Rozdział 11

17 0 0
                                    

Stałam w swojej malutkiej jasnej kuchni i przygotowywałam rybę na dzisiejszy wieczór. Kuchnia w moim domu rodzinnym nie należała do jakiś pięknych, była po prostu wyposażona we wszystkie niezbędne rzeczy. Zawsze marzyłam o białej, jasnej kuchni z drewnianymi akcentami wychodzącej na piękny salon w takich samych kolorach. No ale cóż, nie można mieć wszystkiego. W każdym razie nie mogłam narzekać, miałam wszystko czego potrzebuję. Po włożeniu pierwszej porcji na patelnię, zadzwonił telefon.

- Cześć kochanie, co tam u ciebie? - odezwał się głos w telefonie.

- No kurde zgadnij, co ja mogę robić, nie mam kogoś takiego jak "służby" - zironizowałam.

- No tak, zapomniałem - zaśmiał się Tony.

- Tony mam ... - zaczęłam niepewnie.

- Co się stało kotek?

- Nie chciałbyś może pójść ze mną dziś wieczorem na wigilię do moich dziadków? Wiem, że trochę późno o to pytam, nic się nie stanie jak odmówisz - dopowiedziałam szybko.

- Bardzo bym chciał, ale obiecałem siostrze, że będę w domu - powiedział smutno.

- Jasne nie ma problemu - próbowałam ukryć smutek.

- Przepraszam Em, ale za to ja zapraszam cię na obiad po świętach, co ty na to?

- Chętnie - starałam się być szczęśliwa.

- W takim razie do zobaczenia, kocham cię - powiedział szybko i rozłączył się.

- Do zobaczenia - dodałam kiedy odłożyłam telefon.

Nagle poczułam zapach spalenizny. Nosz kurwa Tony zabiję cię. Poleciałam do kuchni i szybko zdjęłam patelnię z ognia. Cała jej zawartość nadawała się tylko do wyrzucenia. Zajebiście - powiedziałam w myślach, muszę się przejść do sklepu po nową rybę o ile jeszcze będzie. Usmażyłam resztkę którą miałam dać w drugim rzucie i poszłam do sklepu.

***

W sklepie skierowałam się prosto do lady z rybami. Na moje nieszczęście został tylko 1 rodzaj ryb, której nazwy totalnie nie umiem powtórzyć. Wzięłam to co zostało i skierowałam się do kasy.

Po drodze słyszałam wiele szeptów na mój temat. Starałam się je ignorować mimo wszystko, ale niektóre słowa bardzo mnie raniły np. "na co on poleciał, jest ledwo przeciętna", "ciekawe czy dała mu już dupy żeby było stać ją na normalne życie" albo "założę się, że chce go złapać na dziecko i tak zostać królową". Starałam się nie rozpłakać, ale czułam jak pojedyncze łezki biegną po moich policzkach.

- Cześć Em, kope ... czekaj coś się stało? - usłyszałam dochodząc do kasy. Była to Camile, koleżanka ze szkoły. Nie byłyśmy bardzo blisko, ale zawsze dobrze się dogadywałyśmy.
Camile była wysoką brunetką o brązowych oczach. Zawsze miała powodzenie u chłopaków, nic dziwnego była idealna.

- Cześć Cami, nic się nie stało, wszystko spoko - uśmiechnęłam się delikatnie.

- Nie przejmuj się tymi komentarzami, wiesz że to debile są, nie mają szacunku do drugiego człowieka za grosz! - krzyknęła na cały głos.

- Dzięki, a ty jak tam - zapytałam i spojrzałam na nią. Od razu rzucił mi się w oczy widoczny brzuszek ciążowy.

- A super, tak sobie rośniemy z małą - uśmiechnęła się i pogłaskała brzuch.

- Jeju gratulacje, nie spodziewałam się - przytuliłam ją.

- Ja też nie ale nie zamieniłabym tego na nic innego.

You Are My Whole World, BabyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz