Rozdział piąty

722 30 0
                                    

Ksenia

Na każdym kroku byłam obserwowana. Każdy z ochroniarzy, którzy piętrzyli się na korytarzu podążał za mną wzrokiem, żaden nie odwrócił ode mnie spojrzenia nawet na sekundę gdy tylko przechodziłam. Pilnowali każdy mój ruch, choć nawet bez tego nie byłabym w stanie uciec.

Stanęłam przed drzwiami pomieszczenia, w którym przez większość czasu przebywał potwór. Gdy tylko musiałam wychodzić z pokoju starałam się go unikać, ale teraz nie miałam jak. Uniosłam dłoń, ale nie zdążyłam nawet zapukać kiedy drzwi otworzyły się na oścież. W wejściu stanął młody mężczyzna, który skinął mi głową. Odsunął się w bok pozwalając mi przejść.

Chciałam uciec, ale nie byłam w stanie się ruszyć. Spojrzenie Leo siedzącego na końcu pomieszczenia za ciemnym, ciężkim biurkiem było zbyt straszne. Sprawiało, że każda kończyna odmawiała mi współpracy. Nie byłam w stanie nawet się cofnąć. Czułam jakby jego spojrzenie przytwierdzało mnie do ziemi.

– Kotku? – Wyprostował się na swoim fotelu skanując uważnie moje ciało. – Masz zamiar sama do mnie podejść, czy któryś z moich ludzi ma ci w tym pomóc, ale wtedy niestety będę zmuszony go zabić... Dotknąłby tego co moje.

Przełknęłam ślinę i spojrzałam na młodego mężczyznę stojącego przy drzwiach, który czekał, aż wejdę do środka. Musiał wyczuć na sobie mój wzrok bo podniósł głowę i bezgłośnie poruszył ustami jakby błagał o to abym ruszyła się do przodu. Był może w moim wieku, miał przed sobą całe życie. Nie chciałam mieć kogoś na sumieniu ale... Nie chciałam także aby moje życie było w niebezpieczeństwie, ale gdy tylko tam wejdę, nie wiem czy wyjdę taka sama.

Spojrzałam do tyłu chcąc znaleźć jakąś drogę ucieczki, ale za mną była ściana, a zarówno z lewej i prawej stali ochroniarze. Byłam w potrzasku. Nie zostało mi nic innego...

Weszłam do pomieszczenia. Podskoczyłam kiedy drzwi pośpiesznie się zamknęły odwróciłam się, ale młodego mężczyzny nie było już w pomieszczeniu. Widziałam tylko masywne dzrwi, które oddzielały mnie od tych wszystkich mężczyzn, którzy przez ostatnie dni mnie pilnowali. Ale nie byli w stanie uratować mnie przed swoim szefem, zapewne nawet nie skinęli by palcem, gdyby działa mi się krzywda.

– Siadaj. – Przełknęłam ślinę ruszając w jego kierunku. – Kazałem przygotować specjalnie dla ciebie. – Stanęłam przy fotelu dostrzegając stojący na biurku talerz parującego spaghetti. – Z tego co mi ptaszki ćwierkają prawie nic nie jesz. Nie podoba mi się, że próbujesz się zagłodzić. Usiądź i ładnie zjedz chyba, że ja mam cię nakarmić?

Przełknęłam ślinę czując gulę w gardle, a żołądek zacisnął się jeszcze bardziej z nerwów mimo to usiadłam i drżącymi dłońmi chwyciłam widelec grzebiąc nim w jedzeniu.

– Tak myślałem.

Nie byłam w stanie nic przełknąć, a fakt, że byłam z nim sama, w zamkniętym pokoju wcale nie pomagał. W jadalnie zawsze krążyła ochrona albo pokojówki. Wtedy trzymałam się tylko myśli, że przy swoich ludziach nie posunąłby się do niczego.

– Nigdy nie zastanawiałaś się dlaczego tutaj jesteś? – Podniosłam głowę spotykając się z jego uważnym spojrzeniem. Odchylił się na fotelu uderzając palcami o blat biurka. – Nie interesowało cię, dlaczego postanowiłem pracować z Marco? – Uśmiechnął się okrutnie, kiedy ja poczułam jak po raz kolejny chce mi się płakać. On nie żył, zginął na moich oczach. Tylko dla tego, że się we mnie zakochał. Musiał konkurować ze swoim bratem w i tak z góry przegranej walce. – Przyjmij ode mnie kondolencje. – Przechylił głowę. – Kim był dla ciebie? Chłopakiem, szwagrem a może kochankiem. Nie powiem, że zdziwiło mnie, że chciał się wycofać ale i tak nazwał cię dziwką. Jakby traktował cię jak trofeum odebrane bratu, ale przez to, że Lorenzo cię miał byłaś zniszczona. Więc kim był?

Jedna Chwila - Kovachievich #2.5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz