Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 9

10 9 25
                                    

Wpatrzona w wychodzących z budynku ludzi McCalla, paliłam papierosa.

Byłam w Strawberry. Od pewnego czasu tak jakby śledziłam ludzi z gangu The Snow Twins. W ich składzie był między innymi Richard, któremu jest winna kapelusz.

Wychodzili właśnie ze sklepu wielobranżowgo, z najprawdopodobniej haraczem, ponieważ gdy wychodzili, przeliczali gotówkę. Wtedy ruszyłam...

- Ej ty! - odezwałam do Ricka. - Pamiętasz mnie, Jackson?

- O cholera! - krzyknął gdy mnie zobaczył, chwytając za rewolwer. - Sadie! Nie powinnaś gryźć piach?

- Nie jeszcze żyje! - oznajmiłam, wyjmując rewolwer. - I nie zamierzam umierać...

Strzeliłam w rewolwery kumplów Ricka, gdy pozbawiłam ich broni, wystrzeliłam rewolwer Jacksonowi.

Niestety odstrzeliłam mu rękę...

- Cholera! - krzyknął z bólu. - Kurwa!!

- Zamknij się Rick... - przywaliłam mu z całej siły tak że wylądował na ziemi, chyba nawet przy okazji wybiłam mi trzonowca. - Całe miasto słyszy... - spojrzałam się na kolegów Ricka. Gdy ujrzeli mój wzrok, pouciekali.

- Wy zdrajcy! - Krzyknął Jackson. - Gdy Jonathan się dowie to...

- Tak przy okazji... - rozciągnęłam pięści. - Gdzie jest pan McCall?

- Pocałuj się w dupę, Adler... - Powiedział chcąc wstać z ziemi, wtedy położyłam mu nogę na plecach, przez co nie mógł już wstać.

- Słuchaj... nie chcesz wiedzieć co robię z ludźmi, którzy się mnie nie słuchają... - odpowiedziałam. - Dam ci szansę. Jeżeli powiesz gdzie jest McCall, to wrzucę Cię do paki... jak nie... powieszę cię na szubienicy...

- Wal się Adler!

- Ale za nim to zrobię - dokończyłam. - Złamię ci wszystkie kończyny jakie masz...

- Nie boję się Ciebie! - krzyknął Jackson. - Myślisz, że jak kłamiesz mi parę kości to... AAAAAA! TY KURWO!!! - Zawył z bólu gdy, wykręciłam mu rękę.

- Gadaj!

- NIGDY! AGRHHH! - krzyknął gdy wykręciłam mu drugą rękę.

- Dobra... - odpowiedziałam. - Wejdźmy na wyższy poziom.

Wzięłam nogę z pleców Ricka, złapałam go za szyję i zatachałam go na szubienicę.

Gdy zawiązałam mu sznur na szyji, zapytałam.

- Gdzie Jest Jonathan McCall?

- Pierdol! Się! - krzyknął na mnie. Wyjęłam rewolwer i uderzyłam go z całej siły w nogę. - Agrch....!

- Zapytam jeszcze raz... - westchnęłam. - Gdzie jest Jonathan McCall?!

Gdy nie odpowiedział, uderzyłam go tak mocno w nogę, że stracił równowagę i zaczął się dusić, przez sznur.

Wyjęłam nóż i przyłożyłam go do sznura.

- Ostatnia szansa...

- Jest w Van Horn! - odpowiedział ledwo mówiąc. - To nasza taka jakby baza zastępcza, ponieważ teraz naszą bazą główną jest Annesburg. Przesiaduje w saloonie, w całym mieście jest pełno ludzi... błagam... przetn...ij

Przeciąłam jednym szybkim ruchem sznur. Rick padł na ziemię.

- Uznaj to jako dar, Richard - powiedziałam do niego. - Powiedziałam szeryfowi, by Tak szybko cię nie zabijał....

- Wal się Adler - odpowiedział Richard.

Zeszłam z szubienicy. Przywołałam konia i ruszyłam do Van Horn...
Dojechałam do tego miasta jeszcze w ten sam dzień. Patrząc z dala, faktycznie miasto te opustoszało. Na latarni stał snajper który wszystko obserwował, obok budynku na pomoście stało paru gości McCalla, na poczcie również. Przed saloonem i ogólnie na całej głównej ulicy stało pare, jak nie paręnaście wozów.

Postanowiłam zająć się snajperem najpierw, żeby mieć pewność, że nie będę walczyła tylko na ziemi.

Ruszyłam do latarni skradając się. Weszłam po drabinie, patrząc na całe Van Horn, myśląc o tym co stało się tutaj w 99. Wraz z Arthurem przyjechaliśmy tutaj po Abigail, poza tym ciekawe co u niej...

Gdy weszłam już na sam szczyt latarni, wyjęłam nóż i zaczaiłam się na snajpera. Gdy go zobaczyłam rzuciłam się na niego i rozciełam mu szyję.

Potem wyrzuciłam karabin przez barierkę i wróciłam na dół.
Wsiadłam na konia i ruszyłam pod Saloon...

Zatrzymałam konia, rozwiązałam to do słupka i wzięłam głęboki wdech i wydech, po czym weszłam do środka.

Światło z okien oświeciło cały budynek wewnątrz. Wszyscy złym wzrokiem spojrzeli na mnie. Postanowiłem rozejrzeć się za McCallem i to zobaczyłam.

- Witaj Jonathan - powiedziałam do niego.

- O cholera! - krzyknął zdziwiony. - Ty... nie powinnaś gryźć piach?!

- To samo powiedział twój kumpel, Rick - skomentowałam. - Spaliliście mi dom, zabiliście psa, teraz ja was zniszczę...

Chwyciłam moje rewolwery i zaczęłam strzelać do wszystkich tu zgromadzonych. McCall zaczął uciekać, ale postrzeliłam to w kostkę, więc uciekał wolniej.

Zabijałem tak i strzelałam, nikt nawet nie zdążył wyjść broni, bo był już martwy.

Gdy zabiłam już wszystkich trzydziestu ludzi McCalla ruszyłam za nim. Ten był już na koniu.

Ruszyłam za nim galopem, wszyscy goście w Van Horn zajęli się bardziej tym, że ktoś właśnie zabił im 30 ludzi, niż tym że właśnie kobieta goni ich szefa...

McCall gonił pociąg na który najprawdopodobniej chciał wskoczyć.
Strzeliłem w jego konia, przez co trochę mu się nie udało wskoczyć do pociągu i prawie z niego wypadł...

Zatrzymałam się i wpatrzona w odjeżdżającą maszynę, ruszyłam do Annesburga...


Sᴀᴅɪᴇ Aᴅʟᴇʀ - Mśᴄɪᴄɪᴇʟᴋᴀ / Red Dead Redemption Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz