Rozdział 10 - Dom

135 15 6
                                    

Kolejny październikowy miesiąc minął im na bólu i braku nadziei, która ponownie została im odebrana, podczas drugiej diagnozy. Harry został już w klinice, odkąd Louis go tam zawiózł tamtego dnia. Musiał wracać sam do domu, jednak wiedział, że to słowo traci całkowicie na znaczeniu, gdy nie ma swojego chłopaka w nim. Bez niego dom nie istniał, był jedynie pustymi murami bez jakiegokolwiek znaczenia.

Błękitnooki prawie wcale w nim nie bywał. Był przy swoim ukochanym każdego dnia. Stracił pracę, gdyż zwolnienie trwało zbyt długo, a on nawet nie wyraził chęci do powrotu. Nie miał do tego głowy, nie, gdy życie zadało im taki cios. Wszystko inne było nieistotne, liczył się tylko jego chłopak.

- Przerzut do jamy otrzewnej, to nie było oczywiste, bo wyniki jak sam pan wie były dobre. Takie rzeczy niestety mogą mieć miejsce w tym stadium. Bardzo mi przykro, że muszę panu to przekazywać, ale proszę się przygotować na najgorsze. Sądzę, że rozsądnym rozwiązaniem będzie zabrać pana Styles'a do domu, żeby był przy bliskich. My możemy zadziałać już jedynie przeciwbólowo. - powiedział lekarz, który zaciągnął Louisa do gabinetu, nie chcąc rozmawiać przy wymęczonym chorym.

Krajało mu się serce, gdy każdego dnia przesiadywał z chłopakiem w klinice, a on z dnia na dzień wyglądał coraz gorzej. Policzki ponownie się zapadły, cera starcia całkowicie blask, będąc biała niczym kartka papieru, a wieczny grymas zagościł na niej na dobre. Leżał tam od miesiąca, a Louisowi wydawało się jakby pół życia przesiedział właśnie w tej klinice.

Chłopak nie powiedział nic. Wstał powoli, zaciskając dłonie w pięści, po czym wyszedł z gabinetu, kierując się do sali gdzie leżał Harry. Szedł na trzęsących się nogach, każdy oddech sprawiału mu niesamowity ból, a tętniący szum w głowie nasilał się z każdą chwilą. Musiał przysiąść na jednym z krzeseł, by w pełni odzyskać świadomość.

Dla Louisa świat na chwilę się zatrzymał,
mógłby zostać już tak na zawsze.

Gdy dotarł do sali z torbą wypełnioną jedzeniem i ubraniami dla chłopaka, siedziała przy nim Gemma, płacząc w rękaw swojej niebieskiej koszuli, podczas gdy on spał. Podszedł do nich ostrożnie, zostawiając torbę niedaleko łóżka i ułożył swoje dłonie na ramionach dziewczyny.

- Gem? - zapytał ze łzami w oczach, dziewczyna natychmiast się odwróciła i wpadła mu w ramiona, cicho szlochając w jego pierś. Trwali tak przez chwilę, gdy jego klatka przestała falować z emocji, a płacz dziewczyny ustał, odsunął ją wtedy od siebie, by spojrzeć jej w oczy.

- Powiedzieli mi bym go zabrał do domu, że oni już nic nie mogą, rozumiesz to... odebrali nam ostatnią nadzieję. - powiedział cicho, ścierając w złości łzy, które lały się jak szalone, po jego czerwonych policzkach.

- Co? Nie możliwe, jak to nie mogą... to jest... Mój brat, on nie może odejść, nie może nas zostawić, nie on. Proszę, nie on... - zaczęła, wpadając w spazmy, by za chwilę ponownie znaleźć się w ramionach równie zrozpaczonego chłopaka.

- Proszę, pogrążmy się w sen. Wcale mi się nie podoba tutaj, proszę Gemma. Obudzimy się, gdy wszystko już będzie w porządku... - wyszeptał, cicho szlochając przy jej uchu.

Nie wiedzieli, że Harry wcale nie spał. Powieki miał zamknięte ze zmęczenia, nie miał siły nawet wykonać tak prostej czynności jak otworzenie ich. Upewnił się wtedy jedynie, że to już koniec, definitywny koniec.

Niedługo pogrąży się w sen, ale sam.

You're my favorite dream || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz