ROZDZIAŁ CZTERNASTY

576 55 6
                                    


#dylogiainsomnia

– Jesteś jakaś nieswoja. – Zaniepokojony ton głosu Melody sprawił, że wyrwana z ostałam z letargu. Po powrocie z urodzin Elliota, już o ósmej nad ranem stałam na własnych nogach i choć mój wycieńczony organizm wręcz cierpiętniczo błagał o odpoczynek, zdołałam zmusić się do funkcjonowania w miarę przystępny sposób. Czułam się niezmiernie winna tego, że nie spędzałam z moimi przyjaciółmi wystarczająco dużo czasu. Nie po to zjawili się w Los Angeles, aby jedynie okupować kanapę w trakcie częstych nieobecności właścicielki. Z tego też powodu, dwa następne dni spędziliśmy na zwiedzaniu miasta oraz korzystaniu z pięknej pogody. Mimo to nie zdołałam ukryć niechęci do spędzania w tym miejscu najbliższych miesięcy. To nie tak, że nie czułam się tutaj dobrze. Miałam nieograniczony dostęp do różnorakich dóbr, otaczałam się wieloma znajomymi osobami, a grzejące słońce zezwalało na wiele aktywności fizycznych. Niezależnie od tego, jak bardzo bym się jednak starała, nie dałabym rady ukryć tęsknoty za Londynem. Gdyby nie układ z Davianem, ruszyłabym tam tuż po zakończeniu trasy.

Nasz pierwszy dom do tej pory przyprawiał o dreszcze i kojarzył się z samym złem, lecz ten, do którego po latach przeprowadziłyśmy się z mamą, stał się moją bezpieczną przystanią. Nie czułyśmy się wtedy dobrze. Przypominałyśmy ludzkie wraki. Ona zatapiała smutki w alkoholu, ja uciekałam do narkotyków i tańczyłam w klubie nocnym, by nie wpaść w wir niedoli. Mimo to nowe miejsce dało nam pewien spokój.

– Chciałabym wrócić do Londynu – zakomunikowałam, beznamiętnie wpatrując się w kubek z kawą. – Może nawet na kilka dnia. Muszę zobaczyć się z mamą. Oszaleję, jeśli tego nie zrobię, Mel. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak przytłoczona Los Angeles.

Dziewczyna na moment uchyliła jasnoróżowe wargi, lecz szybko zacisnęła je w wąską linię. Wyraźnie nie spodziewała się takiego wyznania. Głośno przełknęła ślinę i przez kilka dobrych sekund jedynie uważnie obserwowała moją twarz, jak gdyby próbując wyłapać jakiekolwiek zawahanie. Koniec końców, skinęła głową i przyjęła to wytłumaczenie.

– Dobrze, zabierz się z nami, ale lepiej uprzedź wpierw Laurenta – mruknęła. – Może mieć lekkie... obiekcje. Wiesz, jak jest.

– Zgodziłam się na ten beznadziejny plan fałszywego związku z Davianem – przypomniałam, przez co westchnęła z rezygnacją. – Musi pozwolić na chociaż kilka dni wolnego. Mimo wszystko jestem dla niego zbyt cenna. Starałam się przestrzegać ich zasad, ale naprawdę dostanę na głowę, jeżeli nie będę stała przy swoim zdaniu w tej kwestii.

Trescott nie zaprzeczyła, a jedynie machnęła niedbale dłonią, dając mi tym samym zielone światło. Zrobiłabym to jednak nawet bez jej aprobaty. Zdecydowanie preferowała moje słoneczne miasto od chłodnego Londynu, została stworzona, aby żyć w blasku fleszy, nawet jeśli życie zaprowadziło ją na taką, a nie inną ścieżkę. Gdyby któregoś dnia wyznała, że przeprowadza się do Stanów, nawet by mnie to nie zdziwiło. Kochała swoje rodzinne miasto, lecz urodzona została do życia, którym żyłam ja. Niekiedy miałam wrażenie, że zamieniłyśmy się rolami.

Podekscytowanie zawrzało w mych żyłach na samo wyobrażenie kilkunastogodzinnego lotu, Owszem, może wizja ta wydawała się nieco męcząca, jednak świadomość, iż zakończyłaby się powrotem do domu, przewyższała wszystkie inne konsekwencje.

Agent odebrał wprost momentalnie, jak gdyby przygotował na to połączenie. Podejrzewałam, że widząc moje imię na ekranie, już miał w głowie wizję globalnej katastrofy.

– Tak, Crystal? Coś się stało? – Dotarł do mnie jego lekko zachrypnięty głos.

– Dlaczego od razu zakładasz, że musiało się coś stać? – Wydęłam dolną wargę, nawet jeżeli w danej chwili nie mógł tego dostrzec. – Może po prostu chciałam porozmawiać o pogodzie lub zapytać, jak mija ci dzień? Czy to takie dziwne?

Sweet dreams, darling  - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz