Rozdział dziesiąty

589 30 0
                                    


Lorenzo

Życie nie miało być łatwiejsze, zamiast tego z każdą godziną stawało się coraz trudniejsze. Wczorajszy dzień sprawił, że byłem dzisiaj całkowicie wyprany z emocji. Głowa bolała mnie tak samo jak całe ciało.

Pamiętałem wszystko, każde słowo, które wczoraj wydobyło się z moich ust. W momencie gdy zdecydowałem się na propozycje Mario i sięgnąłem po telefon aby zadzwonić do Liama, do końca liczyłem, że on jednak się nie zgodzi. Miałem nadzieję, że wszystko szlag trafi, a wtedy nie musiałbym skazywać Luciji na to co ją czekało. I choć wiedziałem, tam gdzieś głęboko w mojej głowie, że Liam był jedyną najbezpieczniejszą opcją ja i tak nie chciałem tego robić. Ale on się zgodził... Sprawiając tym samym, że nic już nie miało być takie samo.

Lucija nie zdawała sobie sprawy, że będzie miała o wiele lepiej niż mogłaby sobie wymarzyć. Liam miał tylko jej pilnować, opiekować się i tylko gdy ktoś z zewnątrz będzie ich widział miał okazywać uczucia.

Kiedy stałem w salonie oglądając łzy mojej ukochanej młodszej siostrzyczki czułem się jak skończony potwór, a kiedy rzuciła pierścionkiem nie mogłem uwierzyć, że to była ta sama osoba. To nie mogła być Lucija, poukładana i zawsze godząca się z tym co jej przygotował los, ta walczyła o siebie i byłem pewien, że także o Ksenie.

Podziwiałem ją i w tamtym momencie byłem z niej dumny jak jeszcze nigdy, ale musiałem wkroczyć do akcji. Szantaż był czymś najłatwiejszym niby...

Wypuściłem dym czując jak bardzo teraz tego potrzebowałem. Wpatrywałem się w stojącego obok mnie Liama upewniając, się że dobrze zrobiłem. Nikt inny nie mógłby zaopiekować się nią tak samo jak on i choć znałem go krótko tyle musiało mi wystarczyć. Wyrzuciłem papierosa i ruszyłem w kierunku gabinetu. Musiałem z nim porozmawiać, a najbezpieczniej było to zrobić właśnie tam. Nie musiałem odwracać się aby być pewnym, że za mną podąża. Wszedł do pomieszczenia i zamknął drzwi. Gdy tylko usłyszałem charakterystyczny klik pozwoliłem aby słowa wypłynęły z moich ust,

– Nie wiem jak mam ci dziękować stary. – Rozlałem whisky do dwóch szklanek i podałem mu jedną, sam upijając całkiem spory łyk. – Nie wiem co ojciec miał we łbie obiecując Lucije tym zboczeńcom. Przecież oni są z dwa razy starsi od niej. – Nie chcę nawet myśleć co by było gdyby Mario wtedy nie podszedł. 

Pewnego dnia zapewne Lupis zapukałby do drzwi chcąc to co mu obiecano, a ja musiałbym go zabić. Nie widziałem w tym problemu, ale jego rodzina była wielka...

– Ja nie potrafiłbym wydać córki za kogoś w moim wieku. – Odwróciłem się gwałtownie i spojrzałem na niego. Wypowiedział te słowa takim tonem jakby mnie oceniał, jakby sugerował, że postąpiłem źle. Westchnął. – Wiesz o co mi chodzi. – Wypiłem do końca trunek i odstawiłem szklankę na blat. Co mu miałem powiedzieć, że nigdy bym tego nie zrobił? Liam był młodszy ode mnie, ale nadal starszy od Luciji, ale nie aż tak, mimo to gdybym nie musiał nie zgodziłbym się na ten związek.

– Powiem to jeszcze raz, nie wiem jak ci dziękować.

– Twoja siostra w zupełności mi wystarczy jest piękna, czego więcej chcieć. – Odwróciłem się w jego stronę po raz kolejny i wbiłem w niego mordercze spojrzenie. – Wiem o czym myślisz. Ale nie martw się nie skrzywdzę jej. Będzie tylko żoną na pokaz. – Oby twoje słowa były prawdą. Nie chcesz się przekonać co się stanie jeśli chociażby spróbowałbyś ją skrzywdzić.

***

Nie byłem wstanie wyjść z gabinetu i spojrzeć mamie i siostrze w twarz. W tej chwili nie byłem w stanie na nie nawet spojrzeć bo coś zżerało mnie od środka. Do tej pory byłem niepokonany, to ja ustalałem zasady i z łatwością je łamałem, a teraz... Teraz byłem zmuszony słuchać kogoś byleby z powrotem móc chociażby zobaczyć, albo dowiedzieć, że osoba, którą kocham nadal żyje. Ktoś był cały czas o krok przede mną, bez względu ile kroków na przód zrobiłem czułem się jakbym za każdym razem cofał się do tyłu. On był zawsze przede mną, jakby od samego początku znał każdy mój krok.

Jedna Chwila - Kovachievich #2.5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz