Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ 11

9 9 10
                                    

Stukot końskich kopyt stanął. Zeszłam z konia, wraz z trzymaną w moich dłoniach lornetką, położyłam się na ziemi i przyjrzałam się obozowi Hernándeza.

Było pięciu ludzi na zewnątrz. Robili jedzenie pod dachem, skórowali jakieś zwierzę.

Reszta była w środku chat.

Najgorsze było to, że nie wiedziałam ile Juan ma tutaj ludzi. Postanowiłam jeszcze chwilę poczekać i ruszyć.

Po odczekaniu siedmiu minut ruszyłam do Colter, wyjmując karabin Evans. Powoli, najpierw galopem, później trochę zwolniłam przy wjeździe do obozu.

Zatrzymałam konia, zeskoczyłam z siodła i ruszyłam do ataku...
Nawet się nie zorientowali, a już byli martwi...

Potem z chat wychodzili kolejni wrogowie, było dosyć łatwym celem, ponieważ byli... pijani?

Siedemnastu martwych, a ja dalej nie draśnięta. Coś tu chyba nie gra...

Potem zabiłam dwudziestu, ci już trochę strzelali lepiej, jednak nadal ich zabiłam, Więc byłam stanowczo lepsza.

I tak przez jakieś pięć minut zabijałam tych ludzi Hernándeza, aż nie pozostał nikt poza samym Juanem...

Wyszedł z chaty ubrany w puchaty płaszcz, stanął przede mną. Miał trochę zarośniętą brodę, gdy widzieliśmy się ostatnio był ładnie ogolony.

- Sadie Adler... - powiedział patrząc w moje oczy. - To ty zabiłaś Daniela Pendo w Vanessa Bell w South Yountea?

- A jak myślisz? - zapytałam. - Wykończyłam go, tak jak wszystkich twoich skurwysynów. Kojarzysz Richarda Jacksona? Obecnie wisi w Strawberry, a McCalla... cóż już to nie zobaczysz ponieważ leży z dziurą w głowię na środku Annesburga, wraz z swoimi kompanami...

- Ty zdziro - Oznajmił Juan.

- Trzeba było mnie wtedy zostawić w spokoju... - chwyciłam za broń, od ruchowo wystrzeliłam mu rewolwer z ręki, po czym swój schowałam do kabury. - Zrób to po staremu...

Wyciągnęliśmy noże, ja swój pas rzuciłam gdzie w śnieg. Rozciągneliśmy się i ruszyliśmy do ataku.

Szybkim ruchem rozciełam mu łuk brwiowy, a on mi nadgarstek. Trochę bolało, ale on dostał ode mnie coś mocniejszego, chodzi mi tutaj o cios w bok.

On odpowiedział mi cięciem w okolicach klatki piersiowej, ale się wybroniłam i załatwiłam go cięciem w staw łokciowy.

Po chwili on wbił mi nóż w brzuch, ja mu dwa razy w bok i raz w podbrzuszu. Upadliśmy wykończeni na ziemi.

- Cholera - powiedział Juan, leżąc w śniegu.

- Trzeba było... - wstałam podnosząc swój nóż. - Mnie wtedy zostawić...

Rzuciłam się na niego z sztyletem, próbując wbić go mu w klatkę piersiową... po krótkim siłowaniu, udało się i wbiłam mu nóż w klatkę.

- Cholera... - Syknął z bólu. - Jak mogłaś mnie wtedy zdradzić?

- Byłeś wart ponad 10 tysięcy dolarów - rzekłam wyjmując nóż z jego ciała. - To koniec Juan... jakieś ostatnie słowa?

- Do zobaczenia w piekle... - powiedział, patrząc głęboko w moje oczy. - Może to tam Cię załatwię...

- Tylko spróbuj... - sięgnąłam po mój pas z bronią i wyciągnęłam go w Juana. - Żegnaj.

Strzał rozerwał mu głowę, krew niby potok rozprysnęła się po białym śniegu. Juan wpatrzony we mnie, swoimi przepełnionymi szarością oczami, wziął swój ostatni wdech...

Schowałam rewolwer i odeszłam do konia, po czym ruszyłam spowrotem do cywilizacji. Mam nadzieję, że uspokoję się po tej całej sytuacji i co z może zajadę do Matta i rodzinki?

Rok 1907
Epilog

John przytulił mnie ten ostatni raz zanim wsiadłam na konia. Powiedziałem mu wprost w twarz to co id początku chciałam mu powiedzieć.

- John. Masz naprawdę piękne ranczo, wspaniałą żonę, Jacka... Dbaj o nich...

- Zostań Sadie... - zaproponował mi John. - Wybudujesz sobie tutaj dom i...

- Nie, przepraszam John, ale muszę odmówić - stwierdziłam. - Wiedz, że jesteście dla mnie czymś naprawdę ważnym, gdybym was straciła... W tym moim życiu... straciłam zbyt wiele, męża i ranczo które gołymi rękoma zbudowałam, potem was jako gang, który mocno mi pomógł po utracie rancza. Teraz chciałam żyć od nowa, założyć ranczo i przeżyć całe swoje życie w spokoju, ale znowu mi się nie udało... wiedz John, że nigdy nie uciekniesz od przeszłości, ale można odkupić swoje winy... błagam... nią strać tej szansy...

- Wezmę to pod uwagę, Sadie... - odpowiedział, gdy wsiadłam na konia.

- Dbaj o tą całą nore, John! - krzyknęłam odjeżdżając.

- Postaram się! - odpowiedział mi Marston i wrócił do domu.

I tak o to ruszyłam w podróż do Kolumbii....

C.D.N

===============================
Sadie Adler - Mścicielka
================================

===============================Sadie Adler - Mścicielka ================================

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Sᴀᴅɪᴇ Aᴅʟᴇʀ - Mśᴄɪᴄɪᴇʟᴋᴀ / Red Dead Redemption Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz