IV

497 34 16
                                    

Pov. Hyunjin
    
               Wyszedłem zdenerwowany i zestresowany z kawiarni.
    
               On uciekł. Udało mu się. Po tylu latach.
    
               Jechałem jak wściekły przez miasto, do miejsca, o którym nie wie nikt. A przynajmniej nie powinien wiedzieć.
    
               Trzęsły mi się ręce, dlatego zacisnąłem je mocniej na kierownicy. Stresowałem się spotkaniem z nim. Po takim czasie. Nareszcie wolny. I w końcu z nami. W pełnym składzie.
    
               Dojechałem na miejsce. Przed kryjówką, stał Jeongin z Seungminem. Wow, ochrona pełną parą.
    
               Spojrzeli na moje auto, później na mnie, siedzącego za kółkiem. Widziałem na ich twarzach wymalowany strach. Też się bali.
    
               Wysiadłem z auta. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem do kolegów.

— Kiedy uciekł? — spytałem podchodząc.

— Dzisiaj. Właściwie niedawno. Ten psychiatryk jest niedaleko nas. — zaczął I.N. — Przybiegł wycieńczony, ale gdy nas zobaczył, okropnie zdziwionych i przestraszonych, uśmiechnął się i prawie zemdlał. Han go złapał w ostatniej chwili.

— Jak się czuje?

— Dobrze. Rozmawiają. Wszyscy. Czekaliśmy na ciebie. Chciał cię widzieć. — zamarłem. Mnie? Po co? Przecież to Chan miał na oku wszystko pod jego nieobecność.

— Mam iść już? — przełknąłem gulę w gardle.

— Najlepiej by było. Ściągnęliśmy cię tutaj najszybciej jak się dało.

— Idę. — i poszedłem. Odsunąłem wielkie, metalowe drzwi na bok i wszedłem do środka budynku. Skierowałem się na schody, które ciągnęły się w nieskończoność. Mieliśmy siedzibę na samej górze budynku.
    
               Dotarłem zmęczony na ostatnie piętro. Uspokoiłem oddech i zapukałem do drzwi pokoju.
    
               Moim oczom ukazał się on. Fioletowowłosy psychopata — Joker.
    
               A na imię mu Minho. Lee Minho.

— Cześć. — nie wiedziałem co powiedzieć więcej.

— Cześć, Hyunjin. Miło cię widzieć. — ciągnął, a mi przechodziły ciarki po plecach. — Po dziesięciu latach, dziesięciu jebanych latach znów się widzimy! Czy to nie jest okazja do świętowania? — wstał tak gwałtownie od stołu, że prawie go przewrócił. Zrobiłem krok do tyłu dla własnego bezpieczeństwa. Szczerze, nie wiedziałem co odpowiedzieć. "Tak, Minho, jest ogromna okazja do świętowania."? Czy może "Nie tęskniliśmy za tobą. Nie wiemy, po co wróciłeś. Może wyleczyliby ten twój chory łeb. Ale nie dałeś sobie pomóc. Tobie nie da się pomóc". Żadna odpowiedź nie była poprawna. Więc się nie odezwałem. Co było błędem.

— Czemu nic nie mówisz? Odpowiedz! — uniósł ręce w górę ze złości. Changbin, biedny, prawie dostał w głowę kubkiem z kawą Jokera. Na szczęście ominął go i poleciał na ścianę.

— Co mam ci odpowiedzieć? Że się cieszę? Dobrze wiesz, że ludzie się ciebie boją. Za to, co odpierdoliłeś. Ten czło—

— Zamknij się! A najlepiej wyjdź. — usiadł. Reszta członków naszej grupy, patrzyła raz na mnie, a raz na Lee, z wyraźnym strachem w oczach.

— Słyszałem, że bardzo chciałeś mnie widzieć. Więc jestem. — nie wiem, skąd u mnie ta odwaga.

— Teraz już nie chcę. Wyjdź. — warknął.

— Idę. Miło cię widzieć, Jokerze. — puściłem oczko załamanemu chłopakowi, który miał schowaną twarz w rękach.

— Wyjdź, albo sam cię wyprowadzę.

— Już idę. — uniosłem się dumą.
    
               Taki sam jak zawsze. Nie zmienił się w ogóle.

    
               Wyszedłem zdenerwowany i przestraszony z wieży. To będzie ciężka noc.
    
               Współczuję chłopakom.
    
               Głównie Hanowi. To jego Minho wziął jako swojego pionka. Han się wcale temu nie opiera. Nie wnikam co jest między nimi. Ale jednocześnie wyrażam kondolencje dla Hana i jego rodziny, kiedy znajdą młodego martwego, po tym, jak nie posłucha swojego "władcy".
    
               Dojechałem do domu. Domem właściwie tego nie mogę nazwać. Spałem w rozwalającym się campingu. Przytulnie. Tak, przytulnie, od dupy strony.

oddinary | hyunlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz