ROZDZIAŁ SIÓDMY

749 71 31
                                    



#dylogiainsomnia na Twitterze

W pomieszczeniu było niebywale duszno. Nigdy nie byłabym w stanie zapomnieć tych podmuchów ciepła, omiatających moją twarz w dosłownie każdym zakątku sali. Raz po raz brałam głębokie hausty powietrza, aby zapobiec niepotrzebnemu ściskowi w gardle, choć przez cały ten czas wyczuwałam na sobie spojrzenia obcych ludzi. Sunęli wzrokiem po mym ciele, uważnie badając każdy zakamarek odkrytej skóry. Tej nocy ubrałam się jedynie w skąpą sukienkę w odcieniu różowym oraz niebotycznie wysokie obcasy. Niewiele brakowało do tego, abym niejednokrotnie potknęła się o własne stopy, lecz zawsze wychodziłam z tych nieprzyjemnych sytuacji z gracją.

Alkohol palił przełyk w jeden z tych dobrze znanych mi sposobów, gdy tylko dostawałam chwilę przerwy. Nie byłabym w stanie funkcjonować na trzeźwo. Nie dziś. Nie w dniu, gdy wszystko, dosłownie każdy element mojego życia rozpadał się na milion małych kawałków. Już i tak zrezygnowałam z małych, białych tabletek, które dane zostało mi w ostatnim czasie dość dobrze poznać.

Neonowe światła omiatały cały budynek. Pot mieszał się ze smrodem fajek, przemykającym przez moje jasne włosy, natomiast ciała zderzały się w tańcu. Nie zwracałam uwagi na innych, choć skanowali mnie lubieżnie, jakbym była ich zabawką, błyszczącym prezentem.

Bo byłam.

Mogli myśleć sobie o mnie, co tylko chcieli. Przecież mnie utrzymywali. Rzucali banknotami, sprawiając, iż miałam za co żyć.

Robili to, bo on nie chciał. Stanowił mój cień. Zjawiał się zawsze, w szczególności wtedy, gdy spadałam na dno, a zdarzało się to często. Obserwował mnie niebywale uważnie.

To jedna z tych rzeczy, za które nienawidziłam Daviana Bancrofta. Przez wiele lat był dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Wskoczyłby dla mnie w ogień. Zabiłby, żebym była szczęśliwa. Poświęciłby dosłownie wszystko i wiedział, że z mojej strony mógłby liczyć na to samo.

Dawniej nikt nie mógł nas rozdzielić. Z czasem jednak przestał iść tuż obok, a stanął za mymi plecami, zmuszając do tego, bym sama obrała ścieżkę, choć doskonale zdawał sobie sprawę z mojego zagubienia. Ślepo stąpałam po rozżarzonym węglu, lecz on nie popychał mnie do przodu. Po prostu kroczył tuż za mną. Robił to nawet wtedy, gdy upadałam, a upadałam wielokrotnie. Z beznamiętnym wyrazem twarzy obserwował każdą porażkę, przyglądał się temu, jak płaczę z bólu. Jak błagam o zaledwie chwilę wytchnienia. Widział mnie w najgorszych momentach. Nie wiedziałam, czy oglądanie mojej porażki sprawiało mu satysfakcję. Nie miałam pojęcia, co siedziało w jego głowie, gdy tak patrzył na brudną, zmizerniałą wersję mojej osoby. Odszedł dopiero, kiedy zeszłam ze sceny. Nie oglądał się za siebie. Po prostu wyszedł.

Byłaś świetna Wesley skinął z uznaniem krótko po tym, jak dotarłam na zaplecze. Strużki potu spływały po moim bladym czole, toteż zamaszystym ruchem przetarłam kropelki.Jesteś tutaj jedną z najlepszych.

Miałam ochotę parsknąć śmiechem.

To dlaczego czuję się jak śmieć?

Na wargi mężczyzny wtargnął pełen politowania uśmiech.

Bo nim jesteś, Crystal.

Tym razem już się nie powstrzymywałam. Nie zdusiłam w sobie salwy śmiechu, silnie napierającej na mój język.

Taka jest prawda kontynuował wpychanie mi do głowy tego całego gówna, jeszcze bardziej niszcząc wszystko to, co i tak wisiało już na cienkim włosku. Jesteś świetna w tym, co robisz. Przykuwasz uwagę ludzi, tańczysz dla nich tak, jak nikt inny, ale wskoczenie w szpilki i wykonanie kilku pokazów nie zmieni faktu, że gdy noc się skończy, a ty wrócisz do domu, dalej będziesz tylko zwykłym śmieciem.

Sweet dreams, darling  - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz