nikomu o... No wiesz... O "nas"... Przynajmniej, narazie. Dopóki nie podejmę ostatecznej decyzji. - strasznie się jąkał. Mówienie o tym jest dla niego chyba... Krępujące? Nie, niby dlaczego... Chociaż, gdyby się tak zastanowić, to stracił rodziców, gdy był mały, a jego brat przepadł bez śladu... Od dawna nie miał nikogo. Kaien się nie liczy. On jest inny. Nie rozumie, co Zero czół wtedy i co nadal czuje. Ja potrafię go zrozumieć. Przeżyłam to co on. Może nie DOKŁADNIE to samo, ale coś podobnego. Tak jak on wszystkich straciłam. Ale ich odzyskam. Odzyskam, gdy tylko wykonam powierzoną mi misję. Dam sobie radę. Muszę.
- Niebardzo rozumiem, dlaczego, ale jeśli tego właśnie chcesz, to niech tak będzie...
- Dziękuję. - odpowiedział. Znów złapał mnie za rękę. Uśmiechnął się delikatnie. Moja głowa gwałtownie zwróciła się w jego stronę. Patrzyłam zaskoczona w jego oczy. Stał tam, przede mną, patrząc na mnie z braterską miłością i szczęściem. Uśmiechnęłam się delikatnie i ścisnęłam jego dłoń. Udaliśmy się do Akademika Słońca, gdzie umiejscowione były pokojedla uczniów klasy dziennej. Zostawiliśmy tam nasze rzeczy. Ruszyliśmy ramię w ramię do Akademika Księżyca, gdzie obecnie znajdowała się klasa nocna. Nagle poczułam napływającą falę bólu głowy. To znów te złe przeczucia. Nie wiem, co ma się stać, ale to stanie się już niedługo. I z całą pewnością nie będzie to nic dobrego.

Book 1: VampiresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz