-7-

244 10 0
                                    


Nastał ten dzień. Igrzyska głodowe wypadały dzisiaj. Lieke Walsh zaraz po rozmowie ze Snowem, która rzecz jasna dotyczyła jej zadania, zmierzała już prosto do windy, przez korytarz, a potem prosto do śmigłowca, który zabierze ją na arenę.

Do Kobiety dotarła już waga igrzysk, ale nadal jej nastawienie względem przeżycia niekoniecznie się zmieniło. W głowie nadal miała mętlik i myśli o zamordowaniu Katniss, Peety i Finnicka. Bardzo mocno musiała się powstrzymywać, aby nie przejęli nad nią kontroli. Nie mogła na to pozwolić, nie mogła znowu trafić do trydynu, ani nie mogła wykonać swojego zadania. Pozostawała jej tylko śmierć. Nie było więc czego się bać.

Winda przejechała przez czwarte piętro. Walsh spuściła lekko głowę, ale zaraz ją podniosła. Miała cichą nadzieję, że spotka Finnicka. Że jak zawsze wjdzie do środka tworząc iskierki w jej wnętrzu, a ona, tym razem będzie mogła porozmawiać z nim bez kłamstw, bez żartów. Teraz była gotowa wyznać mu całą prawdę. Niestety się spóźniła. Było za późno. Teraz czekały ją tylko igrzyska, na których stoczy walkę o przetrwanie. Czuła się jakoś dziwnie, mając ochotę powiedzieć coś w stylu "Nic nowego" wzruszając ramionami.

Wysiadła na parterze i poczęła iść korytarzem. Nie trwało długo, jak wyszła na otwartą przestrzeń słysząc ogłuszający dźwięk, charakterystyczny dla przygotowujących się do startu śmigłowców.

Lieke złapała się drabinki błyskawicznie znajdując się na pokładzie, gdzie byli już niemalże wszyscy. Widziała co ma robić, więc usiadła na jednym z foteli, a po chwili podeszła kobieta ze strzykawką. Walsh wiedziała, że to nie jest lokalizator, a przynajmniej nie tylko. Oprócz niej wiedziała to cała reszta, ale Katniss najwyraźniej nie chciała się z tym pogodzić i zaczęła się wyrywać, co niezwykle irytowało powoli zapadającą w sen piwnooką, która siedziała prawie tuż koło niej. Przecież to tylko środek usypiający na czas podróży! Po chwili już zasnęła porwana w czarną otchłań.

***

Walsh odziana była w czarny przylegający strój, bardzo wygodny, zaprojektowany specjalnie dla trybutów tak, aby nie ograniczał żadnych ruchów.

- Dzięki Peter. - powiedziała Lieke kładąc dłoń na ramieniu swojego stylisty. Sama się dziwiła, że po tylu latach utrzymał się w tym zawodzie.

- Pomyślnych igrzysk. - odrzekł tylko prowadząc ją na środek białego pokoju. - mam nadzieję, że przeżyjesz.

Nie było to jakoś szczególnie emocjonujące pożegnanie. Walsh nigdy nie była jakoś szczególnie związana z Peterem. Po prostu miała z nim dobre relacje i był dobrym człowiekiem. Nigdy o nic się nie pokłócili, ale tak na prawdę nie mieli wielu okazji do rozmów.

Podali sobie ręcę żegnając się po raz ostatni. Potem Kobieta wkroczyła do wyznaczonego czarnego kręgu. Po chwili została otoczona grubą warstwą szkła i poszybowała do góry.

Nadal stała w czarnym kręgu, ale jej otoczenie się zmieniło. Od razu w oczy rzucała się otaczająca wielkie jezioro dżungla. Trybuci zostali ustawieni daleko od brzegu stojąc w  kole, na którego środku znajdował się róg obfitości. od każdego z czarnych kręgów do środka ciągnęły się czarne kamienie tworzące równoległe linie.

- Ogłaszam rozpoczęcie siedemdziesiątych piątych głodowych igrzysk!

Zanim Lieke zdążyła cokolwiek pomyśleć na temat mającej zaraz się wydarzyć rzezi, rozległ się sfrustrowany krzyk Johanny.

- Znowu ta pierdolona woda! - chyba każdy pamiętał, że igrzyska, w których Mason brała udział na tym właśnie się opierały. - Powodzenia Odair! - odrzekła z sarkazmem machając do trybuta znajdującego się stanowisko od niej. Wszyscy też wiedzieli, iż blondyn biegle walczył w wodzie. Miał więc spore szanse na przeżycie. Lieke sama nie wiedziała, czy się z tego cieszy, czy nie, gdyż zabiegi nie przestały mącić jej w uczuciach.

- Dziękuje Johanno! - krzyknął kłaniając się teatralnie. - i nawzajem! - gdy podniósł głowę na jego twarzy dało się widzieć charakterystyczny dla niego chytry uśmiech.

Zapewne ich wymiana zdań potoczyłaby się jeszcze przez dłuższy moment, ale rozpoczęło się odliczanie. Za sześćdziesiąt sekund rozpocznie się walka o prowiant, rzeczy niezbędne do przetrwania oraz broń. Czyli w skrócie: o życie.

Walsh przyjrzała się uważnie wszystkim, a potem przeniosła wzrok na róg obfitości doszukując się swojej broni. Była pewna że pojawi się tam kij z ostrzami na końcach. I się nie myliła. Była to jedna z rzeczy, która znajdowała się najbliżej niej. To by było na tyle z ułatwienia jej zadania.

Dziesięć sekund. Wszyscy ustawili się już do startu. Jedni byli gotowi na skok do wody, inni na bieg po śliskich oraz nierównych kamieniach. Piwnooka wybrała tę pierwszą opcję, wiedząc, że tak będzie łatwiej. I nie chodziło tutaj tylko o jej predyspozycje. Najzwyczajniej w świecie patrząc na czarne kamienie było widać, że lepiej po nich nie biegać. Zaraz zaczęłyby się osówać.

Trzy, dwa, jeden.

Rozległ się gong.

Cały świat poruszył się gwałtownie, gdy Walsh skoczyła do wody i zaczęła płynąć tak szybko, jak tylko pozwalał jej na to organizm.

Sama nie wiedziała co już zrobi jak dobędzie broni.

W Strachu Przed Szczęściem // Igrzyska ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz