Wysoki czarnowłosy mężczyzna, przyodziany w czarny płaszcz zmierzał w towarzystwie blondwłosej dziewczynki, ciemnym korytarzem będącym najkrótszą ścieżką do jego gabinetu.
Ougai Mori, obecny szef Portowej Mafii, jeden z najbardziej niebezpiecznych obdarzonych w Yokohamie, był inteligentny oraz niezwykle przebiegły, rzadko co było w stanie wyprowadzić go z równowagi.
Dlatego też mimo iż jeden z jego najlepszym ludzi, omal nie zginął dnia poprzedniego a jego oddział dosłownie został zmieciony z powierzchni ziemi, to czarnowłosy nadal zachował zimną krew.
Choć były dwie kwestie na które jako szef szczególnie musiał zwrócić uwagę, pierwszą była kwestia przyczyny samego zdarzenia, natomiast drugą i dla samego Moriego o wiele bardziej interesującą było jego człowieka uratowanie.
A raczej osoby która to zrobiła, Ougai nie wiedział kim jest ów młodzieniec i mimo swoich dużych wpływów nie udało mu się ustalić nic poza tym, że prawdopodobnie jest to nowy nabytek Zbrojnej Agencji Detektywistycznej.
Choć po jego zuchwałych geście, dzięki którym kamery w pełni zdołały uchwycić jego osobę, szef Portowej Mafii zaczął nabierać podejrzeń, że wcale nie musi go szukać, że prędzej czy później on sam się do niego zgłosi. Dlatego też nie zdziwił go widok dwóch nieprzytomnych ochraniarzy tuż pod drzwiami gabinetu.
- Miło mi cię wreszcie poznać. - Rzekł wchodząc w głąb pomieszczenia z dziwnym uśmiechem na twarzy, Mori powoli podszedł do skórzanej kanapy, na której intruz jak gdyby nigdy nic się rozłożył, zakrywając jednocześnie twarz swoim kapeluszem.
- Mi też jest miło Mori-san. - Odparł w końcu zwracając uwagę na starszego. - A byłoby mi jeszcze milej gdybyś odwołał snajperów ~. - Dodał ściągając z głowy kapelusz. Przez co Mori mógł wreszcie dostrzec jego twarz i zdobiący ją nonszalancki uśmiech.
- Ależ nie ma problemu...
- Hideo Yokoyama. - Przedstawił się, wiedząc że właśnie tego starszy od niego oczekuje.
- A zatem Hideo-kun, masz ochotę na coś szczególnego? - Dodał pstrykając palcami, co miało być pewnie znakiem dla strzelców.
- Whisky z lodem. - Odparł na co Mori skinął głową, po czym zasiadł tuż naprzeciwko chłopaka, który szczerze go zafascynował.
Szatyn przeciągnął się leniwie powoli wstając ze swojego futonu, może to na skutek zmęczenia organizmu po wczorajszej próbie samobójczej, ale udało mu się przespać aż całe sześć godzin, jeśli oczywiście zegar który wisiał w jego niedużym aneksie kuchennym nie był zepsuty i wskazywał dobrą godzinę. Choć gdzieś tam z tyły głowy miał świadomość, że w jakimś małym stopniu było to wywołane towarzystwem jego syna, którego niestety po przebudzeniu, nigdzie nie zastał.
Jednak mała karteczka z ozdobnym pismem położona na talerzu pełnym kolorowych kanapek tuż na jego kuchennym blacie, sprawiła że ten fakt w ogóle go nie ruszył.
Po dokładnym przeżuciu swojego śniadania, wręcz żółwim tempem zebrał się do wyjścia i tym samym tempem powędrował w kierunku budynku Agencji.
Idąc przez siebie i nucąc cicho piosenkę o podwójnym samobójstwie, zaczął powoli wyczuwać z tyłu głowy ten dziwny niepokój, towarzyszący mu zawsze gdy był przez kogoś obserwowany. Dlatego też niby przypadkiem skierował się w nieco mniej uczęszczaną uliczkę. Nie musiał długo czekać aż poczuł jak ktoś ciągnie go brutalnie za włosy, a zimno stali oplata jego krtań, uśmiechnął się pod nosem gdyż dobrze wiedział do kogo ostrze należy.
- Niegrzeczny z ciebie kundel Chuuya~. - Wymruczał przeciągając niektóre sylaby, czując równocześnie jak zimno znika z jego szyi, w akompaniamencie tak charakterystycznego dla jego byłego partnera prychnięcia. - Powinieneś leżeć w szpitalu przynajmniej do jutra. - Dodał odwracając się na pięcie.
CZYTASZ
Six Four
FanfictionIstniało wiele rzeczy na tym świecie w które Osamu Dazai zwyczajnie nie wierzył : podróże w czasie, prawdziwa miłość i jakkolwiek arogancko to nie zabrzmi, szatyn nie wierzył w swoją przegraną! Lecz życie bywa kapryśne i któregoś dnia postawiło mu...