kissing hill

531 50 20
                                    

Przez pewien czas Jacobs próbował zgadnąć, gdzie mogą się udawać. Przestał, gdy jego oczom ukazała się jedno z większych wzgórz w Orlando.

- Poważnie? - zapytał uśmiechnięty. - Piknik na górze?

- O co ci chodzi? To bardzo romantyczne. 

Chłopak zaśmiał się, spoglądając na starszego przyjaciela. 

- Nie mówię, że nie - sprostował, wciąż uśmiechnięty. - Jakaś okazja?

- Może - Tym razem to Nicholas się zaśmiał, mimo wszystko lekko się stresując. 

- Jaka? 

- Tak, na pewno ci powiem. 

Szatyn prychnął, zakładając ręce na klatce. Udawał obrażonego, mimo że wcale tak nie było. Miał nadzieje wywołać w chłopaku litość, co zazwyczaj było proste. Tym jednak razem Nick nie poddawał się tak łatwo. 

Wjechali na wzgórze, pokonując kilka ostrzejszych zakrętów. Dotarcie na samą górę trochę im zajęło, lecz w końcu udało im się dojechać na miejsce. Zostawili samochód przy drodze, a sami odeszli lekko w stronę lasu. Nicholas miał tu takie miejsce, z którego było widać dużą część miasta. 

Starszy rozłożył koc, a na nim ułożył dwie poduszki, tak, by mogli na nich usiąść. 

- Przepięknie tu - westchnął szatyn, siadając na jednej z poduszek. Drugą przysunął bliżej swojej, gdyż stwierdził, że jest za daleko i nie będzie mógł przytulić się do Armstronga. - Siadasz?

Chłopak kiwnął głową w potwierdzeniu i zajął miejsce obok. 

- Będę tęsknił za takimi chwilami - mruknął Jacobs, spoglądając na przyjaciela. 

- Ja też - odpowiedział Nicholas, układając swoją dłoń na udzie Karla. Spojrzał na zachodzące już słońce, a potem na chłopaka. - Ale nie ma co sobie psuć humoru, pogadajmy od czymś innym. 

- Na przykład o czym? - zapytał szatyn, z uśmiechem patrząc na rękę Nicka, spoczywająca na jego nodze. 

- Na przykład o.. - zaciął się. 

- No? - ponaglał go Karl. 

- Nie mam pojęcia - przyznał Armstrong, patrząc na przyjaciela rozśmieszony. Jacobs wywrócił oczami i odwrócił się w jego stronę, wciskając swoją nogę pomiędzy te należące do Nicholasa. Brunet zeskanował jego twarz, mimo że robił to wcześniej już wiele razy. Jego ręka jakimś cudem nie spadła z uda szatyna i teraz delikatnie jeździła po jego długości. Mimowolnie utrzymywali kontakt wzrokowy, nie odsuwając się od siebie, choć normalnie już dawno uznaliby, że są za blisko. - Jak bardzo będziesz na mnie zły, jeśli cię teraz pocałuję? 

Jacobs poczuł, jak jego serce ze stresu przyśpieszyło swoje bicie. Normalnie by stąd uciekł, ale sam chciał tego pocałunku bardziej, niż mógł sobie wyobrazić. 

- Bardzo, ale tylko dlatego, że robisz to dopiero teraz - odpowiedział, układając swoją dłoń powolnie na szyi Nicholasa. Zamknął oczy, widząc że ten przysuwa się do niego i przechyla swoją głowę w bok. Strasznie się stresował, ale starał się tego po sobie nie pokazywać. 

W końcu usta starszego zetknęły się z jego. Pocałunek był delikatny, ale mimo to obaj czuli jak ich wargi napierają na siebie, zapierając im dech w piersiach. 

- Przepraszam - wyszeptał prosto w usta Karla, starając się wyluzować palce u swojej dłoni, które już jakiś czas temu zaczęły boleśnie wbijać się w udo jego towarzysza. - Że robię to dopiero teraz. 

***


:)

Sun | KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz