Cóż minęło już pięć dni od tamtej akcji w Vanessa Bell.
Codziennie jeździliśmy na jakieś polowania. Mówiąc szczerze, nie wiem jak, ale mi to pomagało...
Przeliczyłam, że jestem u Matty'ego od tygodnia. Powoli planowałam stąd wyruszać i jechać zabić tych gnojków, Juana i Jonathana...
Był to dzień w którym planowałam wyruszyć, do San Perito, ponieważ South Yountea z nim graniczyło.
Piłam właśnie poranną kawę jak zwykle, siedząc obok Beckhama, na ganku.
- Już jedziesz? - zapytał mnie.
- Tak. Jestem dla Was tylko obciążeniem... - odpowiedziałam, biorąc łyk kawy. - Wypiję tylko ta kawę i wyruszę...
- Dobrze, Sadie... - Powiedział poprawiając kapelusz. - Mimo wszystko dobrze było Cię poznać...
- Ciebie też - oznajmiłam. - Tą twoją Gwen, Jacka i Emmę. Nawet tego cichego Edda polubiłam... Poza tym... gdzie oni wszyscy są?
- W mieście... - odpowiedział Matt. - Pojechali zrobić małe zakupy i kupić amunicję do polowań.
- No dobra - wstałam wypijając całą kawę. - Ruszam. Dzięki za wszystko...
- Nie ma za co, Sadie Adler - podaliśmy sobie dłonie. - Miłej drogi!
- Dziękuję - dodałam wsiadając na konia i odjeżdżając w kierunku San Perito.
Po drodze myślałam o tych podłych sukinsynach, Juanie i Jonathanie...
Wtem urwały mi się myśli, gdyż przede mną nadjechał wóz kierowany przez Emmę Beckham. Była zdesperowana.- Sadie! - krzyknął Jack.
- Co się stało? - spytałam, gdy zatrzymali wóz.
- Jakiś mężczyzna porwał naszą matkę Gwen i Edda w Vanessa Bell! - powiedziała mi, trzęsąc się.
- Gdzie jest Jack? - zapytałam poddenerwowana.
- Z tyłu - powiedziała Emma wskazując na tył wozu. Leżał tam ranny Jack.
- Dobra. Jedź do swojego ojca, ja jadę się z nim rozprawić! - ruszyłam galopem w kierunku miasteczka.
Poddenerwowana udarzałam rytmicznie lejcami mego konia. Po jakichś dwóch minutach jazdy, dotarłam do miasta. Wyciągnęłam rewolwer i odbezpieczając go schowałam się za pierwszym lepszyn budynkiem.
Całe miasto było opustoszałe. W Jego centrali stało siedmiu mężczyzn i związani Gwen i Edd.
- Myślisz, że te dzieciaki poinformują Matta? - zapytał jeden zamaskowany banita.
- Jestem w 100% pewny - odpowiedział ich tak jakby szef. - W końcu zapłaci za to co mi zrobił w 81...
- Przez ta zadymę pięć dni temu się o nim dowiedzieliśmy. Jeżeli tu przyjedzie, nie możemy pudłować. To jedyna szansa...
- Gdy go zabiję - powiedział ich szef. - Wracamy do El Paso...
- Jasne, Marcus - powiedział do szefa, zamaskowany bandzior. - Z przyjemnością...
- Z przyjemnością... - wyszłam zza budynku, idąc w ich kierunku. - To was wszystko wymorduję w skurwysyny!
- To ten cały Beckham jest kobietą? - wszyscy zdziwili się na mój widok.
- Nie to pewnie jego kochanka, czy coś - odezwał się ich szef. - Wicker! Bierzemy tych dwoje!
Gdy dwójka banitów zabrała Gwen i Edda, po czym wprowadziła ich do wozu, ja zabiłem już jednego z pięciu wojowników.
Potem drugi, przy strzelaninie z nim, dostałam w brzuch i musiałam się gdzieś schować. Jak na tylko siedmiu mężczyzn to dawali mi radę...
Gdy zabiłam już drugiego. Trzeci trafił mnie w ramię. Przez to musiałam schować się do sklepu rusznikarza.
Wzięłam butelkę whisky i polałam sobie nią ranę. Potem wzięłam parę dynamitów i strzelbę tłokową, po czym schowałam się za ladą.
Ci goście dalej strzelali w okna i ściany. W niektórych miejscach były porządne dziury. W pewnym momencie ci dranie wrzucił dynamit do środka i musiałam uciec tylnymi drzwiami...
Budynek wybuchł z hukiem. Odłamki leciały na lewo i prawo...
Wtem i ja rzuciłam dynamit do tych trzech wrogów zginęło tylko dwóch.
Więc zostało ich dwóch, bo do akcji dołączył Wicker.Dostałam trzy razy w konfrontacji z Wickerem, ale w końcu go zabiłam.
Ruszyłam do wozu gdzie była Gwen i Edd. Chłopak był strasznie wystraszony...
Nagle zaskoczył mnie szef tych wszystkich głupków, który załatwiłam
Przyłożył mi spluwę do głowy. Podniosłam ręce do góry.- Niezła jesteś - powiedział do mnie. - ci wszyscy których zabiłaś, byli legendami. Mam ich więcej...
- Kim ty do cholery jesteś? - zapytałam.
- Marcus Thompson - odpowiedział. - Gang LaSaca, zabił moją rodzinę w 81 podczas napadu na pociąg... przyrzekłem sobie zabić wszystkich członków tej grupy... gdy usłyszałem, że został tylko Beckham postanowiłem go odnaleźć.
- Mogę się założyć, że pokonał Cię w pojedynku, tak jak twoich kolegów...
- Wiesz do kogo będziesz mierzyć? - zapytał mnie. - Prawo szuka mnie prawie na całym kontynecie... Jestem uważany za zmarłego w moich stronach...
- W dupie to mam - oznajmiłam. - Chcę to zrobić.
- Jak chcesz...
Oddaliliśmy się o 5 kroków do tyłu. Marcus schował broń do kabury, ja również. Patrząc sobie w oczy, czekaliśmy na odpowiedni moment, by strzelić...
Strzał. Moje ciało przeszły nagły ból...
Padłam na kolana, rewolwer wypadł z mojej dłoni...Mężczyzna podszedł do mnie powoli.
Zapalił jakieś cygaro, gdy schował swój rewolwer.- Gdy Beckham Cię znajdzie... powiedz mu, że czekam w Valentine...
Po czym odszedł. Usłyszałam głos odjeżdżającego wozu. Zamknęłam oczy i straciłam przytomność
![](https://img.wattpad.com/cover/285894886-288-k689896.jpg)
CZYTASZ
Sᴀᴅɪᴇ Aᴅʟᴇʀ - Mśᴄɪᴄɪᴇʟᴋᴀ / Red Dead Redemption
Fanfiction𝐑𝐨𝐤 𝟏𝟗𝟎𝟐 Sadie Adler wyrusza na północ by zemścić się na dwóch bandytach - Jonathanie McCallu i Juanie Hernándezie, lecz najpierw musi komuś pomóc... 🕧Rozpoczęcie i Zakończenie🕧 𝐒𝐭𝐚𝐫𝐭: 𝟎𝟗.𝟎𝟑.𝟐𝟎𝟐𝟐 𝐊𝐨𝐧𝐢𝐞𝐜: 𝟐𝟗.𝟎𝟑.𝟐𝟎𝟐�...