Przez następne dwa dni, zapanowało wyjątkowo wielkie poruszenie.
Prasa dowiedziała się o próbie samobójczej królowej jednak mało kto ją krytykował za to. Nawet jej przeciwnicy wydawali się rozumieć co ją do tego pchnęło i życzyli jej siły oraz powrotu do zdrowia.
Martin nie odstępował żony ani na krok. Małą Alex zostawił pod opieką Edith jak i opiekunki, które to zaoferowały siebie na ten czas. Nie powiedział nikomu co było w liście który zostawiła. Nie chciał ich jeszcze bardziej dołować.
Wystarczyło, że widział jak Timothy nie wiedział co zrobić z tym wszystkim i snuł się jak cień. Przerażała go wizja utraty swojej córki.
Helen ciągle była przy Martinie ale ten ją odpychał i siedział tylko przy żonie, która to się nie budziła.Miał okropne wrażenie, że wszystko co działo się po ich okropnym wypadku, wracało. Charlie się nie budziła a on siedział przy niej.
To również nie dawali mu gwarancji, że się wybudzi i to go dobijało. Jednak już nie płakał. Nie miał czym.- Obudź się, błagam cię. - jęknął żałośnie ale Charlie ani drgnęła.
.
Martin ocknął się w środku nocy czując, że jest mu niewygodnie. Jak zwykle zapomniał o sobie i liczyła się tylko ona. To też poczuł, że jak tylko się podniesie, to kręgosłup mu strzeli. Starzał się, nie mógł nic na to poradzić jednak teraz to się nie liczyło. Nic się nie liczyło po za Charlie. Usnął na jej brzuchu jednak teraz coś mu nie pasowało.
Czuł drobną dłoń na swojej głowie, która powolnie, wręcz ospale go gładziła. Gdy pierwszy szok minął, zobaczył ledwo uchylone oczy Charlie, wpatrujące się w niego. Obserwowała go od blisko godziny jak spał na niej wykończony i zapuchnięty od ciągłego płaczu. Próbowała być na niego zła ale nie mogła. Była zbyt zmęczona na to.
Martin nie mógł się ruszyć widząc ją, żywą i przytomną. Nie miał pojęcia ile jeszcze tak leżał, wpatrując się w nią ale poczuł jak łzy nachodzą mu do oczu. Podniósł się wreszcie a łzy poleciały.
- Charlie.. - jęknął i od razu zamknął ją w swoich ramionach. Czuł jak ta niemrawo objęła go ręką i nie mogła ciągle utrzymać głowy w górze. Przytrzymał ją i tulił do siebie z ulgą.
- Tak się o ciebie bałem. - wysmarkał jej do ucha i płakał dalej jednak tym razem, z ulgi.
Charlie nie odzywała się i pozwalała mu ryczeć na swoim ramieniu. Normalnie by go zjechała ale nie miała na to siły.
Wreszcie odsunął ją od siebie i zlustrował wzrokiem. Miała ledwo otwarte oczy i żadnej emocji na twarzy. Była oczywiście świadoma jego łez, strachu o nią ale to na nią nie działało w tym momencie. Nie czuła nic.- Jak się czujesz? Pójdę może po lekarza. - zadecydował i już miał zostawić ją na moment, gdy ta dziwnie mocno złapała go za rękę. Wrócił do niej wzrokiem.
- Czemu nie dałeś mi umrzeć?- spytała cicho a Martin poczuł jak kolana się pod nim ugięły, jakby właśnie dostał czymś ciężkim w głowę. Głupio wierzył, że jak się obudzi to będzie tego żałować. Jednak jak widać, ona naprawdę chciała to zrobić.
- Ale.. Ale jak.. Jakbym mógł to zrobić?- jęknął i usiadł przy niej, nie puszczając jej ręki. Sądził, że gdyby była silniejsza to by się wyszarpnęła. Jednam teraz mu na to pozwoliła.
- Powinnam to zrobić wtedy, w chatce. Tak byłoby najlepiej. Nie męczyłbyś się ze mną. - odparła cicho. Oczy jej się kleiły i chciało jej się spać ale walczyła z tym chwilowo. Widziała łzy na jego twarzy i była świadoma, że to było przez nią. Jednak nie potrafiła się tym przejąć, nie interesowało jej to. Powinien wylać łzy po jej śmierci i ruszyć naprzód. Tak byłoby najlepiej.
CZYTASZ
Charlotte II
RomanceMartin z Charlie wycierpieli już wiele. Jednak czy to będzie koniec? A może ich świat zawali się na nowo i to tak, że nie będą potrafili się już z tego podnieść? A może to będzie ich koniec? Czy przetrwają wszystko? Czy wyjdą z tego razem, a może...