Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 7

10 9 17
                                    

Wypiłam łyk whisky, założyłam kapelusz i ruszyłam za resztą...

Czekali już na koniach, przed Saloonem, by ruszyć do Valentine...

Matt Beckham, Jack I Emma Beckham, Marco Van Winkle, Mason Cash, James Morgan oraz ja ruszyliśmy do Nowego Hanoveru...

- Dobra - zaczął Matt, gdy wyruszyliśmy z Blackwater. - Plan jest taki, ja z Panią Adler wejdziemy do miasta przez główną drogę, zwrócimy na siebie uwagę pod czas gdy wy nagle wkraczacie do akcji.

- Na 100% ten cały Marcus i twoja żona siedzą w Biurze Szeryfa - powiedział Mason. - Mam nadzieję, że nie potrzebny nam będzie większy kaliber...

- Nie. Załatwimy to po staremu... - Powiedział Matt. - Uznajmy to za koniec pewnej ery...

Byliśmy już w Heartlands, kiedy Marco i Mason odłączyli się od naszego szyku... chyba Matt się z nimi na coś umówił.

Podjechałem bliżej Beckhama, zapaliłem papierosa i zapytałam go o to.

- Gdzie oni odjechali?

- Jadą ogarnąć sytuację... - odpowiedział. - Tak zwany "rekonesans"...

- Jasne... - odpowiedziałam.

Gdy dojechaliśmy razem na wysokie wzgórze, nieopodal Valentine, zasiedli z konia i ruszyli do Marco i Masona, którzy już obserwowali sytuację przez lornetki. Przy okazji rozpoczęła się niezła wichura...

Położyliśmy się obok nich i również zaczęliśmy patrzeć przez lornetki.

- Więc... - zaczął Mason. - Gwen ma problem, Matty...

- Co? - zapytał poddenerwowany.

- Wkładają ją do wozu, stoi przed biurem szeryfa, przyjrzyj im się...

Spojrzyliśmy na ten powóz. Siedział na nim uzbrojony woźnica, obok niego palący papierosa pomocnik.
Obok pojazdu czekało dziesięciu mężczyzn.

Wtem z biura szeryfa wyszedł ten cały Marcus z Gwen na plecach. Wsadził ją do wozu i wrócił do budynku.

Wóz po chwili ruszył w kierunku południowego-wschodu...

- Cholera - skomentował Matt i spojrzał na Masona, Jacka i Emmę. - Jedźcie po nią...

- A co z wami? - zapytał Jack.

- Poradzimy sobie - Matt wstał i ruszył do konia, Marco i ja za nim. - Proszę... załatwię to z tym cholernym Thompsonem tylko z panią Adler i panem Van Winkle, synu...

- A co jeżeli zginiesz? - zapytała bo Emma. - Sam mówiłeś, że oni są na tym samym poziomie co my wszyscy!

- Jedźcie już... - westchnął Matt i wsiadł na konia. Po chwili Jack, Emma i Mason wsiedli na konie, po czym ruszyli za wozem, w ciszy. - No dobra... ruszajmy...

Marco i ja wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy za Mattem do Valentine. Trzeba przyznać, że pomimo wieku Marco dobrze się trzymał...

Zjechaliśmy z zbocza, Matt mocno trzymał lejce, widać było że był zdenerwowany.

Podjechaliśmy pod stację kolejową, zatrzymaliśmy konie, po czym Matt odezwał się do jednego z strażników który stał przy Stacji.

- Chcę rozmawiać z Marcusem Thompsonem...

- Jesteś Matthew Peter Beckham? - zapytał go strażnik.

- Tak to ja... - Powiedział.

- A ci za Tobą? - dopytał. - Jak mają na imię?

- Sadie Adler i Marco Van Winkle - oznajmił Matt i wjechaliśmy do Valentine.

- Dobrze... - Powiedział Strażnik i zapalił papierosa. - Czeka w Saloonie...

Wszyscy z tych bandytów dziwnie na nas patrzyli, trzymali broń w ręku i byli gotowi do wszystkiego...

Błysk strzelił gdzieś w oddali, wicher bawił się drzewami, a pioruny tańczyły na niebie. Wiatr stawał się coraz silniejszy, poruszał naszą adrenalinę i skupienie...

Zatrzymaliśmy się przed tawerną, nawiązaliśmy konie do słupków i weszliśmy do budynku.

W środku przy stoliku w rogu siedział Marcus Thompson, miał szary stylowy
kapelusz, szary płaszcz i białą koszulę pod spodem, wąsa i stylizowaną lekką brodę. Na jego twarzy było parę zmarszczek, miał z pięćdziesiąt lat...

- Witaj, Matt... - Powiedział Marcus paląc cygaro. - Dobrze Cię widzieć...

- Ciebie również Thompson... - odpowiedział Beckham.

- Pewnie zastanawiasz się, po co do cholery to robię prawda? - zapytał go rewolwerowiec. Gdy Matt kiwnął głową, Marcus dodał. - Otóż... pamiętasz może napad na pociąg w 1881?

- To było... dwadzieścia jeden lat temu... - Powiedział Matt. - Pamiętam, tak jakby...

- Jechałem tym pociągiem... - Marcus wstał od stołu. - Z moja żoną Elizabeth, małą córeczką i dwoma synami Joe'go i Carla. Przyszliście z tym swoim cholerny Gangiem LaSacai zrujnowaliście mi całe życie... tylko ja i Joe przeżyliśmy... ale jak się później okazało... w 86... zabiłeś go w pojedynku... kojarzysz szybkiego Joe'go?

- Cholera... - Matt podszedł do Marcusa bliżej. - Pamiętam...

- Zabiłeś mojego syna, zabiłeś całą moja rodzinę! - krzyknął Marcus. - Przyrzekłem, że zabije was wszystkich... gdy dowiedziałem się, że cały gang LaSaca oprócz Matta Beckhama nie żyje... postanowiłem Cię odszukać...

- Współczuję Ci przyjacielu... - Powiedział Matt. - Mam nadzieję, że mi to kiedyś wybaczysz...

- Nigdy... - rzekł Thompson. - Nigdy!

Marcus wyjął szybko rewolwery i zaczął do nas strzelać, rzucając się za ladę...

Matt został draśnięty i schował się za stołem. Nam z Marco kazał ogarnąć sytuację z Eddem...

Gdy wyszliśmy tylko z Saloonu... zaczęli do nas strzelać, my wraz z Marco do nich...

Zabiliśmy łącznie pięciu, w pierwszych minutach strzelaniny. Schowaliśmy się za wozem, który stał przed Saloonem bez żadnego celu i zabijalismy dalej tych bandytów.

Przy okazji Matt dostał porządniej, w ramię i Marcus uciekł z Saloonu tylnym wyjściem.

Oddaliśmy trzy strzały wraz z Marco w kierunku nadjeżdżajacych na koniach bandytów. Wszystkie okazały się celne...

Gdy trochę ucichłi ruszyliśmy do biura szeryfa wraz z Mattem, tylko, że Matt ruszył tylnym wejściem...

Weszliśmy do środka na trzy dwa jeden...

Siedem strzałów. "Szeryf" upadł na ziemię martwy tak jak jego zastępcy, lecz za nim to zrobił oddał ostatni strzał siódmy w kierunku Edda....

Chłopak padł na ziemię tracąc przy tym życie...

- Cholera! Nie! Nie! - krzyknął Matt podbiegając do ciała Edda. - Nie!

Łzy leciały mu po policzkach, zmywając kurz i pył. Matt przytulił do siebie martwego Edda i dalej płakał.

Ja i Marco staliśmy i patrzyliśmy na Mattego oraz Edda leżącego po środku budynku...

- Przykro mi, Matt - powiedziałam i usiadłam na krześle patrząc co dzieje się na zewnątrz...

Wtem otoczyła nas kawaleria bandytów. Na ich czele był nikt inny jak Marcus... wszyscy celowali w budynek...

- Teraz już wiesz jak to stracić kogoś bliskiego? - zapytał Matta. Gdy Beckham usłyszał jego głos, wytarł łzy
i wyciągnął rewolwer z kabury, po czym podszedł do wyjścia. - Tylko, że ja... straciłem rodzinę którą naprawdę kochałem... ty narazie straciłeś chłopczyka, którego próbowałeś nauczyć jak żyć....

Sᴀᴅɪᴇ Aᴅʟᴇʀ - Mśᴄɪᴄɪᴇʟᴋᴀ / Red Dead Redemption Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz